„Byłam naukowcem, a jak się jest naukowcem, nie można być już nikim innym. A już z pewnością nie kobietą idącą brzegiem morza z sandałami w ręku”.
Tak opisuje siebie bohaterka „Rosyjskiego kochanka” Marii Nurowskiej, pięćdziesięcioletnia Julia. Lubiła samotność, nie liczyły się dla niej dobra doczesne, nie interesowała się mężczyznami i nawet córce poświęcała niewiele czasu, myliła imiona swoich wnuków. Będąc w Paryżu, poznała Aleksandra, młodszego od niej o dwadzieścia lat, który na początku bynajmniej jej nie zachwycił. Cham, prostak - myślała o nim. Jednak ten gbur miał w sobie jakiś urok, coś, co działa na kobiety, i nie wiadomo dlaczego uparł się, że muszą być razem...
Trzeba przyznać, że Nurowska umie opisać stan zakochania. Bardzo dobrze przedstawiła wszystkie etapy tego stanu - budzenie się świadomości własnego ciała, zmiany w zachowaniu, lęki zakochanej kobiety. A Julia ma się czego bać, bo jest przecież od kochanka o wiele starsza. I punkt dla Nurowskiej za to, że podjęła nietypowy, kontrowersyjny temat. O wiele częściej spotykamy przecież opisy związków, w których to mężczyzna jest starszy. Pary, w których kobieta przewyższa wiekiem partnera, są krytykowane i często wyśmiewane. Wielu ludzi stara się zniszczyć taką miłość. Trochę żałuję, że akcję swojej powieści Nurowska umieściła w Paryżu, a nie w Polsce, bo w Polsce ta historia nie mogłaby być sielankowa.
Jeden fragment powieści wydał mi się niewiarygodny. Owszem, mogę uwierzyć, że trzydziestolatek zakochał się w starszej kobiecie, bo czemu by nie, ale nie uwierzę w to, że kupił poradnik o menopauzie i powiedział bohaterce, że czyta go dlatego, by lepiej zrozumieć jej zachowanie. A Julia poczuła się tym zachwycona. Wydaje mi się, że powinna być raczej skrępowana takimi aluzjami do jej wieku. Ale może się mylę?
2008-08-06
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz