Istnieją hiperaktywni grafomani, płodzący dwie opasłe powieści w ciągu miesiąca, i autorzy, którzy na napisanie książki przeznaczają kilka, a nawet kilkanaście lat. I jednych, i drugich spotyka ten sam los: czytelnik albo ziewa przy ich dziełach, albo z dumą mówi: pochłonąłem jednym tchem! Ciekawa jestem, czy to „jednym tchem” pisarze uważają za komplement. Bo przecież ktoś, kto poświęcił powieści zaledwie kilka godzin i natychmiast sięgnął po coś nowego, raczej jej nie przeżył i niewiele z niej zapamiętał. Może pisarze woleliby, by czytelnik podziwiał ich książkę przez wiele dni, delektował się nią, płakał przy niej?
Dawno, dawno temu dostęp do książek był ograniczony i wówczas każda wydawała się skarbem, każdą czytano wielokrotnie, z czcią. Dziś mamy ich za dużo, poza tym wmówiono nam, że przy czytaniu ważna jest nie jakość, a szybkość. Zaczyna się to już w pierwszych klasach podstawówki. Pochwały otrzymuje nie to dziecko, które czyta książki dokładnie i umie o nich opowiedzieć, tylko to, które wypożyczyło ich najwięcej. Tak samo z blogerami. Za najpopularniejszych uważa się tych, którzy codziennie publikują recenzję i zostawiają komentarze na kilkudziesięciu innych blogach. Jak najszybciej, jak najwięcej – to się najbardziej liczy.