31.01.2012

„Dobry pies” Jon Katz



Po jednej stronie pogryzione dzieci, poszarpane gardła, wstrętne blizny i pozostający na całe życie lęk przed zwierzętami, czasami nawet śmierć, po drugiej – miłośnicy psów, często bardzo egzaltowani. Ich miłość do zwierzaka, oddanie, poświęcenie są urocze. Ale co robić, gdy ukochany piesek gryzie? 

Byłam niedawno świadkiem okrutnej, absurdalnej sceny. Pewna kobieta przywiązała do drzwi sklepu psa bez kagańca, bo jak potem wyjaśniła „Pucuś nie lubi kagańców”. Nadeszła dziewczynka z grającą zabawką. Pies znienacka ją zaatakował i ugryzł w rękę. Zrobiło się zamieszanie, ludzie bulwersowali się nieodpowiedzialnym zachowaniem właścicielki psa, a ona bynajmniej nie starała się pocieszyć i przeprosić dziecka, nie, nic z tych rzeczy. Rozczuliła się nad... psem, powiedziała, że dzieciak sam jest sobie winny, i odeszła obrażona. 

Gdzie jest ten złoty środek, gdzie granica, która wyznacza, ile wolno psu i ile miejsca należnego ludziom może on zająć? Jeśli ktoś zastanawia się nad takimi pytaniami, warto, by sięgnął po „Dobrego psa” Jona Katza, bo to i historia pięknej, naprawdę ofiarnej, wzruszającej miłości, i przykład strasznej walki wewnętrznej, jaką stoczył właściciel psa. Otóż jego Orson pewnego razu zranił ogrodniczkę. Kilka dni potem poszarpał dziecko. Wkrótce znowu zaatakował.
W całym moim życiu, podczas którego miałem wiele psów, nie widziałem niczego bardziej przerażającego, okropnego i poruszającego niż pokrwawiona pierś mojego sąsiada[1]. 
Katz zrozumiał, że jego ukochany Orson jest potencjalnym mordercą. Jak w sytuacji, gdy się jest starszym człowiekiem z niesprawną nogą i urazem kręgosłupa, upilnować wielkiego, agresywnego psa biegającego po farmie?... 
Wcześniej usprawiedliwiałem, mitologizowałem i tłumaczyłem, ale dłużej już nie mogłem. Teraz wiedziałem, że Orson jest zdolny wyrządzić komuś poważną szkodę  przyjacielowi, jak Sara, przechodzącemu obok dziecku, sąsiadowi, który chciał coś ze mną załatwić. Stało się to jasne teraz, po wszystkich badaniach, oswajaniach, układaniach, szkoleniach, akupunkturach, ziołach i szamańskich praktykach. W moim sercu zagościł strach. Zrozumiałem aż nazbyt jasno, że od owej chwili nic już nie będzie takie jak dawniej. Kiedyś wmawiałem sobie, że Orson nikogo nie skrzywdzi. Ale teraz już nie mógłbym powiedzieć pogryzionemu dziecku z twarzą oszpeconą szramami i bliznami, że nie wiedziałem, iż może dojść do czegoś takiego, albowiem już wiedziałem[2].
Książka jest doskonałym obrazem udręki człowieka, który wyczerpał już wszystkie próby zapobieżenia złu. Zrobił bardzo wiele, więcej, niżby zrobił ktokolwiek inny na jego miejscu. 
Psy, które raz ugryzły, będą to robić nadal. Miłośnicy psów przymykają na to oczy z oczywistych i zrozumiałych powodów. Ale dla mnie psy, które krzywdzą ludzi, naruszają fundamenty porozumienia między człowiekiem a psem. Psy, które gryzą, stają się przyczyną procesów sądowych, problemów ubezpieczeniowych, restrykcji wobec wszystkich psów, mnóstwa ludzkiego bólu i cierpienia[3]. 
Książka pokazuje, że kiedy pies gryzie, nie znaczy to zawsze, że jego pan źle go traktuje. Ważne jest szczenięctwo, błędy z przeszłości, a Orson był jedynym psem, którego Katz nie wychowywał od początku. Autor przedstawia też swoje poglądy na opiekę nad zwierzętami, pisze o tym tak: 
Kiedy rola psów zostanie skrzywiona i zniekształcona, jeśli nie ograniczymy naszej miłości do nich, wtedy zerwiemy więź, która tak blisko łączy nas ze sobą. Moje psy nigdy nie będą leżeć na psich OIOM-ach, nie będą wegetować dłużej, niż im dano, nie będą zajmować miejsca należnego ludziom[4]. 
Podziwiam szczerość i odwagę autora, który w środowisku miłośników psów przyznał się do tego, że kazał uśpić psa. Zakończenie jest ogromnie smutne. Katz ze szczegółami opisuje pogrzeb swego zwierzaka: kulejąc, osobiście niósł dwudziestokilogramowe zwłoki do wybranego wcześniej miejsca... A potem rozchorował się na dobre. 

--- 
[1] Jon Katz, Dobry pies, przeł. E. Karpuk, wyd. Galaktyka, 2007, str. 172. 
[2] Tamże, str. 171. 
[3] Tamże, str. 179. 
[4] Tamże, str. 179.

1 komentarz: