29.01.2012

„Morze, morze” Iris Murdoch

Książka ma formę pamiętnika pisanego przez pewnego emeryta, który spełnił swoje marzenie i zamieszkał w domku nad morzem. Nie jest mu jednak dane cieszyć się spokojem, bo oto... spotyka swoją pierwszą miłość. Hartley ma już ponad sześćdziesiąt lat, obwisłą skórę i figurę nie taką jak kiedyś, lecz cóż z tego! Uczucie Charlesa wciąż jest bardzo żywe. Emeryt nabiera przekonania, że tym razem nie powtórzy błędów młodości i nie pozwoli, by ukochana mu się wymknęła.

I już koniec siedzenia w fotelu; pchany potężną siłą Charles będzie biegał po skałach jak młodzik, będzie też obmyślał sposoby zdobycia i „uratowania” Hartley, gdyż wydaje mu się, że jej mąż jest człowiekiem agresywnym, silnym i despotycznym. I Charles przygotowuje bardzo sprytny, niecodzienny plan. W małym domku nad morzem zaczną dziać się rzeczy dziwne, straszne i nie zawsze zgodne z prawem...

Największe zalety tej książki to żywy opis miłości i cierpień duchowych, przepiękne opisy morza (czytając, bardzo chce się jechać nad morze i żyć w spartańskich warunkach) oraz ukazanie, że emerytura to niekoniecznie okres spokoju i życiowych podsumowań; emeryt nadal zdolny jest do wielkiej namiętności i szaleństw. Obsesyjne uczucie opisane jest dogłębnie, postać kobiety - owiana tajemnicą, a my długo nie wiemy, czy Charles stanie się wybawcą, czy też przekleństwem Hartley. 

„Morze, morze” to jedna z najlepszych książek Iris Murdoch, z mistrzowsko skonstruowaną fabułą, z wplecionymi pod koniec rozważaniami na różne tematy (np. udręki z powodu wyrzutów sumienia). Te rozważania dawkowane są umiejętnie, wprawiają czytelnika w zadumę, ale go nie odstraszają. 

W tej powieści nie widzę żadnych wad; może wprowadzenie jest nieco za długie. Na właściwą akcję trzeba trochę poczekać. Charles najpierw opisuje swoje dzieciństwo, wspomina czasy spędzone w teatrze, notuje, co przyrządził sobie na śniadanie, ale około setnej strony zaczyna opowiadać o ciekawszych rzeczach. Ta bardzo obszerna książka ma też niebanalne zakończenie, a przyznam, że bałam się trochę, by zakończenie nie zepsuło mi dobrego wrażenia z lektury. Jednak takie, jakie jest, zadowala mnie w zupełności. 

Moja ocena: 6/6.

---
Opinia powstała  2009-03-09 i w nieco innej wersji była zamieszczona na Biblionetce.

4 komentarze:

  1. Kilkakrotnie przymierzałam się do Murdoch, ale tchórzyłam. Przekonałaś mnie, że "Morze..." nalezy przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W chwili obecnej bardzo lubię Iris Murdoch, ale przy pierwszym spotkaniu z jej twórczością nie byłam zadowolona. Dopiero po jakimś czasie doceniłam :-) Z tych jej książek, które czytałam, najbardziej podobają mi się "Morze, morze", "Henryk i Kato", "Jednorożec" oraz "Zacny uczeń".
      Raczej odradzam "W sieci" - słabsza. Nie jestem też pewna, czy polecać "Dylemat Jacksona", bo tę książkę Murdoch pisała wtedy, gdy była już chora na Alzheimera i niestety, w powieści widać różne niedociągnięcia, wątki się nie łączą...
      Twój wpis sprawił, że nabrałam ochoty na kolejną książkę Murdoch :-)

      Usuń
  2. O tak, takie zakończenie jakie jest jest faktycznie bardzo dobre. Bałam się jakiegoś zamknięcia, albo puenty w stylu decyzji o związku z którąś z jego wielbicielek :) A tak można dalej snuć domysły, co jeszcze spotka Charlesa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niejedna książka została zmarnowana przez słabe zakończenie... :)

      Usuń