„Ból kamieni” Mileny Agus to historia rodzinna. Narratorką jest dorosła już wnuczka, szykująca się do zamążpójścia, która opowiada o swojej ukochanej babci.
Babcia, mieszkanka Sardynii, w młodości była śliczna i marzyła o miłości, jednak nie umiała znaleźć sobie męża. Mężczyźni unikali jej, bo pisywała do nich ogniste listy miłosne. Poza tym mówiono o niej, że jest szalona, że spadła z księżyca, że choruje nie tylko na kamicę nerkową, lecz także „na głowę”. Uważano, że dziewczyna, która ciągle coś potajemnie zapisuje w zeszycie i chce się uczyć, nie może być normalna. W końcu poślubiła mężczyznę o wiele od siebie starszego. Nie kochała go, nie chciała, by ją dotykał, a on godził się na to pokornie i swoje potrzeby erotyczne zaspokajał w burdelach. Był zrównoważony i troskliwy (jakże czule opiekował się nią, gdy zachorowała na malarię!). Mieliby szansę na spokojne, zgodne życie, gdyby nie fakt, że kobieta zapałała namiętną miłością do Weterana - mediolańczyka poznanego w uzdrowisku.
Powieść składa się z dwudziestu króciutkich rozdziałów, liczy około sto dwadzieścia stron. Przeczytałam ją w ciągu jednego wieczoru. Nie zachwyciłam się, ale też nie poczułam rozczarowania. Czasami podczas czytania zastanawiałam się, skąd wnuczka znała najskrytsze tajemnice babci, np. zabawy w dom publiczny. Czyżby babcia opowiadała dziewczynce o tak intymnych sprawach? W zakończeniu wszystko zostało wyjaśnione, ale o zakończeniu nie będę pisać ze zrozumiałych powodów.
W literaturze rzadko jest przedstawiana miłość wnuczki do babci. Ja, jako osoba, która nie miała ani jednej babci, czytałam „Ból kamieni” z przyjemnością, ale też trochę z zazdrością.
Moja ocena: 4/6.