31.01.2012

„Dzieciństwo w pasiakach” Bogdan Bartnikowski


Dzieciństwo w pasiakach Bogdana Bartnikowskiego to opowieść o dzieciach, którym odebrano prawo do życia. Niektórym udało się jednak przeżyć. Patrząc na zdjęcia przedstawiające małe, skrajnie wyniszczone figurki, zastanawiamy się, czy te zdjęcia to nie fotomontaż. Nie, to nie fotomontaż, a o tym, z jakim okrucieństwem stykali się mali więźniowie Auschwitz, świadczy ta wzruszająca, a zarazem przerażająca książeczka. Autor opowiedział w niej o głodzie skręcającym trzewia, o pluskwach, wszach i o koszmarnej podróży, kiedy jeszcze nie rozumiał, w jak potwornej sytuacji się znalazł i dokąd wiozą go w bydlęcym wagonie.

W książce znajdziemy opisy śmierci, głodu, bólu, ale też opisy dowodów przyjaźni, poświęcenia, litości. I opisy różnych dzieci: tych kilkunastoletnich i tych całkiem malutkich. Tych aktywnych, biegających po obozie i wtykających nos we wszystkie kąty, i takich jak Nel - zamorzonych głodem, niereagujących już na otoczenie. I tych wybranych przez doktora Mengele do eksperymentów medycznych. Dzieci nie rozumiały, że kiedy Mengele się nimi interesuje, to tylko dlatego, że chce je wziąć do swoich pseudobadań, i garnęły się do niego jak do ojca.

Kilka fragmentów:
„Za okienkiem przesuwają się szeregi lamp na niskich słupach, a daleko, zza kępy drzew, z kwadratowych kominów bucha wysoki na parę metrów płomień. Och... wstrząsnął mną smród ohydny i nieznany.
- Gdzie my jesteśmy? - pytam. - I co to tak śmierdzi?
Kolejarz nie odpowiedział. Postawił mnie na podłodze wagonu mocno, aż zabolało”.
„Patrzę. Esesman wyjął z naczynia strzykawkę, wraca do Baśki. Co on robi? Zastrzyk! Taką wielką igłą? Maca Baśkę po lewej piersi, wbija igłę! szybko, głęboko, tak głęboko, że od samego patrzenia robi mi się słabo. Dziewczyna drgnęła, otworzyła na chwilę oczy, oddycha szybko, coraz szybciej. Podnoszą ją. Co? Kładą na stos pod ścianą. Dlaczego?!
- Następna - mówi ten od selekcji.
A co z Baśką?! Rusza się... o! Piersi jej uniosły się, opadły, jeszcze, jeszcze, jeszcze, jak mocno, jak szybko! Oczy wytrzeszczone, okropne...”
„Gdzieś są sklepy, gdzieś ludzie jedzą. Gdzieś jest chleb, dużo chleba, i ziemniaki, i brukiew, i wszystko. Jeść... Już nawet nie burczy w brzuchu, tylko ciągnie i piecze. A do wieczora daleko. Usiądziemy wtedy kołem na pryczy, wlepimy oczy w cegiełkę chleba, którą nóż, wręczony godnemu zaufania koledze, podzieli na najrówniejsze części. A potem jeden z nas odwróci się, a inny będzie wskazywał palcem kromki. Komu ta? Komu ta? Komu ta? Komu ta...”
Książkę tę czytałam przez cały miesiąc, po kilka stron dziennie, bo inaczej się nie da, tak jest straszna. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz