26.11.2012

„Refren kolczastego drutu” August Kowalczyk


August Kowalczyk, który zmarł całkiem niedawno (29 lipca 2012), to znana w Polsce postać. Był aktorem - wystąpił m.in. w „Układzie krążenia” i w „Stawce większej niż życie”. Zasłynął także jako człowiek, któremu udało się uciec z obozu koncentracyjnego. O tej ucieczce często opowiadał na spotkaniach z młodzieżą.

„Refren kolczastego drutu” został wydany dopiero w 1995 r. Kowalczyk przedstawił w tej książce właściwie to samo, o czym mówił na spotkaniach, tyle że obszerniej i dokładniej. Opisał więc, w jaki sposób trafił do Oświęcimia, jak wyglądała obozowa codzienność i jak udało mu się uciec. Nie zapomniał przy tym wspomnieć z wdzięcznością o osobach, które - ryzykując życiem - pomogły mu się ukrywać: o pani Helenie Stupkowej, jej mężu Janie, pani Łucji Sklorz oraz o mieszkańcach Bojszowic.

W przeciwieństwie do wielu innych byłych więźniów Kowalczyk postanowił nie unikać trudnych i wstydliwych tematów. Przyznał się więc do tego, że miewał w obozie kontakty homoseksualne, że czasami bił innych więźniów, a podczas bicia odczuwał przyjemność: Czwarty raz nie uderzyłem. Ręka zawisła w powietrzu, a w spodniach ciepło wypełniło rozgrzane nagie ciało. Byłem o krok od nieznanej mi jeszcze męskiej rozkoszy*. Na szczęście kiedy uświadomił sobie, że powoli staje się sadystą, zaprzestał bicia.

W obozie Kowalczyk
 otrzymał numer 6804.
Kowalczyk przebywał w Oświęcimiu półtora roku. Nie głodował tak mocno jak inni, bo pracował poza obozem i utrzymywał kontakty z cywilami, poza tym pełnił funkcję blokowego. 

Książka wzbogacona została wieloma wyciągami z dokumentów oraz zdjęciami archiwalnymi. Składa się z trzech części o następujących tytułach: „Przygoda w cieniu świata”, „Okruchy z dna”, „Szesnaście powrotów”. Dwie pierwsze części przeczytałam z ciekawością, a ostatnia mnie znudziła. Pod względem literackim „Refren kolczastego drutu” nie jest szczególnie piękny, niektóre wydarzenia opisane zostały zbyt pobieżnie. Przydałaby się też korekta.

Zastanawiam się, czy to napisać... ale niech będzie. Z przykrością wyznaję, że świadectwo Kowalczyka nie wstrząsnęło mną tak mocno, jak inne tego typu. Takimi książkami jak „Nadzieja umiera ostatnia”, „Czy to jest człowiek”, „Dzieciństwo w pasiakach” i wieloma innymi przejmowałam się bardzo, przeżywałam je, natomiast „Refren kolczastego drutu” nie wywarł na mnie większego wrażenia. Może nabrałam niechęci do Kowalczyka za to, że znęcał się nad innymi więźniami?... Nie wiem.

4/6.

---
* August Kowalczyk, „Refren kolczastego drutu: trylogia prawdziwa”, wyd. Pszczyna: Urząd Miejski, 1997, str. 170.

21.11.2012

„Genitrix” François Mauriac


Wyobraźcie sobie prowincjonalny dom, z zewnątrz zadbany i porządny, w środku którego dzieją się rzeczy straszne. Podzielony jest na strefy, niczym na terenie ogarniętym wojną. W jednej części, nazywanej „siedliskiem wroga”, mieszka ciężarna Matylda, w drugiej - jej świeżo poślubiony mąż Fernand ze swoją matką Felicją.

Przed zawarciem małżeństwa Matylda tkwiła na łasce krewnych. Któregoś razu ujrzała Fernanda w ogrodzie, gdzie potajemnie palił papierosa oraz zjadał melona (matka nie pozwalała mu jeść owoców, bo uważała, że szkodzą na żołądek). I nie byłoby w tej konspiracji nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Fernand miał już lat... pięćdziesiąt. W głowie młodej kobiety powstał szaleńczy pomysł: wyda się za tego kawalera-maminsynka, zmieni upokarzający status ubogiej krewnej na status żony. Sądziła, że łatwo poradzi sobie z zastraszonym, niemęskim mężczyzną. I tak się stało: Fernand pozwolił się zdobyć i został jej mężem.

Gdyby Matylda wiedziała, na co się porywa! Gdyby wiedziała, jakimi pobudkami kierował się Fernand! Bo nie z miłości ją poślubił. Ten maminsynek w głębi duszy cierpiał, nie czuł się szczęśliwy. Matka była jakby słońcem, wokół którego on krążył niczym orbita. Ale nie krążył z miłością, tylko raczej z nienawiścią, świadomy swojej zależności, śmieszności, upokorzony, sfrustrowany. Czasami zdobywał się na odruchy buntu. Wyjeżdżał wtedy do Bourdeaux i przez kilka dni mieszkał u kobiety lekkich obyczajów, czym doprowadzał matkę do pasji. Kiedy uznał, że już wystarczy, z ulgą wracał do swego domu na prowincji. Tak było i z małżeństwem. Poślubił Matyldę, by zdenerwować matkę. Szybko znużył się żoną i przestał się nią interesować. Samotna, bezbronna kobieta miała niewielkie szanse w walce z okrutną, rozgniewaną teściową...

Matylda rozumie, że w tak dramatycznej sytuacji znalazła się z własnej winy. Sama dążyła do tego małżeństwa, kierowały nią pobudki materialne - chciała po prostu mieć swój dom:
„Sama ściągnęłaś na siebie to nieszczęście. Żaden odruch czułości nie wiódł cię do tego starego człowieka. Jakiś kreci instynkt kazał ci szukać jakiegokolwiek wyjścia z twego upokarzającego położenia. Najgorsze w ciężkich warunkach życiowych jest to, że każą nam patrzeć na ludzi pod kątem widzenia ich przydatności, że bierzemy pod uwagę tylko ich użyteczność. Każdą istotę, każde wydarzenie badałaś i odkrywałaś jak karty w oczekiwaniu na atut”*
„Genitrix” Françoisa Mauriaka powstał w roku 1923. Jest to krótka, bardzo ciekawa, poruszająca historia o nieszczęśliwej kobiecie, o odwiecznej walce synowa-teściowa, o patologicznej zależności niektórych dorosłych synów od matek. Przerażająca opowieść, z mocno rozwiniętą warstwą psychologiczną, napisana z wielkim kunsztem literackim.

PS. Książkę tę poleciłabym miłośnikom dobrej literatury, a także mężatkom, które narzekają na swoje teściowe. Być może dojdziecie do wniosku, że w porównaniu z Felicją matki Waszych mężów to aniołki :)

5/6.

---
* François Mauriac, „Genitrix”, tł. Gabriela Mycielska, 1979, Wydawnictwo Literackie, str. 28.

19.11.2012

„Palec boży” Erskine Caldwell


„Palec boży” to króciutka powieść wydana po raz pierwszy w roku 1947. Bohaterką jest trzydziestopięcioletnia Molly, której mąż zginął pod kołami pociągu. Wdowa nie chce żyć samotnie, bo uważa, że w samotności można zwariować, poza tym nie umie zarobić na swoje utrzymanie. W miasteczku, w którym mieszka, nikt nie kwapi się, by dać jej zajęcie. Kobiety nie lubią jej, potępiają ją za to, że pije wino, pokazuje się w oknie bez ubrania i zaprasza do siebie żonatych mężczyzn.

Molly uważa, że przeszkodą w znalezieniu męża jest po pierwsze jej otyłość, po drugie – siedemnastoletnia córka Lily. Każdy zaproszony do domu pan ulega urokowi ślicznej panienki, a na grubą matkę nie zwraca uwagi. Zaradna Molly postanawia więc najpierw wydać za mąż córkę, a potem zająć się sobą. Być może w poszukiwaniu męża i szczęścia powinna wyjechać do innego miasta, lecz ona, tak jak wiele postaci Caldwella (np. Spence z „Ziemi tragicznej” i Cunnicutt z „Blisko domu”), nie umie opuścić miejsca, do którego się przywiązała.

W „Palcu bożym”, podobnie jak w wielu innych powieściach tego autora, można zauważyć elementy tragikomiczne. Molly rozśmiesza, ale też denerwuje. Niektóre sceny – choćby ta z zastrzykami – są bardzo zabawne, inne trochę mniej (brat Putta grzebiący w śmietniku). Powieść nie dorównuje „Ziemi tragicznej”, ale śmiało można po nią sięgnąć. 

Moja ocena: 4/6.

15.11.2012

„Tarnina” Jerzy Szczygieł


Akcja „Tarniny” Jerzego Szczygła toczy się w czasie drugiej wojny światowej. Bohaterami są chłopcy mieszkający na tej samej ulicy w niedużym miasteczku pod Warszawą – Tadek, Mietek, Kazik, Zymek, Jurek, Benek, Stefek, Witek oraz Gietek. Chłopcy ci nie mieli butów ani ciepłych ubrań. Często głodowali, bo w ich domach brakowało jedzenia i podstawowych rzeczy. Próbowali sobie jakoś radzić – kradli ziemniaki z okolicznych pól i jabłka z sadów. Większość chłopców nie miała ojców, a niektórzy w ogóle nie mieli rodziny i spali, gdzie popadnie.

14.11.2012

„Rex” Cathleen Lewis


Chłopiec będący bohaterem tej książki jest niewidomy i głęboko upośledzony. Nie widzi nut, nie umie zawiązać sznurówek w swoich butach, a jednak z powodu niezwykłego talentu muzycznego znany jest na całym świecie. Po jednorazowym wysłuchaniu nawet najtrudniejszego utworu potrafi bezbłędnie go odtworzyć, zawstydzając zawodowych muzyków.

Chłopiec ten nazywa się Rex Lewis-Clark. Jego matka miała 36 lat, gdy zaszła w ciążę. Trzy tygodnie przed terminem porodu lekarze wykryli, że w mózgu płodu znajduje się ogromna, wypełniona płynem torbiel. W tej sytuacji najrozsądniejszym wyjściem wydawało się natychmiastowe wykonanie cesarskiego cięcia. Rex urodził się w czerwcu roku 1995 roku. W wieku dwóch miesięcy został poddany skomplikowanej operacji mózgu. Wkrótce okazało się, że chłopczyk jest niewidomy, a jego rozwój fizyczny i umysłowy nie przebiega prawidłowo. W wieku trzech lat jeszcze nie chodził, nie próbował mówić. Przejawiał cechy autyzmu, okazywał nadwrażliwość na dźwięki, na dotyk. Ojciec, zmęczony jego krzykami (dzieci autystyczne bez końca krzyczą) porzucił rodzinę. Bardzo schorowany malec został ze swą jedyną opiekunką, mamą.

Rex Lewis-Clark i jego mama.
Cathleen Lewis jest bezgranicznie oddana swojemu synowi. Nie należy do osób, które siadają w kącie i płaczą, a chore dziecko chowają przed światem. Bezustannie szukała różnych możliwości na poprawę losu synka, starała się jak najwięcej go nauczyć, poprawić mu nastrój, przyzwyczaić go do kontaktów z rówieśnikami, a inne dzieci przekonać, żeby chciały bawić się z Rexem, nie wyśmiewały go i nie odrzucały.

W książce napisała, jak wygląda edukacja niewidomego dziecka, jak walczyła z lekarzami o właściwą diagnozę, jak szukała sposobu na wyciszenie synka, który wciąż krzyczał i źle reagował na hałasy. I napisała o tym, jak pewnego dnia Rex dostał w prezencie keyboard. Ze zdumieniem zauważyła, że uspokoił się, a spod jego paluszków zaczęły wychodzić nie przypadkowe zbitki dźwięków, lecz melodie. Nie od razu zrozumiała, że słucha gry geniusza i nie od razu nauczyciele muzyki zorientowali się, z kim mają do czynienia. Podejrzewali na przykład, że Rex pobierał wcześniej lekcje gry na fortepianie.

„Rex” to piękna, wartościowa książka dla osób, które lubią historie wzięte z życia i interesują się losem niepełnosprawnych dzieci. Konieczna lektura dla matek chorych dzieci, bo Kathleen Lewis nie użala się nad sobą, nie narzeka na nieprzespane noce, samotność; ważny jest dla niej tylko syn, tylko jego szczęście. Przejawia niezwykły optymizm i siłę ducha, zaraża entuzjazmem.

5/6.

---
Cathleen Lewis, „Rex”, tł. Rasztawicka-Szponar Agnieszka, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, 2009.

Osoby takie jak Rex, mające uszkodzony mózg i przejawiające
niezwykły talent w jednej dziedzinie, najczęściej w muzyce
albo w matematyce, nazywane są sawantami. 

13.11.2012

David Lodge "Gorzkie prawdy" oraz zabawa blogowa "Liebster Blog" po raz drugi

"Gorzkie prawdy" Davida Lodge'a to utwór sceniczny przerobiony na minipowieść. Książka tematyką nieco przypomina "Utraconą cześć Katarzyny Blum" Heinricha Bölla, bo pokazuje, ile złego potrafią wyrządzić pozbawieni skrupułów, agresywni dziennikarze. Po przeczytaniu książki Bölla czułam się wstrząśnięta, "Gorzkie prawdy" nie wywarły na mnie żadnego głębszego wrażenia, być może z powodu nieudanego zakończenia.

Prawie całe "Gorzkie prawdy" składają się z dialogów pomiędzy niewielką ilością bohaterów. Nieliczne opisy są suche, bezbarwne i przypominają uwagi w sztukach dramatycznych. Bohaterowie to małżonkowie Adrian i Eleonor, ich przyjaciel z lat młodzieńczych Sam Sharp oraz dziennikarka Fanny Tarrant; pod koniec na krótko pojawia się jeszcze Creighton, mąż Fanny.

Pięćdziesięcioletni Adrian w młodości napisał "Kryjówkę", która obecnie jest lekturą szkolną. Potem przestał pisać z powodów, które zostaną ujawnione w dalszej części "Gorzkich prawd". Eleonor, jego żona, to spokojna osoba. Czytając powieści męża nieraz natrafiała na fragmenty ze swojego życiorysu, ale nie skarżyła się na to. Sam Sharp to ich przyjaciel z lat młodości. W przeciwieństwie do nich odnosi sukcesy i dużo zarabia.

12.11.2012

„Blisko domu” Erskine Caldwell


Głównym bohaterem Blisko domu E. Caldwella jest Cunnicutt, ubogi mężczyzna o białej skórze. Poznajemy go w kilka godzin po tym, jak zawarł małżeństwo z majętną Maebelle. Wszyscy uważają, że Cunnicutt zrobił dobrą partię, bo wdowa posiada dużo ziemi i lasów. On jednak nie przywiązuje wagi do pieniędzy; ożenił się tylko dlatego, że znudziły mu się hamburgery i zupki z puszki, a Maebelle dobrze gotuje.

Po ceremonii ślubnej Maebelle przygotowała pyszną kolację i przytulny pokój. Z pewnością liczyła na miłe chwile. Zjedzą, potem zamkną się w sypialni... Jakież było jej zdziwienie i wściekłość, gdy mąż, zapełniwszy żołądek, wyszedł z domu i zniknął! Wrócił dopiero rankiem, gdy zgłodniał i zapragnął następnego posiłku. Wyjaśnił, że nocą polował na oposy. Zachowywał się tak, jakby nie rozumiał, dlaczego nowo poślubiona żona ma do niego pretensje. Wkrótce dowiadujemy się, że Cunnicutt utrzymuje stosunki z młodą, piękną Mulatką o imieniu Josene.

Caldwellowi udało się wymyślić niezwykle irytującego bohatera. Cunnicutt to okropny, traktujący kobiety instrumentalnie, gruboskórny prostak, który nie wie, czego się od niego oczekuje i nie widzi swoich gaf ani niedelikatności. Wspomnę o jednym epizodzie, dobrze ukazującym charakter tego mężczyzny: dowiedziawszy się, że Maebelle piekli się i rzuca patelniami, Cunnicutt stwierdza z chichotem, że w takim razie nie będzie wracał do domu, i poleca Josene, by poszła do Maebelle i przyniosła mu posiłek. W ogóle nie martwi się tym, że wściekłość jego żony skupi się na bezbronnej Mulatce!...

Najsympatyczniejszą postacią książki jest Josene, mama małej Ellen. Mając 25 lat, Josene uświadomiła sobie, że nie ma domu ani męża, a na kochanka nie może liczyć. Cunnicutt nie zadba o nią, nie obroni jej przed wściekłością białej pracodawczyni. Gdyby w miasteczku panowała większa tolerancja, może mieszkaliby razem i żyliby szczęśliwie. A wyjechać w inne miejsce Cunnicutt nie chce, bo lubi być blisko domu.

W książce opisanych zostało wiele tragikomicznych sytuacji. Tematy, które poruszył Caldwell, wcale nie są błahe: to rasizm, nietolerancja, zależności pomiędzy czarnoskórymi i białymi. W miasteczku, w którym dzieje się akcja, mnóstwo białych mężczyzn utrzymuje intymne kontakty z Murzynkami, bo według nich Murzynki są powabniejsze i milsze. Murzynki nadzwyczaj często rodzą dzieci o jasnej skórze; fakt ten doprowadza białe panie do pasji.

Przeczytałam sześć książek Caldwella. Blisko domu to jedna z lepszych. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, serdecznie polecam!

5/6.

10.11.2012

„Czas Czerwonych Gór” Petra Hůlová oraz blogowa zabawa Liebster blog







Bohaterki „Czasu Czerwonych Gór” Petry Hůlovej mieszkają w Mongolii – kraju umiejscowionym pomiędzy Rosją a Chinami. Powieść została napisana narracją pierwszoosobową, a narratorkami są kobiety z jednej rodziny: Alta, jej córki Dzaja, Ojuna i Nara oraz wnuczka Dolgorma. Niektóre z nich całe życie spędziły w koczowniczym obozowisku w górach, inne zamieszkały w Ułan Bator. Każda ze swojego punktu widzenia opisuje własne życie, dzieli się wrażeniami, smutkami. Nie rozczulają się nad swoim losem. Opowiedziane przez nich historie są raczej gorzkie.

Hůlova nie idealizuje Mongołów, przedstawia ich jako ludzi nienawidzących Chińczyków, myjących się rzadko i niechętnie, pokrytych skorupą brudu. Śmiecie składają na podwórku albo – jeśli mieszkają w Ułan Bator – wyrzucają przez okno. Zwłoki bliskich osób zostawiają na stepie, dzikim zwierzętom na pożarcie. Pierwszoplanowe bohaterki nie należą do kobiet inteligentnych. Nie czytają książek, nie rozumieją, że tłuste jedzenie im szkodzi. Wychowywane zostały w przekonaniu, że wartościowa kobieta musi rodzić dużo dzieci, a ta, która nie rodzi, jest godnym pożałowania dziwadłem.

W takim namiocie koczowniczym wychowały
się bohaterki Czasu Czerwonych Gór
Powieść przeczytałam z zainteresowaniem. Najbardziej zaciekawiły mnie losy Dzaji. Dzaja przez długi czas nie rozumiała, dlaczego jest mniej kochana przez mamę niż Megi i Ojuna i dlaczego wygląda inaczej niż siostry: ma dziwne, skośne oczy i niski wzrost. Musiało minąć wiele lat, by do dziewczyny dotarło, że nie jest pełnej krwi Mongołką, że jej matka zdradzała męża. Mężczyzna, którego uważała za ojca, najbardziej kochał Megi, ale dobry był dla wszystkich dziewczynek.

Petra Hůlová, autorka tej książki, to Czeszka. Urodzona z roku 1979, ukończyła mongolistykę i kulturoznawstwo. Napisała też powieść pt. „Stacja Tajga”, którą niebawem zamierzam przeczytać.



A teraz zabawa blogowa, do której zaprosiła mnie Viv.  Dziękuję za zaproszenie i odpowiadam na pytania:

1. Jaka była twoja pierwsza, przeczytana samodzielnie książka?
„Kot, który zawsze chadzał własnymi drogami” Kiplinga.

2. Chuchasz, dmuchasz na książki czy nie przejmujesz się i zaginasz rogi, zakreślasz?
O nie, nigdy nie zakreślam, nie zaginam rogów i w żaden sposób nie niszczę książek. Nie lubię, gdy ktoś niszczy książki. Osoba, która książki niszczy, pożycza i ich nie oddaje lub też wypowiada się o nich lekceważąco, budzi mój gniew. Nie lubię takich osób.

3. Przeczytałaś (łeś) kiedyś szeroko pojętego gniota, który mimo to ci się podobał?
A tak. Kiedyś przeczytałam z zapartym tchem kilka książek Danielle Steel, potem zmieniłam zdanie na ich temat.

4. Co cię skłoniło do założenia bloga?
U mnie najpierw była Biblionetka przez około 4 lata. Dobrze pamiętam dzień, kiedy wpadłam na pomysł założenia bloga – 18 I 2012. Skopiowałam swoje wszystkie stare recenzje i okazało się, że na blogu mam całkiem sporo rzeczy. Na Biblionetkę nadal zaglądam, ale o wiele rzadziej, bo czas, jaki mogę poświęcić na buszowanie po internecie, jest mocno ograniczony. Lubię swojego bloga i prowadziłabym go nawet w przypadku, gdyby nikt na niego nie zaglądał. Ale oczywiście kiedy ktoś tu zajrzy, bardzo się cieszę. :)

5. Skąd wzięła się nazwa twojego bloga?
Nie miałam pomysłu na tytuł. Najpierw wymyśliłam tytuł „Przede wszystkim o książkach”, potem zmieniłam na „Koczowniczka o książkach”.

6. W jakie miejsce zapragnęłaś (zapragnąłeś) pojechać po tym, jak przeczytałaś (łeś) o nim w książce?
W wiele miejsc... Ostatnio, po przeczytaniu „Świni w pałacu” Tessy de Loo, do Albanii.

7. Jaką książkę szczególnie chciałabyś (chciałbyś) polecić, podsunąć swoim dzieciom?
Wiele, na przykład książki Lindgren, Musierowicz. Ale dzisiaj dzieci nie przepadają za takimi książkami, wolą H. Pottera.

8. Lubisz się spotykać z ludźmi zafiksowanymi na książkach, czy wolisz samotnie się realizować w tym zakresie?
Lubię towarzystwo osób rozmiłowanych w książkach, tyle że takich osób znam niewiele. Chętnie jeździłabym na biblionetkowe spotkania, ale jest mi na nie za daleko. W dyskusyjnych klubach książek nie biorę udziału. Byłam kilka razy i nie spodobało mi się to – więcej zdjęć niż dyskusji, osoby dyskutujące nie znały dobrze treści książki itd.
I jeszcze dodam, że nie uważam się za osobę „zafiksowaną” na punkcie książek. Nie wydaję ostatnich pieniędzy na książki, nie czytam, kiedy dziecko jest chore lub gdy sąsiadka zza ściany woła: „Pomocyyyy!”.  :)

9. Chichrałaś (chichrałeś) się kiedyś na głos w środkach transportu publicznego, czytając książkę?
W miejscach takich jak autobus, pociąg, poczekalnia lekarska rzadko czytam, bo mam trudności ze skupieniem uwagi, a jaki sens czytać, gdy się nie rozumie dobrze treści? Najchętniej czytam w domu. Ulubiona pora na czytanie to wieczór. Lubię ciszę, spokój. Lubię czytać książkę od razu całą, czyli zaczynam np. o osiemnastej i siedzę aż do pierwszej, drugiej, a nawet trzeciej. A potem przez dwa albo trzy dni mogę nic nie czytać. 

10. W szkole byłaś (byłeś) outsiderem, siedzącym w kącie z książką, czy duszą towarzystwa, a książki były zarezerwowane na przebywanie w domu? A może w szkole nie czytałaś (łeś)?
Czytałam w szkole pod ławką. Moim ulubionym przedmiotem był język polski, ale nie miałam szczęścia do dobrych nauczycieli polskiego. Co do pierwszej części pytania – znajdowałam się gdzieś pośrodku. Duszą towarzystwa nigdy nie byłam, ani w szkole, ani nigdzie indziej, bo jestem osobą skrytą i raczej spokojną, mniej mówię, więcej słucham. Nie lubię też babskich plotek, wyśmiewania kogoś.

11. Kontynuację jakiej książki chciałabyś (chciałbyś) przeczytać?
W tej chwili nic mi nie przychodzi do głowy.

7.11.2012

„Wiosną owego roku” Susan Hill



Bohaterką powieści pt. „Wiosną owego roku” Susan Hill jest Ruth, młoda smutna kobieta z angielskiej wsi. Wychowywał ją zaborczy owdowiały ojciec. Gdy miała dziewiętnaście lat, ojciec się ożenił; pojechała wówczas do swojej matki chrzestnej. Tam poznała Bena i zakochała się w nim. Nie zdążyła nacieszyć się mężem, bo wkrótce po ślubie zginął w wypadku.

Najmilszym towarzyszem Ruth stał się Jo, czternastoletni brat Bena. To chłopiec bardzo odpowiedzialny, pełen taktu, zaradny, pracowity, rozmiłowany w przyrodzie. Z całej rodziny Bena jeden tylko Jo rozumie, jak wielki jest ból Ruth i tylko on wie, jak się zachowywać, by jej nie ranić. Z kolei siostra Bena, Alice, jest osobą bezduszną, pozbawioną wyobraźni. Wciąż podejrzliwie obserwuje zachowanie młodej wdowy i nie waha się przed wypowiedzeniem tak okrutnych słów: „Nawet nie płaczesz. Nie masz tyle uczucia, by chociaż zapłakać”*.

5.11.2012

„A jeśli zostanę” Barbara Ciwoniuk

No i proszę, niedawno skrytykowałam Barbarę Ciwoniuk za książkę pt. „Musisz to komuś powiedzieć”, a dziś tę autorkę pochwalę. Jej powieść pt. „A jeśli zostanę” okazała się od tamtej lepsza, i to nie trochę lepsza, ale o wiele lepsza. Niegłupia, ciekawa, dosyć ładnie napisana. Warto więc dawać pisarzom kolejne szanse.

A teraz kilka słów o treści. Bohaterką „A jeśli zostanę” jest sierota Wiktoria, uczennica drugiej klasy gimnazjum. Ta wychowana na wsi dziewczyna trafiła do dużego miasta pod opiekę zamożnej, lecz niemiłej ciotki Janki oraz jej jeszcze bardziej niemiłej córki zwanej Lalą. Lala to taka nastolatka, którą niejeden dorosły miałby chęć wytargać porządnie za włosy. Wredna, złośliwa, rozkapryszona, przekonana o tym, że miastowe dziewczyny są wspaniałe, a te ze wsi – godne pogardy. Wciąż wypisuje brednie na Facebooku i różnych forach, włóczy się po galeriach handlowych i kawiarniach, plotkuje, oczernia innych.

2.11.2012

Bolesław Prus „Placówka”


Jakiś czas temu zgłosiłam się do wyzwania Czy znasz Prusa? Trzeba było przeczytać jakąś książkę Bolesława Prusa i podzielić wrażeniami na jej temat. Jako że Lalkę czytałam kilka razy i Emancypantki też, a od Faraona odstrasza mnie wiadomość, że była to ulubiona powieść Stalina i że jest w niej wiele błędów rzeczowych, postanowiłam zapoznać się z Placówką.

Placówka to opowieść z życia wsi. Główne tematy, jakie poruszył Prus, to konflikty między mieszkańcami, miłość do własnej ziemi, zjawisko chłopomanii, tragiczny los porzuconych dzieci oraz kolonizacja niemiecka na ziemiach polskich. Pierwszoplanowym bohaterem jest chłop o nazwisku Ślimak. Posiadał on chatę, chlewik i szopę, trzy morgi gruntu, ale nie miał łąki i bardzo się tym martwił. Paszę dla zwierząt musiał kupować we dworze. Jego chata stała daleko od wsi i dworu, za to blisko rzeki, gościńca i kościoła. Mieszkał wraz z żoną i dwoma synami, Jędrkiem oraz Staśkiem. W gospodarstwie pomagała sierota Magda oraz niepełnosprawny Maciek Owczarz.

Ślimak to człowiek skłonny do okrucieństwa, mściwy. Nie mieściło mu się w głowie, że mogłyby zniknąć różnice klasowe. Giął się w ukłonach przed bogatymi i wysoko urodzonymi, natomiast ludzi słabszych i zależnych od siebie nie szanował. Kiedy z jakiegoś powodu wpadał w złość, znęcał się nad zwierzętami (schwycił widły i bez miłosierdzia pobił obydwie krowiny [1]) oraz swoimi dziećmi:

Wróciwszy do izby ciskał się tak, że pieniek obalił. Jędrek widząc to parsknął śmiechem, a wówczas Ślimak zdjąwszy rzemienny pas zaczął walić nim chłopaka, aż ten wlazł pod ławę i krwią się zalał. Chłop mimo to jeszcze pasa nie zapiął. Chodził po izbie z rzemieniem w ręku, czekając, rychło odezwie się żona, ażeby i ją skatować [2].

Ślimakowa to kobieta rozsądna, pracowita, trzymająca męża w dyskretny sposób pod pantoflem. Miała na niego swoje sposoby: kiedy chciał bić syna, nie prosiła o darowanie kary, bo wiedziała, że to nic nie da; wywabiała więc Ślimaka z chaty podstępem: A choć prędko, Józek - mówiła - bo cosik się stało nowej krowie. Tak się tarza... [3].

Najpiękniejsza (w sensie charakteru) postać z tej książki to Owczarz, kulejący parobek, bezdomny i przeganiany z miejsca na miejsce. Wdzięczny był Ślimakowi za przygarnięcie, toteż pracował za dwóch. Owczarz rzadko się odzywał, to typ człowieka, który mało mówi, a dużo robi.

Placówka nie dorównuje Lalce. Jest w niej kilka elementów, które w naszych czasach rażą. Przede wszystkim Prusowi nie udało się zakończenie - jest nieprawdopodobne, naiwne. Po drugie, narracja chwilami sprawia wrażenie przestarzałej. Niepotrzebnie Prus opisywał, co myślą wróble, sosna oraz ziemia. Oto przykład:  Nie tyżeś winien? - szeptała z kolei ziemia. - Sam jadasz trzy razy na dobę, a mnie - jak często karmisz?... Daj, Boże, raz na osiem lat! A dużo mi dajesz? Pies by zdechł na takim wikcie [4] - tego typu zdań jest jeszcze kilka. Po trzecie, zbyt wielu bohaterów umiera, a przecież akcja nie dzieje się ani podczas wojny, ani podczas epidemii.

Tak więc Placówka nie dorównuje Lalce, ale to nadal bardzo dobra powieść. Czytając niektóre fragmenty, myślałam: jakie to piękne! Nieraz Prus zaskakiwał mnie swoją intuicją psychologiczną, na przykład wtedy, gdy w przejmujący sposób pokazał, że nawet w kobiecie chorej psychicznie drzemie instynkt macierzyński. Najbardziej wzruszył mnie wątek małej sierotki oraz Owczarza.

---
[1] Prus Bolesław, „Pisma wybrane, tom III”, PIW, 1972, str. 337.
[2] Tamże, str. 337.
[3] Tamże, str. 214.
[4] Tamże, str. 170.