Trzynastoletni Zachary nawiązuje znajomość z uczącym się w równoległej klasie Alfonsem. Zaczyna się od tego, że Alfons pomaga mu obronić się przed napastnikami w szatni. Od tej pory Zachary obserwuje go, zbiera informacje na jego temat. Dowiaduje się, że to drugoroczny uczeń, świr, słowem – nic dobrego. Pewnego dnia Zachary zostaje wezwany przed oblicze nauczycieli. Okazuje się, że w plecaku Alfonsa znajdował się... telefon komórkowy należący do Zacharego. Zachary nawet nie zauważył, że został okradziony. Zamiast podziękować nauczycielom, bierze złodzieja w obronę. Kłamie, że komórkę pożyczył Alfonsowi, a w ogóle to są kolegami.
I tego dnia po raz pierwszy razem wracają ze szkoły. Zaczynają ze sobą rozmawiać. Alfons zapewnia, że kradzieży dokonał po raz pierwszy w życiu. Zachary mu wierzy. Ze zgrozą dowiaduje się, że Alfons żyje w bardzo złych warunkach: nie ma telefonu, podręczników i własnego pokoju. Często musi nocować poza domem, zbierać puszki po piwie, a potem sprzedawać je i kupować jedzenie. Za jedną puszkę płacą w skupie sześć groszy. Dużo trzeba ich nazbierać, by się najeść...
Dzięki temu koledze Zachary ma okazję dowiedzieć się, że niektóre dzieci w Polsce nie mają posiłków, ciepłego kąta ani przyborów szkolnych. Postanawia pomóc nieszczęśliwemu koledze. „Na świecie jest mnóstwo ubogich czy ciężko chorych, którzy jednak do czegoś dochodzą. Twój brat też wyszedł z tego domu i jakoś żyje, nie? Ma dziewczynę, która go kocha, pracę... Stworzył sobie własny dom. (...) Bo żeby zmienić życie, zdobyć dobrą pracę, trzeba trochę poharować”[1] – przemawia Zachary, kiedy Alfons skarży się na swój los. Bo trzynastoletni Zachary nie mówi, lecz przemawia. Posługuje się dziwnie napuszonym, drętwym językiem, jakby zmieniał się we własnego wujka lub dziadka.
Moim zdaniem Zachary to postać pozytywna, ale mało wiarygodna. Również zachowanie Alfonsa czasami budziło moje wątpliwości. Trudno uwierzyć, by chłopiec tak ciężko doświadczony przez los pokornie słuchał rad przemądrzałego rówieśnika. Kiedy Zachary peroruje: „Są programy pomocy takim rodzinom”[2] – Alfons z nabożeństwem kiwa głową, choć przecież dobrze wie, że te programy są nieskuteczne.
Podejrzewam, że pisząc „Własny pokój” Barbara Ciwoniuk wzorowała się na „Tym obcym” Ireny Jurgielewiczowej. W zakończeniach obu powieści, a także w sytuacji głównych bohaterów widzę wiele podobieństw. Zarówno Zachary, jak i Ula ulegają fascynacji chłopcem z patologicznej rodziny, starają się mu pomóc, oboje nawiązują też przyjaźń z własnym ojcem. Jednak książka Jurgielewiczowej wydaje mi się lepiej napisana i bardziej realistyczna.
We „Własnym pokoju” brakuje wątku miłosnego. Czyżby dzisiejsza młodzież nie lubiła czytać o miłości?
Podsumowując – książka pożyteczna, ale zbyt naiwna i ze sztucznie brzmiącymi dialogami.
---
[1] Barbara Ciwoniuk, „Własny pokój”, wyd. Znak, 2011, str. 124.
[2] Tamże, str. 94.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz