Marek Przygodny ze „Zbyt krótkiego szczęścia” Pawła Pollaka pracuje we wrocławskim wydziale zabójstw i nawet w Święto Zmarłych nie może poleżeć spokojnie na kanapie, bo oto jakiś bezczelny przestępca strzela do dwojga nastolatków. Komisarz musi więc jechać na miejsce zbrodni, powiadomić rodziny ofiar, prowadzić śledztwo. Sprawę tę próbuje rozwikłać również jego przyjaciel dziennikarz Jerzy Kuriata, tyle że jemu mniej zależy na wtrąceniu mordercy do więzienia, a bardziej na zdobyciu sławy. Obaj panowie ni to ze sobą rywalizują, ni to współpracują; czasami dzielą się zdobytymi informacjami, a czasami nie.
Ceniony przez zwierzchników Przygodny tym razem ma kłopoty z doprowadzeniem śledztwa do końca. Trochę w tym jego winy, bo na przykład nie przesłuchuje wszystkich osób, które mogłyby powiedzieć coś ważnego, nie rozmawia na osobności z przyjaciółmi ofiar. Lubi działać w pojedynkę, ponadto uważa, że z racji wieku i doświadczenia może pewnych ludzi ot tak wykluczać z kręgu podejrzanych. A to niedopuszczalne. Rasowy policjant powinien podejrzewać wszystkich, łącznie z własnymi dziećmi i kochanką. Zachowując się tak jak Przygodny, można popełnić tragiczną pomyłkę.