„Sprawa Niny S.” Marii Nurowskiej jest książką beznadziejną: chaotycznie napisaną, nieporządną, nieprzekonującą i wtórną.
Zamordowano grubego radcę o nazwisku Baran. Śledztwo prowadzi komisarz Zawadka, który przesłuchuje trzy kobiety: Ninę – kochankę ofiary oraz jej dwie córki, Gapcię i Lilkę. Przesłuchiwane kobiety bardzo rozwlekle opowiadają o ciążach, miłostkach sprzed lat, utraconym majątku, różnych swoich tajemnicach i o karierze pisarskiej Niny, bo tak się składa, że Nina jest pisarką. Biedny komisarz słucha i słucha, czasem je ponagla, ale kobiety z uporem trajkoczą dużo i nie na temat. A potem komisarz czyta dziennik pisarki Niny, jej długaśne wywody o powstaniu „Listów z rampy” i innych dzieł. Postanawia, że musi przeczytać te „Listy z rampy”, bo dzięki nim lepiej zrozumie Ninę.
I teraz pytanie: czy prawdziwe śledztwo tak wygląda? Który komisarz, mając przed sobą osobę podejrzaną o morderstwo, zamiast prowadzić śledztwo czyta jej wypociny sprzed wielu lat? Oj, nie udało się Marii Nurowskiej uknuć dobrej kryminalnej intrygi; żaden to kryminał, raczej kiepskie romansidło i popis megalomanii autorki. Nietrudno się domyślić, że za postacią Niny kryje się sama Maria Nurowska i że chwaląc twórczość pisarki z powieści, chwali samą siebie.
Akcja toczy się powoli jak ślimak, a najbardziej nużą partie dotyczące twórczości Niny: relacje, jak to pochwalił ją sam Iwaszkiewicz, jak popularna stała się w Niemczech, jak pisała historię o dwóch starych Niemkach z zamku na Pomorzu, jak na prośbę znajomej spisała jej wspomnienia z getta, pokazała życie prostytutki i ku jej zdziwieniu owe „Listy z rampy” stały się bestsellerem w Niemczech. I o tym, jak pojechała do Monachium porozmawiać z panią Elizą von Saarow...
Coś mi to przypomina, skądś to znam – myślałam, ziewając nad powieścią Nurowskiej. Zaraz, czy nie czytałam niedawno „Księżyca nad Zakopanem” i „Niemieckiego tańca” tejże autorki? Czy nie poznałam już historii o dwóch biednych Niemkach i historii kobiety, która była prostytutką w getcie? Nie wiem, dlaczego Nurowska zamieszcza tę samą treść w wielu książkach. Czy uważa, że czytelnicy cierpią na sklerozę i nie zauważą wtórności? Czy nie sądzi, że to nieuczciwe, by płacili raz jeszcze za to samo?
Cała ta „Sprawa Niny S.” to żenada. Nie polecam.
Napisane 2009-10-19.
Nie dałam rady przeczytać do końca tej książki.
OdpowiedzUsuń