Philip Roth jest pisarzem znanym na całym świecie. Przeczytałam zaledwie kilka jego utworów: „Cień pisarza”, „Everymana” oraz – w obszernych fragmentach – „Kompleks Portnoya”. A wczoraj w moje ręce wpadła autobiograficzna powieść pt. „Dziedzictwo”. Opowiada ona o tym, jak Roth opiekował się swoim chorym na nowotwór mózgu ojcem.
„Dziedzictwo” wzbudziło we mnie mieszane uczucia. Philip Roth wydał mi się człowiekiem bardzo niedyskretnym. Czytając, miałam wrażenie, że poznałam wszystkie wstydliwe tajemnice jego ojca, że chory staruszek został obdarty z godności nie tylko przez chorobę, ale także przez własnego syna. To trochę niesympatyczne. Bo co to za syn, który z jednej strony z oddaniem opiekuje się schorowanym ojcem, a z drugiej – uważnie go obserwuje i zbiera materiał do książki? Pewnego razu zmęczony, prawie ślepy ojciec Philipa Rotha nie zapanował nad sprawami fizjologicznymi. Ogromnie się wstydził i prosił syna, by zataić to przed innymi domownikami. Philip obiecał, że nikomu nie powie. I nie powiedział, ale... ale opisał to w książce. Opisał bardzo dokładnie i z wielkim rozmachem, nie w kilku linijkach, lecz na kilku stronach. O upokorzeniu biednego staruszka dowiedzieli się nie tylko domownicy, ale też czytelnicy z całego świata. W zachowaniu Rotha widzę i żenującą niedyskrecję, i wysilanie się na oryginalność.
Roth w swojej książce nie idealizował ojca. A o chorowaniu napisał w sposób trzeźwy i bezlitosny, pokazując, jak w krótkim czasie nowotwór zmienił pełnego energii staruszka w obolały, przerażony strzęp ludzki, marzący o śmierci, bo tylko dzięki niej uwolniłby się od cierpień. Podczas czytania tej książki każdy czytelnik zadrży z lęku i pomyśli sobie: „Oby mnie nie spotkał taki koniec, jak Hermana Rotha!”.
A czym jest tytułowe dziedzictwo? „Oto moje dziedzictwo: nie pieniądze, nie [...], lecz [...]”*. Wykropkowałam, bo wnioski, jakie wyciągnął Roth, są niezwykle oryginalne i byłoby niegrzecznością wobec czytelnika je ujawniać. Przekonajcie się sami!
Jeśli chodzi o literacką wartość książki, nie można narzekać. Roth to mistrz słowa. Obawiam się jednak, że żadna z jego powieści nie przypadnie mi do serca tak mocno, jak „Cień pisarza”.
---
* Philip Roth, „Dziedzictwo”, przeł. Jerzy Jarniewicz, wyd. Czytelnik, 2007, str. 155.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz