Książka ma formę pamiętnika pisanego przez pewnego emeryta, który spełnił swoje marzenie i zamieszkał w domku nad morzem. Nie jest mu jednak dane cieszyć się spokojem, bo oto... spotyka swoją pierwszą miłość. Hartley ma już ponad sześćdziesiąt lat, obwisłą skórę i figurę nie taką jak kiedyś, lecz cóż z tego! Uczucie Charlesa wciąż jest bardzo żywe. Emeryt nabiera przekonania, że tym razem nie powtórzy błędów młodości i nie pozwoli, by ukochana mu się wymknęła.
I już koniec siedzenia w fotelu; pchany potężną siłą Charles będzie biegał po skałach jak młodzik, będzie też obmyślał sposoby zdobycia i „uratowania” Hartley, gdyż wydaje mu się, że jej mąż jest człowiekiem agresywnym, silnym i despotycznym. I Charles przygotowuje bardzo sprytny, niecodzienny plan. W małym domku nad morzem zaczną dziać się rzeczy dziwne, straszne i nie zawsze zgodne z prawem...
Największe zalety tej książki to żywy opis miłości i cierpień duchowych, przepiękne opisy morza (czytając, bardzo chce się jechać nad morze i żyć w spartańskich warunkach) oraz ukazanie, że emerytura to niekoniecznie okres spokoju i życiowych podsumowań; emeryt nadal zdolny jest do wielkiej namiętności i szaleństw. Obsesyjne uczucie opisane jest dogłębnie, postać kobiety - owiana tajemnicą, a my długo nie wiemy, czy Charles stanie się wybawcą, czy też przekleństwem Hartley.
„Morze, morze” to jedna z najlepszych książek Iris Murdoch, z mistrzowsko skonstruowaną fabułą, z wplecionymi pod koniec rozważaniami na różne tematy (np. udręki z powodu wyrzutów sumienia). Te rozważania dawkowane są umiejętnie, wprawiają czytelnika w zadumę, ale go nie odstraszają.
W tej powieści nie widzę żadnych wad; może wprowadzenie jest nieco za długie. Na właściwą akcję trzeba trochę poczekać. Charles najpierw opisuje swoje dzieciństwo, wspomina czasy spędzone w teatrze, notuje, co przyrządził sobie na śniadanie, ale około setnej strony zaczyna opowiadać o ciekawszych rzeczach. Ta bardzo obszerna książka ma też niebanalne zakończenie, a przyznam, że bałam się trochę, by zakończenie nie zepsuło mi dobrego wrażenia z lektury. Jednak takie, jakie jest, zadowala mnie w zupełności.
Moja ocena: 6/6.
---
Opinia powstała 2009-03-09 i w nieco innej wersji była zamieszczona na Biblionetce.
Kilkakrotnie przymierzałam się do Murdoch, ale tchórzyłam. Przekonałaś mnie, że "Morze..." nalezy przeczytać.
OdpowiedzUsuńW chwili obecnej bardzo lubię Iris Murdoch, ale przy pierwszym spotkaniu z jej twórczością nie byłam zadowolona. Dopiero po jakimś czasie doceniłam :-) Z tych jej książek, które czytałam, najbardziej podobają mi się "Morze, morze", "Henryk i Kato", "Jednorożec" oraz "Zacny uczeń".
UsuńRaczej odradzam "W sieci" - słabsza. Nie jestem też pewna, czy polecać "Dylemat Jacksona", bo tę książkę Murdoch pisała wtedy, gdy była już chora na Alzheimera i niestety, w powieści widać różne niedociągnięcia, wątki się nie łączą...
Twój wpis sprawił, że nabrałam ochoty na kolejną książkę Murdoch :-)
O tak, takie zakończenie jakie jest jest faktycznie bardzo dobre. Bałam się jakiegoś zamknięcia, albo puenty w stylu decyzji o związku z którąś z jego wielbicielek :) A tak można dalej snuć domysły, co jeszcze spotka Charlesa :)
OdpowiedzUsuńNiejedna książka została zmarnowana przez słabe zakończenie... :)
Usuń