18.01.2012

„Dziewczyna komendanta” Pam Jenoff

O Dziewczynie komendanta krąży wiele sprzecznych opinii. Niektórzy uważają, że powieść ta przedstawia w złym świetle Polaków i z tego powodu powinniśmy ją potępiać. Inni zachwycają się nią, bo to podobno wzruszający, wyciskający łzy z oczu romans. Z kolei autorka, Pam Jenoff, powiedziała w wywiadzie, że książka ta jest piosenką miłosną dla Polski.

Akcja powieści dzieje się w Krakowie podczas drugiej wojny światowej. Niestety, wojnę autorka przedstawiła niezgodnie z faktami historycznymi. Kampania wrześniowa według Pam Jenoff trwała... dwa tygodnie, a czeskie Sudety zostały zagarnięte przez Niemców dopiero w lipcu 1939 roku. Po okupowanym Krakowie można było swobodnie przechadzać się nawet nocą. Ucieczka z getta była tak łatwa, jak zeskoczenie z kanapy na podłogę, a na straganach ulicznych pyszniły się świeżuteńkie i całkiem niedrogie pomarańcze. Jenoff ukończyła w Stanach Zjednoczonych studia historyczne, ale najprawdopodobniej  nie uczono tam o drugiej wojnie światowej, stąd te braki w wiedzy. Choć przebywała w Krakowie w latach 1996-98 (pracowała w konsulacie amerykańskim), widocznie nie udało jej się dotrzeć do żadnych historycznych materiałów.

Ale dosyć narzekania, pora na przedstawienie głównej bohaterki. Jest nią piękna, odważna Żydówka Emma. W czasach okupacji udawała ona Polkę i mieszkała u Krystyny, Polki, cioci swego męża Jakuba. Nie działo jej się tam źle. Codziennie żywiła się szynką, serami, mięsem, jajkami, a posiłki popijała świeżym sokiem pomarańczowym. Krystyna wydawała czasami przyjęcia dla kolaborantów i niemieckich dygnitarzy. I tak się stało, że wśród gości Emma ujrzała komendanta Richwaldera, niezwykle atrakcyjnego nazistę.

Mundur niemalże pękał w szwach na muskularnych ramionach. Mocna, kwadratowa szczęka oraz prosty nos wyglądały jak wyrzeźbione z granitu. Pożerałam go wzrokiem. Nigdy nie widziałam w realnym świecie tak imponującej postaci, jakby żywcem wyjętej z ekranu lub ze stronic bohaterskiego eposu[1] - wspomina Emma.

Zakochała się w tym komendancie i gdy zaproponował jej pracę w kwaterze gestapo, chętnie ją przyjęła. Powiedziała sobie, że ta znajomość będzie okazją do wykradania ważnych dokumentów i pomagania w ten sposób ruchowi oporu. 

Nie tylko znajomość historii jest słabą stroną pani Jenoff. Amerykanka nie umie także opisywać zawiłości psychiki ludzkiej. Ludzie u Jenoff to jakieś kukły. Spotykając pracownika gestapo ukrywająca się Żydówka nie odczuwa strachu, a jedynie... podniecenie erotyczne. Nie boi się zdemaskowania, swobodnie przechadza się po Krakowie, choć mieszkała w tym mieście przez wiele lat i mogłaby zostać przez kogoś rozpoznana. W książce mnóstwo uproszczeń, dziwacznych wydarzeń, zbiegów okoliczności. Emma na przykład podkrada się pod mury getta, nie niepokojona przez nikogo zagląda przez dziurę w murze i widzi akurat tę osobę, z którą chciała się zobaczyć.

Niektórzy zarzucają autorce, że oczerniła Polaków. Cóż, nie odniosłam takiego wrażenia. W niejednej książce Polacy ukazani są o wiele gorzej. Przecież u Pam Jenoff żaden Polak nie czai się pod murami getta, by donosić na uciekających Żydów lub wyciągać od nich pieniądze, żaden Polak nie próbuje mścić się na dziewczynach sypiających z nazistami, żaden kolaborant nie zostaje rozstrzelany. W powieści pojawiają się też dwaj Polacy o dobrych sercach. Jeden pracuje w siedzibie gestapo, drugi to farmaceuta, który za darmo leczy Żydów z getta. Bohaterka nienawidzi Polaków, ale przyznaje, że to z zazdrości, bo Polacy mogą pracować, jeść do syta, uczestniczyć w życiu kulturalnym, podczas gdy Żydzi muszą się ukrywać i umierać w getcie. Krytykuje partyzantów, ich czyny nazywa aktami szkodliwego heroizmu. Z kolei Jakub, mąż Emmy, stwierdza, że Słowacy bywają tak okrutni wobec Żydów, że Polaków w porównaniu z nimi można określić jako życzliwych[2].

Naziści w tej powieści są bardzo naiwni, pozwalają sobie wykradać dokumenty, klucze i wodzić się za nos sprytnym dziewczętom. Komendant Richwalder przedstawiony został jako całkiem dobry człowiek, który wprawdzie wysyła ludzi do obozów koncentracyjnych, ale nie wie, że te obozy to umieralnie i że istnieje coś takiego jak cyklon B.

Książka jest gruba, widać, że Jenoff starała się zadowolić czytelników. Wydała już nawet inne powieści. Ciekawe, czy są równie infantylne i płytkie jak Dziewczyna komendanta?

---
[1] Pam Jenoff, Dziewczyna komendanta, przeł. Monika Łesyszak, wyd. Arlekin, 2008, str. 88.
[2] Tamże, str. 301.

Napisane 2011-08-31.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz