„Jezioro Bodeńskie” to powieść, która wymaga skupienia, nie nadaje się do czytania w autobusie czy też w poczekalni u lekarza. Niewiele w niej akcji, dużo miejsca zajmują rozmyślania narratora, a narrator nie budzi sympatii. To leniuch, który jeszcze przed wybuchem wojny przez większość czasu leżał w łóżku i snuł górnolotne myśli o życiu. Nawet kiedy składał wizyty podobającej mu się Ludce Natolskiej, spoczywał na kanapie w jej domu. Ludka karciła go: „Kiedy nauczysz się dobrych manier? Ledwie przyjdziesz, chwytasz gazetę i w ogóle rozpierasz się w fotelu”[115]. Uwagi nie pomagały, młody inteligent nadal zachowywał się nieelegancko. „Położyłem się na jej tapczanie i wziąłem gazetę”[131] – wyznaje. Nic dziwnego, że dziewczyna go porzuciła.
W czasie drugiej wojny światowej narrator wraz z mnóstwem innych „narodowościowych bękartów”[17] znalazł się w obozie w Konstanty w zachodniej części Niemiec. Młodemu Polakowi dokuczały tęsknota i nuda. Czas spędzał na czekaniu na listy z Warszawy, chodzeniu z książką pod pachą i prowadzeniu leniwych rozmów z Janką, Suzanne oraz Renée Bleist. Czytał „Kordiana” i uświadamiał sobie, że niewiele wie o Polsce. Wstydził się tego, że nie walczy z Niemcami tak jak inni: „Kiedy w czasie nalotu słyszę odgłosy wojny tak blisko, to nie wiem, co ze sobą zrobić ze wstydu i chęci, żeby się stąd wydostać i znaleźć tam, gdzie dziś jest moje miejsce”[210]. Uważał, że niewola, w jakiej się znalazł, jest niemęska, że Niemcy lekceważą internowanych; wyrazem tego lekceważenia jest zostawianie na noc tylko jednego strażnika. Więzień nie wiedział, że ucieczka z obozu do Szwajcarii była prawie niemożliwa: przeszkodę tworzyło Jezioro Bodeńskie. Śmiałek musiałby przepłynąć 10 km wpław i ominąć niemieckie motorówki, które krążyły po jeziorze, wyłapując zbiegów.
Narrator wiele razy postanawiał zdobyć się na jakiś bohaterski czyn i w ostatniej chwili rezygnował. Bał się, poza tym uważał, że nie został przeznaczony na bohatera i męczennika: „Czy ja od tego, żeby narodom przewodzić? Ja będę gdzieś tam przewodził, a tymczasem w moim gmachu szkolnym listy będą czekać na mnie”[234].
„Jezioro Bodeńskie” Dygata napisane zostało pięknym językiem. Dużo w niej metafor. W dialogach występuje wiele słów niemieckich i francuskich. Zdanie „A tymczasem wybuchła wojna i dostałem się do niewoli” powtarza się w powieści kilka razy. Książka kierowana jest raczej do ambitniejszych czytelników, bo miłośnicy czytadeł zmęczą się nią po kilkunastu albo nawet po kilku stronach.
---
Stanisław Dygat, „Jezioro Bodeńskie”, Świat Książki, 2008. Liczby w nawiasach to oczywiście numery stron.