Teresa Oleś-Owczarkowa okres dzieciństwa spędzała na wsi u babci. Wspomina tę powojenną biedną wieś, kiedy ludzie mieli puste brzuchy i byle jakie odzienie. Mogła wchodzić do każdego domu. Wszędzie pytano, czy nie jest głodna, i częstowano ją, czym chata bogata, a więc chlebem i gotowaną kapustą. Sobota była dniem porządków i kąpieli. A jak jest teraz?
Domy są dużo większe, przestronne, a kuchnie lśnią czystością. Pachnie środkami do mycia i czyszczenia. Ludzie nie mają już czarnych i spękanych dłoni. We wsiach jest higienicznie[1].
Teraz Blanowice są dzielnicą Zawiercia. Nigdzie nie widać słomianych strzech, koni, środkiem drogi nie chodzą już kury ani gęsi. Teraz, aby odwiedzić sąsiadkę albo członka rodziny, trzeba umawiać się przez telefon. Kiedyś ludzi określało się przydomkiem, teraz każdy ma numer PESEL i NIP.
Widać, że dawne czasy autorka darzy sentymentem, a te nowe z telewizją i z internetem niezbyt jej się podobają. Boleje nad brakiem pobożności u współczesnych ludzi, nad nieposzanowaniem tradycji. Jednocześnie przyznaje, że sama nie stosuje się do zasad, w jakich została wychowana. Nie czuwała na przykład przy zwłokach własnej matki. Skarży się, że przez media nie ma czasu na wieczorny rachunek sumienia, a przecież to jej wybór – nikt jej nie zmusza do oglądania telewizji, telewizor można z domu wyrzucić.
Niektóre scenki pokazują wiejską gościnność i sympatyczne dziecięce zabawy, inne - tragedie spowodowane przez złych ludzi. Pewna śliczna dziewczyna została zgwałcona i ze wstydu popełniła samobójstwo. Jedna z wieśniaczek ukradła pogorzelcom ich nędzny dobytek. Leśniczy, który uwodził żony wieśniaków, został wrzucony do mrowiska i zjedzony przez mrówki. Sowieci brutalnie zgwałcili i zamordowali dorastającą dziewczynkę... Takich historyjek znajduje się w książce wiele.
Czasami Teresa Oleś-Owczarkowa wyraża swoje poglądy na różne tematy. Poglądy te są bardzo specyficzne i jakby nie przemyślane do końca. Kiedy autorka wspomina o wojnie, nie potępia jej, bo wojna to nie tylko tragedia ludzi, ale także źródło wiedzy i postępu, a ona lubi postęp. Kiedy zastanawia się, dlaczego od stuleci życie chłopów było bardzo ciężkie, dochodzi do takiego wniosku:
A może to oni, chłopi, sami byli sobie winni? Może dlatego takie ciężkie było to ich życie już od tysięcy lat, że dawno, dawno temu, otwierając gościnnie wrota domostwa, wpuścili do niego diabła?[2].
Tak więc rozważania w ogóle nie trafiły mi do przekonania, natomiast partie o życiu wsi przeczytałam w prawdziwą przyjemnością. „Mrówki w płonącym ognisku” zaliczyć można do nurtu literatury małych ojczyzn.
Moja ocena: 4/6.
---
[1] Oleś-Owczarkowa Teresa, „Mrówki w płonącym ognisku”, Wydawnictwo M, 2013, str. 57.
[2] Tamże, str. 143.