Andrea, włoski adwokat po czterdziestce, bohater przepięknych „Księżyców” Piera Meldiniego, czeka na operację i na odpowiedź, czy guz nowotworowy da się usunąć w całości, czy też nie. Leżąc w klinice, pisze pamiętnik i wspomina niedawną podróż do Grecji, podróż, o której marzył od dzieciństwa, a z której wrócił przerażony, zszokowany, załamany.
Akcja powieści dzieje się w latach pięćdziesiątych, kiedy jeszcze było widać zniszczenia wojenne, a Grecy nie zapomnieli o krzywdach wyrządzonych im przez okupantów. Z tego względu nie wszyscy traktowali włoskich turystów z sympatią. Andrea nawet nie próbował bronić się przed tą nienawiścią, dobrze pamiętał radość swoich rodaków, kiedy Włochy przystąpiły do wojny. On sam nie zamierzał służyć na Bałkanach, prosił o przydział do Afryki. Nie chciał poznawać wymarzonej Grecji jako jako żołnierz wrogiej armii, nienawidzony przez miejscową ludność, zmuszany do niszczenia miejsc, które tak pragnął zobaczyć. Pojechał kilka lat później, sam. Był już wtedy mężczyzną pogrążonym w apatii, gnębionym przez uczucie pustki, ale wierzył, że wytęskniona Grecja go odmieni, rozbudzi – i że tylko ona ma taką moc.
Akcja powieści dzieje się w latach pięćdziesiątych, kiedy jeszcze było widać zniszczenia wojenne, a Grecy nie zapomnieli o krzywdach wyrządzonych im przez okupantów. Z tego względu nie wszyscy traktowali włoskich turystów z sympatią. Andrea nawet nie próbował bronić się przed tą nienawiścią, dobrze pamiętał radość swoich rodaków, kiedy Włochy przystąpiły do wojny. On sam nie zamierzał służyć na Bałkanach, prosił o przydział do Afryki. Nie chciał poznawać wymarzonej Grecji jako jako żołnierz wrogiej armii, nienawidzony przez miejscową ludność, zmuszany do niszczenia miejsc, które tak pragnął zobaczyć. Pojechał kilka lat później, sam. Był już wtedy mężczyzną pogrążonym w apatii, gnębionym przez uczucie pustki, ale wierzył, że wytęskniona Grecja go odmieni, rozbudzi – i że tylko ona ma taką moc.