„Sprawa Ewy Moreno” Håkana Nessera jest ósmą częścią cyklu o policjantach z Maardam. Tytułowa bohaterka właśnie rozpoczyna urlop, jednak nie może spędzić go w spokoju, bo nie dość, że musi przesłuchiwać pewnego aresztanta, to jeszcze zaczyna interesować się zaginięciem Mikaeli. Dziewczyna ta w dniu osiemnastych urodzin otrzymała informację, że jej biologiczny ojciec popełnił kiedyś coś strasznego i przebywa w zakładzie psychiatrycznym. Wstrząśnięta, postanawia poznać tatę. Jedzie tym samym pociągiem, co pani inspektor, i zwierza się jej ze swoich zmartwień. Po wizycie w lokalnym wariatkowie przepada bez wieści. Trochę z sympatii dla nastolatki, a trochę dlatego, że miejscowy komendant nie spieszy się z wszczęciem poszukiwań, Ewa zaczyna prowadzić własne tajne śledztwo. A nie jest to łatwe, gdyż nie ma wglądu w protokoły przesłuchań ani żadne inne dokumenty.
27.04.2021
18.04.2021
„Duszpasterstwo koło Lodowca” Halldór Laxness
Islandzki biskup wysyła młodego teologa w okolice lodowca Snæfellsjökull, by sprawdził, ile prawdy zawierają plotki krążące o tamtejszej parafii. Czy rzeczywiście opiekujący się nią pastor Prymus utracił wiarę, nie odprawia nabożeństw i pochował zwłoki na Lodowcu? I jaki jest właściwie jego stan cywilny? Biskup życzy sobie, by młody inspektor stenografował, nagrywał, ale nie podejmował żadnych działań. I wysłannik tak robi – ogranicza się do sporządzenia sprawozdania, nie komentuje, choć nieraz czuje się zdumiony i zdezorientowany tym, co widzi i słyszy.
A widzi i słyszy rzeczy niezwykłe. Kościół jest brudny, zdemolowany. Trudno do niego wejść, bo ktoś gwoździami przybił drzwi do futryny. Jeszcze gorsze wrażenie sprawia wielebny Prymus, który zamiast wykonywać duszpasterskie obowiązki, podkuwa konie i zachowuje się tak, jakby szydził z chrześcijaństwa. Mówi, że po śmierci wejdzie w głąb Lodowca, a kiedy trzeba odmówić modlitwę za zmarłego, wyjaśnia, że już dawno wyrósł z odmawiania modlitw. Jego sutanna jest wyblakła, podziurawiona przez myszy. Kawę nalewa do słoika i miesza gwoździem. Tutejsi mieszkańcy nie zgłaszają pretensji, zadowala ich taki pastor. Wszyscy zresztą zachowują się kuriozalnie. Trudno się z nimi porozumieć, bo choć mówią dużo, to nie na temat. Na przykład na pytanie, dlaczego tuż przy kościele stoi dziwaczna, ogromna budowla, odpowiadają, że słowo „dom” nie zawsze oznacza dom. Czyżby tym ludziom brakowało piątej klepki? A może to bliskość Lodowca, legendarnego środka świata, tak źle na nich wpływa? Pastor twierdzi, że „Jeśli obserwuje się Lodowiec dostatecznie długo, wówczas słowa przestają znaczyć cokolwiek”[1].
10.04.2021
„Ona pierwsza” Maggie O`Farrell
Nie była przygotowana na ten wewnętrzny poryw, na to obezwładniające uczucie, którego nie opisuje słowo „miłość”, bo jest za słabe, i że czasem ma wrażenie, że mdleje od porywu tego uczucia, że rozpaczliwie tęskni, nawet kiedy mały jest tuż obok niej, i że to chyba jakaś odmiana szaleństwa, opętania, bo wpada do pokoju, w którym on śpi, tylko po to, żeby na niego popatrzeć i coś mu szepnąć*.
Po przeczytaniu „Jestem. Jestem. Jestem” bardzo polubiłam Maggie O'Farrell i zaraz poszukałam kolejnej jej książki. Mój wybór padł na „Ona pierwsza”. Jest to powieść o dwóch kobietach żyjących w różnych czasach (młodość jednej przypada na lata pięćdziesiąte, drugiej na wiek dwudziesty pierwszy). Dopiero pod koniec można zrozumieć, co te historie łączy – a łączy znacznie więcej niż tylko Londyn będący miejscem akcji.
2.04.2021
„Budzenie drzew” Joanna Domańska
Bezimienna narratorka „Budzenia drzew” Joanny Domańskiej, ciężarna trzydziestolatka, przyjeżdża na wieś, do zaniedbanego domu dziadków, którzy ją wychowali. Dziadek już nie żyje, a babka jest zdziwaczała, niedomyta i tak samo nieczuła jak kiedyś. Od razu proponuje wnuczce aborcję. Nie przychodzi jej do głowy, że młoda kobieta chciałaby to dziecko urodzić...
Kiedy człowiek wróci w okolice, w których spędził ważną część życia, zazwyczaj zaczyna wspominać. Tak też zachowuje się bohaterka książki – odwiedza miejsca zapamiętane z dzieciństwa i wygrzebuje z pamięci różnych ludzi i różne wydarzenia: rodzinę z jedenastoma córkami, najgrubszą kobietę we wsi, zapijaczoną siostrę księdza, czekanie na śmierć dziadka, podróż autobusem z rozkładającymi się zwłokami ukochanego psa. Wysłuchuje też opowieści babki, która pamięta hitlerowców, Sowietów, partyzantów, egzekucję Żydów i niesamowitą powojenną biedę. Buty uchodziły wtedy za rzecz luksusową, a kobiety musiały wiedzieć, „jak to robić, aby ani zwierzęta, ani dzieci nie zdechły z głodu nawet wtedy, kiedy nie było nic do jedzenia”[1].
„Ucieczka” Arthur Omre
Akcja „Ucieczki” Arthura Omre toczy się przed drugą wojną światową w Norwegii. Narrator ma trzydzieści osiem lat. Przebywał w więzieniu, obecnie ukrywa się przed policją. Jak twierdzi, „Lepsze to niż pleśnienie w celi i doczekanie się rozmiękczenia mózgu”[1]. Jest bezdomny, jednak posiada sporo pieniędzy i dba o to, by wyglądać porządnie. Pomieszkuje w różnych miejscach – w garażu, w nędznym pokoiku życzliwego blacharza, w wynajętej kwaterze w małym mieście. Czasami potajemnie spotyka się z matką swojego synka, ale ona bez życzliwości patrzy na mężczyznę, który nie umie zapewnić rodzinie stabilizacji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)