15.11.2020

„Karambol” Håkan Nesser

 


„Chłopak, który wkrótce miał umrzeć, zaśmiał się i wyzwolił z jej objęć”[1] – tak brzmi pierwsze zdanie „Karambolu”, siódmej części cyklu o policjantach z Maardam. Håkan Nesser swoim zwyczajem od początku wprowadza nastrój niepokoju i zmusza nas do uważnego czytania, bo przecież kiedy wiemy, że dana postać lada chwila zginie, czytamy uważnie, wyłapując różne szczegóły i czekając na scenę, która niewątpliwie dostarczy nam wiele emocji. No i rzeczywiście sympatyczny, zakochany nastolatek umiera. A potem giną kolejne postacie i do akcji wkraczają policjanci z komendy z fikcyjnego miasta Maardam. Tym razem z pewnych powodów na złapaniu mordercy zależy im tak mocno jak nigdy wcześniej. 

Niestety, mają z tym problem. Mijają dni, a oni kręcą się w miejscu, ze świadomością, że jeżeli poszukiwany nie zamorduje kolejny raz, być może zbrodnia ujdzie mu na sucho. „Guz daje przerzuty, jeśli nie, często nie zostanie wykryty. Tak samo jest w niektórych śledztwach”[2] – stwierdza Reinhart. Ten policjant lepiej sobie radzi z filozofowaniem niż z pracą zawodową; któregoś razu zapomina wszcząć poszukiwania podejrzanego!

14.11.2020

„Sprawa Münstera” Håkan Nesser

 


„Ostatni dzień życia Waldemara Leverkuhna wprost nie mógł rozpocząć się lepiej”[1] – tak zaczyna się „Sprawa Münstera”, szósta część cyklu o policjantach z Maardam. Jedni mogą uznać, że Håkan Nesser już w pierwszym zdaniu spojleruje, inni – że umiejętnie wprowadza nastrój niepokoju, bo przecież jeśli wiadomo, że postać wkrótce zginie, jej działania śledzi się z wielką uwagą. No i pan Leverkuhn, na pozór spokojny, niewadzący nikomu emeryt, rzeczywiście umiera; zostaje w swoim mieszkaniu zadźgany nożem. Kto go zabił – żona? Narkoman, który wkradł się do tej starej, pełnej dziwnych zakamarków kamienicy? A może jeden z trzech kolegów staruszka? Panowie ci niedawno wspólnie oddali los do punktu totolotka i wygrali. Gdyby umarł jeden ze współwłaścicieli, pozostałym przypadłyby większe sumy pieniędzy. Może więc to jest motyw?

13.11.2020

„Komisarz i cisza” Håkan Nesser

 


Piąta część cyklu Håkana Nessera o policjantach z Maardam nosi tytuł „Komisarz i cisza”. Tym razem akcja rozgrywa się w okolicach Serbinowa, w wyjątkowo malowniczej scenerii, pośród jezior i przepastnych lasów. Jellinek, charyzmatyczny przywódca wspólnoty Czyste Życie, zakłada tu obóz dla dziewczynek przygotowujących się do konfirmacji. Dzieci traktowane są surowo i trzymane w całkowitej izolacji, rzekomo po to, by „chronić sferę duchową. Nie narażać jej na kolce i wstrząsy”[1]. Nagle nieporadny aspirant z lokalnego komisariatu otrzymuje wiadomość, że jedna z uczestniczek obozu zniknęła. Wkrótce w lesie zostają znalezione zwłoki...

7.11.2020

„Witajcie w Ameryce” Linda Boström Knausgård

 


„Witajcie w Ameryce” Lindy Boström Knausgård to książeczka tak krótka, że trudno ją nazwać powieścią. Wbrew tytułowi, akcja przez cały czas toczy się w Sztokholmie. Jedenastoletnia narratorka o imieniu Ellen wraz z mamą – pewną siebie, piękną aktorką – i starszym bratem zajmuje ogromny apartament. Kiedyś mieszkał tu też jej tata, ale po rozwodzie musiał się wyprowadzić, a niedawno umarł. Od tamtej pory z Ellen dzieje się coś złego – przestała mówić, pragnie śmierci, ma halucynacje. 

Dziewczynka odnosi wrażenie, że widuje zmarłego ojca. „Próbowałam trzymać go na dystans. Ignorowałam jego pytania, ale wszędzie go było pełno, tak jak wtedy, gdy jeszcze żył”[1] – wyznaje. Te swoiste spotkania nie sprawiają jej przyjemności. Bała się go kiedyś i boi się teraz. Z jej wspomnień wyłania się obraz mężczyzny chorego psychicznie i nadużywającego alkoholu, dręczącego bliskich swoją hiperaktywnością, to znów tygodniami leżącego bezsilnie w łóżku. Mężczyzny, którego śmierć rodzina przyjęła z ulgą. Tyle że kiedy zginął, życie Ellen, jej mamy i brata wcale nie zaczęło przypominać idylli. Paradoksalnie to właśnie wtedy, gdy żył, czuli, że coś ich łączy. Teraz oddalają się od siebie – dzieci stronią od ludzi, matka powtarza „jesteśmy rodziną światła”, ale z coraz mniejszym przekonaniem, coraz bardziej sztucznie. 

4.11.2020

„Powódź” Paweł Fleszar



Mający mniej więcej czterdzieści lat Kris, bohater „Powodzi” Pawła Fleszara, otrzymuje informację o samobójczej śmierci swojego byłego przyjaciela Kuby. Chcąc pomóc jego tacie załatwić formalności pogrzebowe, jedzie do Krakowa. Składa wizytę w Zakładzie Medycyny Sądowej, ogląda mieszkanie Kuby, miejsce jego śmierci, czyta list pożegnalny, rozmawia z komisarzem prowadzącym sprawę – i nabiera przekonania, że coś tu nie gra. Że trzeba się tej śmierci bacznie przyjrzeć. Że Kuba zostawił tropy, które tylko on, Kris, pamiętający ich wspólne zabawy w Indian, może odczytać. Zaczyna więc prowadzić amatorskie śledztwo, a pomagają mu siedemnastoletnia Marika i jej kolega, utalentowany haker Kamil. Podczas tych kilku dni spędzonych w Krakowie bohater naraża się na wielkie niebezpieczeństwo, dowiaduje wielu kontrowersyjnych rzeczy o zmarłym, znajduje też czas, by porozmyślać o swoim małżeństwie. To właśnie przez żonę, która początkowo była dziewczyną Kuby, rozsypała się ta męska przyjaźń.

Powieść jest bardzo „deszczowa”. Akcja toczy się w roku 2018, w lipcu, podczas powodzi. Bohater wciąż moknie, obserwuje ciężarówki przewożące piasek, dowiaduje się o awariach spowodowanych przez wilgoć, a wreszcie ogląda telewizyjną relację ze zniszczenia Mostu Grunwaldzkiego. No właśnie, czy w lipcu 2018 roku na pewno doszło do tego, że „barka rozpirzyła most Grunwaldzki”? Mam wrażenie, że Pawła Fleszara nieco poniosła wyobraźnia, że wyolbrzymił tę powódź, bo tak mu pasowało do fabuły. Ale nie robię z tego zarzutu, autorzy mają prawo mieszać fikcję z rzeczywistością i opisywać zmyślone wydarzenia, o ile tylko nie twierdzą, że ich książki powstały na faktach.