27.06.2021

„Dziewczyna z konbini” Sayaka Murata

 


Keiko, bohaterka „Dziewczyny z konbini” Sayaki Muraty, już od osiemnastu lat pracuje w tokijskim konbini, czyli całodobowym sklepiku oferującym najróżniejsze towary oraz usługi kurierskie. Nigdy nie bierze wolnych dni, zawsze stara się odgadywać zamiary klientów i nadążać z wykładaniem towaru, przygotowywaniem jedzenia na wynos, obsługiwaniem kasy, porządkami, słowem – żyje pracą. Ale nikt tego nie docenia, wszyscy uważają, że kobieta w jej wieku powinna robić karierę albo przynajmniej mieć męża i dzieci. Tymczasem samotna, pozbawiona ambicji Keiko nigdy nie pragnęła założyć rodziny, a w innej pracy by sobie nie poradziła, gdyż jest osobą autystyczną (autorka nie napisała tego wprost, ale czytelnik bez trudu się domyśli). Wskazuje na to wiele jej cech: zupełny brak empatii, obsesyjne zainteresowanie jedną tylko rzeczą, schematyczne postępowanie, niechęć do wprowadzania zmian i budowania relacji z innymi ludźmi. Życie wewnętrzne Keiko jest tak ubogie, że chwilami przypominała mi ona robota zaprogramowanego do pracy w sklepie. 

19.06.2021

„Tęsknota za innym światem” Ottessa Moshfegh

 


„Tęsknotę za innym światem” Ottessy Moshfegh czytałam długo i ze znużeniem. Według wydawcy „groteska, a czasami oburzenie, z jakimi autorka opisuje swe postacie, są jednocześnie nasycone czułością i współczuciem, próbą zrozumienia i wybaczenia”, ja jednak odniosłam wrażenie, że autorce chodziło tylko i wyłącznie o pokazanie tych postaci od jak najgorszej strony, o wzbudzenie do nich niechęci, a nawet obrzydzenia. Prawie wszystkie opowiadania okazały się mało ciekawe, nijakie, turpistyczne, „ozdobione” motywami skatologicznymi. Trudno zliczyć, ile razy pisarka wspomina o wymiotach czy wypróżnieniach. Oto kilka przykładowych zachowań bohaterów: 
– narratorka „Zamkniętego pokoju” ugania się za chłopakiem, którego usta „smakowały jak ekskrementy, gdy się całowaliśmy”[1] i który w jej obecności wysmarkuje nos w koszulę, wyciska pryszcze, wymiotuje, dłubie w nosie, 
– bohater „Pana Wu” ma chęć umówić się z pracownicą salonu gier, ale boi się, bo co będzie, jeśli kobieta poprosi, „żeby wylizał jej części intymne? Czy byłby w stanie to zrobić? (...) A gdyby wytarła się bez papieru toaletowego po oddaniu stolca, oblizała dłoń, a potem poprosiła, żeby ją pocałował w usta?”[2]; zmęczony takimi fantazjami, znęca się nad prostytutką,  
– narrator „Malibu” brzydzi się piersiami dziewczyny, którą odwiedza, i wpycha dłoń głęboko do jej gardła, niemal ją dusząc; do normalnego seksu nie jest zdolny, 
– narratorka „Turystyki slumsowej” beznamiętnie obserwuje krew wypływającą z dróg rodnych nastolatki, która pomimo zaawansowanej ciąży wykonuje ciężką fizyczną pracę,  
– stryj narratora „Malibu” przy świadkach bawi się przymocowanym do brzucha woreczkiem stomijnym.

12.06.2021

„Kwarantanna” Wytske Versteeg

 


Kiedy sięgałam po „Kwarantannę” Wytske Versteeg, myślałam, że będzie dotyczyć pandemii Covid-19. Ale nie, powieść została osadzona w nieokreślonej przyszłości i napisana w roku 2015, kiedy jeszcze nikt nie podejrzewał, jak bardzo rozpanoszy się i ile szkód wyrządzi koronawirus. W książce mamy takie oto realia: rząd Holandii uciekł za granicę, większość mieszkańców umarła, a ci, którzy przetrwali, muszą odbyć czterdziestodniową kwarantannę. Nie mają wody, prądu, internetu ani żadnych możliwości zdobycia najświeższych informacji. Tomas, jeden z ocalonych, ukrywa się we własnym domu. Podejrzewa, że jeżeli podejdzie do granicy, strażnicy zastrzelą go jako potencjalnego nosiciela wirusa. Jak pisze w swoim pamiętniku:
Esencją kwarantanny jest to, że reszta świata mówi: „radź sobie sam”, a krok od myśli do decyzji, by wszystko równiutko puścić z dymem i mieć z głowy, osobiście nie wydaje mi się aż taki duży. 

„Własne miejsca” Katarzyna Tubylewicz

 


Po przebrnięciu przez kiepskie „Rówieśniczki” miałam już twórczości Katarzyny Tubylewicz serdecznie dosyć, ale osoba, której gust cenię, napisała mi, że „Własne miejsca” to bardzo dobra powieść. Sięgnęłam więc po nią i choć okazała się od „Rówieśniczek” o niebo lepsza, to i tak bardzo dobrą bym jej nie nazwała. Dla mnie to książka przeciętna, należąca do kategorii „przeczytać można, ale zachwycać się nie ma czym”.