„Statki, które mijają się nocą” Zofii Chądzyńskiej to książka dla młodzieży, ale i dorośli mogą ją śmiało czytać, bo problemy w niej podejmowane rozumie się dopiero wtedy, gdy ma się więcej niż kilkanaście lat.
Głównych bohaterów jest dwoje. Dziewiętnastoletni Paweł to student psychologii i musi opisać jakiś trudny przypadek. Gdy poznaje Erykę, czuje, że znalazł to, czego szukał. Niechodząca do szkoły, całymi dniami wylegująca się w łóżku, niedbająca o wygląd złośliwa szesnastolatka to przecież wymarzony obiekt obserwacji dla przyszłego psychologa. Paweł cieszy się, że oryginalnymi notatkami zaimponuje kolegom i profesorom, a że przy tym uważa się za dobrego człowieka, zdolnego pomóc Eryce, proponuje jej zabawę w statki i przyjaźń. Tylko jak się poczuje Eryka, gdy dowie się, że była materiałem do obserwacji?
Szesnastoletnia Eryka nie jest, jak sądzą niektórzy, rozbrykaną nastolatką, która mogłaby się zmienić, gdyby tylko zechciała. Ona już nie umie być inna. Jej psychika jest bardzo mocno chora, urazy się nawarstwiły i w domu, przy mamie, która „kocha cały świat”, a tylko do własnej córki zbliżyć się nie chce bądź nie potrafi, Eryka raczej nie ma szans na wyzdrowienie.
Jeden z bohaterów książki studiuje psychologię i w związku z tym nasuwa się smutna refleksja: czy aby na pewno psycholodzy rozumieją osoby, którym mają pomagać? Wyuczonymi formułkami można zabłysnąć na egzaminie, w podejściu do chorego to się nie sprawdza. Chorzy intuicyjnie wyczują nieszczerość, fałsz, i nie przyjmą pomocy od osoby niesolidnej, w której nie ma prawdziwego współczucia dla drugiej osoby. Dobry psycholog musi mieć w sobie to coś, co mniej wspólnego ma z dyplomem, a więcej z sercem i z życzliwością.
Talent autorki sprawia, że czytelnik zaczyna może nie tyle lubić Erykę, bo polubienie jej to naprawdę wielka sztuka, ile rozumieć ją, współczuć jej, mało tego, z przejęciem zaczyna pragnąć, by w końcu podpłynął do niej prawdziwie przyjacielski stateczek. Chądzyńska delikatnie namawia nas, byśmy postarali się zaakceptować także osoby nieatrakcyjne, nieprzystosowane, i pokazuje nam, że te osoby, choć nie chcą do tego się przyznać, bardzo cierpią, bo w byciu samotnym statkiem nie ma nic dobrego.
Przez całą książkę przewija się motyw statków błąkających się we mgle. Trąbią do siebie, lecz o bliższym porozumieniu mowy nie ma. Tak samo trudno jest porozumieć się ludziom, a już takim ludziom jak Eryka – potrójnie trudno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz