5.07.2017

„Zimowe królestwo” Philip Larkin


Któż z nas jako nastolatek nie marzył, by wymieniać się listami z osobą mieszkającą w innym kraju i nieznającą nas osobiście? Taką właśnie korespondencję prowadzili szesnastolatkowie Katherine Lind i Robin Fennel. Dziewczyna została nawet zaproszona na wakacje do rodziny chłopaka. Po sześciu latach, akurat w trakcie drugiej wojny światowej, ponownie przyjechała do Anglii, tym razem bez zaproszenia, apatyczna i zagubiona. Minęło kilkanaście miesięcy, nim postanowiła przypomnieć Fennelom o sobie. W pewną styczniową sobotę dostała list od Robina. Ten właśnie dzień, przerywający monotonię jej życia, oraz pamiętne wakacje zostały szczegółowo opisane przez Philipa Larkina w pięknej powieści pt. „Zimowe królestwo”. 

Katherine z lata i Katherine z zimy to jakby dwie różne osoby. Ta młodsza umiała zachwycać się, kochać, marzyć, smucić. Uczucia starszej są blade, przytłumione, jakby zamrożone. Dziewczyna jest tak zrezygnowana, jak tylko zrezygnowany może być człowiek. Przez niemal dwa lata pobytu w Anglii nie nawiązuje żadnych znajomości, nie przygarnia nawet kota, do którego można by się odezwać w celu rozproszenia samotności. Co ją tak zmieniło? Pierwszy powód to niewątpliwie zawód miłosny. Drugiego możemy się tylko domyślać. Autor tak konstruuje fabułę, że w żadnym miejscu nie wyjawia narodowości bohaterki ani okoliczności jej wyjazdu z kraju. Czy jest Żydówką, jak można wnosić z niektórych fragmentów? Jeśli tak, to skąd? Z Niemiec? Z Francji?

Ujęły mnie liryczne opisy i osobliwy klimat panujący w tej książce. Larkin po mistrzowsku operuje niedomówieniami i przejmująco ukazuje samotność Katherine, która poprzez wyjazd do Anglii być może ocaliła życie, ale straciła coś innego – znajomych, poczucie więzi z innymi ludźmi i ważną cząstkę siebie. Dużo w tej powieści miejsca na domysły, dużo smutku i dużo zimy. 

Ostatni akapit poświęcę posłowiu. Otóż jego autor Jacek Dehnel niepotrzebnie aż trzy razy wspomina o homoseksualizmie. Dowiedziałam się więc, że „najwięksi artyści i filozofowie nie korzystali z dobrodziejstw heteroseksualizmu”[1], Larkin przeżył epizod homoseksualny i prawdopodobnie był zakochany w jakimś studencie, a bohaterka „Zimowego królestwa” miała podejrzane kontakty z osobami tej samej płci i z tego powodu opóźniło się jej dojrzewanie[2]. Po pierwsze, jakie opóźnione dojrzewanie?! Przecież liczyła zaledwie szesnaście lat, kiedy gorąco pokochała chłopca. To nie późno, tylko wcześnie. Po drugie, wprawdzie Larkin w jednym miejscu napomyka, że Katherine „jak dotąd kochała tylko kobiety i dziewczęta”[3], ale z pewnością chodziło mu o całkiem niewinne uczucie do kuzynek i przyjaciółek. Moim zdaniem tłumacz dokonuje nadinterpretacji. 

---
[1] Philip Larkin, „Zimowe królestwo” („A Girl in Winter”), przeł. Jacek Dehnel, Biuro Literackie, Stronie Śląskie, 2017, str. 235.
[2] Tamże, str. 235-36. „Nie wspominałbym o tym, gdyby nie opóźnione dojrzewanie powieściowej bohaterki i wspomnienie jej kontaktów z tą samą płcią jako namiastki opóźniającego się uczucia do płci przeciwnej”.
[3] Tamże, str. 115.

41 komentarzy:

  1. To prawda, "Zimowe królestwo" to piękna powieść - choć z gatunku tych, które nie pozbawiają złudzeń, przekonując, że integralną częścią dorastania jest pozbywanie się iluzji na temat ludzi i życia. O ile dobrze pamiętam (książkę czytałam zimą), to w tekście jest kilka wskazówek, z których można domyślić się narodowości Katherine, np. odznaka olimpijska i niewyjaśniona kwestia losu rodziców dziewczyny. Ale to akurat jest mało istotne, niedomówienia to celowy zabieg pisarza (a właściwie: poety).
    A co do posłowia: ze zdolności do przeżywania młodzieńczych uczuć/zauroczeń, zwłaszcza platonicznych, nie wyciągałabym wniosków o dojrzałości. Chociaż, z drugiej strony, opóźnione dorastanie to niezbyt trafny sąd o dziewczynie, która ma za sobą doświadczenie wojny i emigracji. Zwykle takie przeżycia sprawiają, że ludzie stają się dojrzali przedwcześnie - i właśnie taka wydaje mi się bohaterka "Zimowego królestwa".
    P.S. Ciekawa jestem, czy "Jill", prozatorski debiut Larkina, również ukaże się w Polsce :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja może w paru sprawach.

      1. Tak, o ile mi wiadomo, "Jill" ma się ukazać nakładem Biura Literackiego,przekład był już gotowy i tłumaczka zgłosiła się do wydawnictwa.

      2. Tak, wiadomo, że Katherine przyjechała z Niemiec (kwestia odznaki i rzek), zapewne też jest Żydówką (np. dziadek-jubiler i jej stosunek do chodzenia do kościoła).

      3. Tu chodzi raczej o rozbieżność między rozbudzonym nad wiek intelektem i intuicją psychologiczną, a doświadczeniami z płcią przeciwną i w ogóle z miłością (przy czym chodzi o okres przedwojenny; w częściach zimowych Katherine jest zdecydowanie dojrzała, niepomiernie dojrzalsza niż Robin :)).

      Usuń
    2. Panie Jacku, ja w sprawach tych samych:
      1. To jest bardzo dobra wiadomość. Byłaby świetna, gdyby to Pan miał podjąć się tłumaczenia "Jill" (przy okazji przekładów, dziękuję za "Perłę i futro"!);
      2. Rzeki - no tak, zapomniałam o rzekach. To chyba najwyraźniejsza wskazówka;
      3. Przypadek Katherine potwierdza pewną obserwację, którą można nazwać regułą: rozwój psychiczny często nie idzie w parze z fizycznym - i vice versa. A co do Katherine i Robina: kobiety z reguły dojrzewają wcześniej niż mężczyźni. Możliwe, że to kara za ich statystycznie dłuższe życie ;-)

      Usuń
    3. 1. Nie, przekład był już zrobiony i wydanie mojego oznaczałoby, że ja muszę wykonać pracę od początku, a praca kogo innego zostałaby wyrzucona do śmieci. To bez sensu.

      3. Tak, ale równocześnie pamiętamy, że całą tą skomplikowaną psychologicznie książkę pisze młody szczawik ;)

      Usuń
    4. Ja również się cieszę z informacji o „Jill”, bo zostałam fanką Larkina. Czekam, Marto, na Twoją recenzję. :)

      Co do narodowości K. Nie mam wątpliwości, że jest Żydówką. Czy pochodzi z Niemczech? Na początku tak myślałam, potem doszłam do wniosku, że to wcale nie jest oczywiste. Z cytatu o rzekach wynika jedynie, że Renem mogłaby dopłynąć prawie do domu. PRAWIE. Czyli niekoniecznie do Niemiec, w grę mógł wchodzić kraj sąsiadujący z Niemcami. Przez całą powieść autor prowadzi grę w czytelnikiem, nie zdradza nawet, jaki język był ojczystym językiem K. i jakiego języka uczył się Robin, dlaczego więc w cytacie o rzekach miałby wyjawić prawdę? Zwróćcie, proszę, uwagę na słówko „prawie”. Poza tym w latach trzydziestych w Niemczech panował silny antysemityzm. Czy K. byłaby szczęśliwą i ufną osobą, gdyby tam mieszkała? I kolejna sprawa: Anglia i Niemcy były w stanie wojny. K. jako Niemka stykałaby się z niechęcią Anglików, a w książce nic o tym nie ma.

      Usuń
    5. No nie, jednak niemieccy Żydzi byli traktowani jako ofiary Hitlera i nie uważano ich za Niemców-hitlerowców.

      Natomiast życie Katherine - dziewczyny z domu zamożnego, choć nie tak zamożnego, jak dom Fennelów - jest opisywane bardzo "wewnętrznie"; ona specjalnie nie bywa, to szkoła, dom i koleżanki.

      Usuń
    6. Rozumiem. No a dlaczego Larkin nie napisał, że dopłynęłaby do domu, tylko użył słów „prawie do domu”?

      Usuń
    7. Bo nie całe Niemcy leżą nad Renem :) Tym bardziej Niemcy przedwojenne.

      Usuń
  2. W moich bibliotekach jeszcze nie ma, ale zapisałam sobie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, szkoda, że nie ma. Warto przeczytać tę powieść. Zgadzam się z tłumaczem, że jest wybitna. Pojawiają się w niej bardzo interesujące postacie: panna Parbury, dentysta, okropny pan Anstey... A bohaterka pracuje w ciekawym miejscu: w bibliotece. :)

      Usuń
  3. Pani Koczowniczko, cieszę się, że Pani trafiła na "Zimowe królestwo", bo to - w moim pojęciu - książka wybitna i cieszę się z każdego jej kolejnego czytelnika.

    Ja może tylko w kwestii rzekomej "nadinterpretacji" - nie zgodzę sie, że wspominanie o homoseksualizmie jest "niepotrzebne"; to, co Pani cytuje, to własne słowa Larkina. To, że zdaniem narratora Katherine jest nieco późno rozbudzona (abstrahuję od tego, co sam o tym sądzę), wynika z początku 5. rozdziału II części. Larkin pisze, że wcześniej "tego unikała" i musiała "przyjąć uderzenie". Mówi też wprost, że Katherine dotychczas kochała się w dziewczynach - ale nie wiem, na jakiej podstawie Pani pisze "z pewnością chodziło mu o całkiem niewinne uczucie do kuzynek i przyjaciółek."? Skąd ta pewność?

    Ja akurat, tak się składa, mam pewność wręcz przeciwną, i opieram to w konkretnych tekstach. Właściwie równolegle z "Zimowym Królestwem" Larkin napisał dwie lesbijskie minipowieści szkolne z silnym wątkiem sadomasochistycznym, gdzie zakochiwanie się w szkolnych koleżankach w żadnym razie niewinne nie jest. A do tego wymyślił sobie - o czym piszę również w posłowiu - personę, Brunette Coleman, która była rzekomą autorką tych dwóch książeczek oraz tomu lesbijskich wierszy.

    Zapewniam, że nie jest to "nadinterpretacja", tylko raczej oględne dotknięcie głębszej znacznie sprawy, którą znajdzie Pani szerzej opisaną w biografiach Larkina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że wybitna, i będę każdemu polecać. :)

      Dopisałam do przypisów zdanie, które mnie zirytowało. Zgodzę się z Panem, że nie mogę mieć pewności co do intencji Larkina. Powinnam napisać „wydaje mi się” czy jakoś tak.

      Hm, nie widzę, by narrator przedstawiał K. jako późno rozbudzoną... Nie dziwi mnie, że wcześniej „tego unikała” – widocznie nie spotkała nikogo działającego na jej zmysły albo była zbyt dziecinna, by odczuwać pożądanie. To przecież szesnastolatka. Narrator wcale nie mówi, że K. kochała się w dziewczynach, tylko że kochała dziewczyny. Kochać się w kimś a kochać kogoś to dla mnie dwa różne komunikaty. No i Larkin nie podał, o jakie dziewczyny i kobiety chodziło. Może o siostrę, ciocię i mamę? Skoro jej miłość do kobiet nie była niewinna, dlaczego nie czuła wcześniej pożądania? Kiedy się jest w kimś zakochanym, pragnie się dotyku tej osoby, a ze str. 116 wynika, że pożądanie czuła po raz pierwszy w życiu.

      Usuń
    2. "She loved", tak jest w książce; rozróżnienie, które Pani czyni, pomiędzy "kochać się w" a "kochać", działa na gruncie polszczyzny, ale nie oryginału :)

      Nic nie wiemy o jej siostrze, cioci i mamie; wiemy natomiast o koleżankach i o naładowanej seksualnie atmosferze, wiążącej się z całym programem korespondencyjnym. Naprawdę: odsyłam Panią do "Trouble at Willow Gables", fragment w moim przekładzie był w Larkinowskim numerze "Literatury na Świecie." To pisze ten sam Larkin, w tym samym wieku, i mamy tu istotny kontekst.

      Usuń
    3. W takim razie niebawem zajrzę, bo Larkin coraz bardziej mnie ciekawi. Już znalazłam, że chodzi o nr 03-04/2011.

      Usuń
  4. Ciekawa książka, będę ją miała w pamięci. Dzięki ;)

    Natomiast co do orientacji seksualnej: fakt, niektóre dziewczyny w młodym wieku przechodzą okres fascynacji osobami tej samej płci (np. nauczycielkami). Czasem to tylko fascynacja. Czasem element poszukiwania swojej tożsamości seksualnej. Czasem rzeczywiste młodzieńcze zakochania. Zresztą - czy młodzieńcze zakochania mogą być inne niż rzeczywiste? Więc może nawet szczegółowe rozgrzebywanie i klasyfikowanie nie ma sensu.

    Druga sprawa - a może bohaterka była biseksualna? I właśnie odkrywała swoją umiejętność kochania i jednej, i drugiej płci? Byłabym też ostrożna z określeniem "przeżył epizod homoseksualny". Co to w sumie znaczy? Że zakochał się w osobie tej samej płci, może uprawiał z nią seks, może był z nią w związku. Ale dla mnie to raczej oznacza, że albo był gejem, albo był osobą biseksualną - a pamiętajmy, że biseks biseksowi nierówny, jeśli weźmie się pod uwagę skalę Kinsleya, zgodnie z którą nasza seksualność nie ma dwóch/trzech sztywnych "baz", tylko wiele odcieni. I jeśli osoba biseksualna kończy w związku z osobą tej samej lub odmiennej płci, to nie czyni z niej "jednak homo" lub "jednak hetero" - to po prostu wybór człowieka, z którym chce się być, a nie jego płci.
    Jasne, można powiedzieć, że ktoś tylko eksperymentował w łóżku. Ale zwykle skoro eksperyment dopuszcza (z własnej woli eksperymentującego) coś nieheteronormatywnego, to po prostu oznacza, że element nieheteronormatywny jest w człowieku.

    To tak na boku. A w wątku głównym: muszę sobie poszukać "Zimowego królestwa" i zapoznać się z Larkinem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, coś się we mnie buntuje na myśl, że tak wspaniałej powieści przez tyle lat nie wydano po polsku. Bardzo, bardzo polecam. Ciekawa jestem, co pomyślałabyś o orientacji seksualnej bohaterki. :)

      Może wkleję fragment ze str. 115-116 o kochaniu dziewczyn.

      Ponieważ Katherine była bardzo młoda, jak dotąd sądziła, że miłość to rzecz przyjemna; stan, który wprowadzi porządek w jej życie, kierując myśli i wysiłki ku jednemu zakończeniu, a ponieważ brała ją za rzecz przyjemną, sądziła też, że nie może być to miłość prawdziwa, która – jak powszechnie wiadomo – powoduje cierpienie i powinna wzbudzać lęk. Może dlatego, że mieszkała zawsze w domu rodziców i nie czyniła wysiłków, by żyć własnym życiem, dotychczas zmąciła tylko powierzchnię namiętnych uczuć – sentymentalność; oddanie; a może i dlatego, że jak dotąd kochała tylko kobiety i dziewczęta. Mogła zatem myśleć, że pokochanie Robina co najwyżej odciśnie pieczęć na jej wizycie, oprawi ją, zamknie w szklanej kuli. Tutaj, gdzie nie mógł jej opuścić, gdzie mieli spędzać długie dni we własnym towarzystwie, z dowolną romantyczną scenerią pod ręką: głębokimi polami, rozpalonym kloszem nieba, nadrzecznymi wierzbami, bielą miedz.
      Nie to jednak czuła. Będąc daleko od domu, miała przyjąć za jednym ciosem właściwe swoim szesnastu latom uderzenie, którego wcześniej nieco unikała. Kiedy jej dotknął, każdy nerw w jej ciele zatrzeszczał, jakby prąd przeszedł (...).

      Usuń
  5. Zgadzam się, że określenie "epizod homoseksualny" jest samo w sobie nieostre, dlatego też w posłowiu jest to dokładnie wyjaśnione - a konkretnie jest cytat: "Philip może był we mnie zakochany [...] tak, mieliśmy ze sobą kilka niezbornych prób bliskości. Nic wielkiego. Seksualność Philipa była tak zamaskowana jego sposobem bycia i ogólną nieśmiałością, że zdziwiłbym się, gdyby w ogóle kiedykolwiek z kimkolwiek uprawiał seks."

    No ale uprawiał, to akurat wiemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie nieśmiałe osoby potrafią być bardzo namiętne. :)

      Usuń
  6. Czytałem o tej pozycji na łamach bloga czytankianki - tytuł przykuł moją uwagę, ale przyznaję, że trochę o nim zapomniałem. W związku z tym dzięki za przypomnienie!

    To, co wydaje mi się najbardziej pociągające w tej książce jest subtelne niedopowiedzenie, mgiełka niejasności, która żywo kojarzy mi się z mocno cenionymi przeze mnie powieściami japońskimi. Bardzo lubię, kiedy nie wszystko wyrażone jest wprost.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Larkin wielu rzeczy nie wyjaśnia wprost. Można zastanawiać się nie tylko nad pochodzeniem bohaterki, ale też nad jej doświadczeniami erotycznymi. :) Koniecznie przeczytaj, to wyjątkowa książka.

      Usuń
  7. Widzę, że mamy podobne wrażenia.
    Co do uczuć Katherine do pań, to miałam jednak wrażenie, że nie były one zupełnie niewinne, ale że tak czy owak był to pewien etap w jej dojrzewaniu. Aż sprawdzę, jak Larkin pisał o tym w oryginale.
    A jak podoba Ci się tytuł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal nie wiem, jakim sposobem są Panie takie przekonane o "niewinności" miłości Katherine do kobiet? W tekście tego nie ma (a inne teksty Larkina dokładnie z tego okresu wskazują w całej rozciągłości,jakie miał zdanie o "niewinności" takich szkolnych kobiecych związków)

      Usuń
    2. Pewnie, że tytuł jest lepszy niż ten narzucony Larkinowi przez wydawcę. Ja też jestem ciekawa, jak było w oryginale. :)

      Dlaczego jestem przekonana o niewinnym charakterze miłości K. do kobiet? Bo w książce oprócz krótkiej wzmianki o kochaniu kobiet nic o tym nie ma. I dlatego, że kiedy znalazła się blisko Robina, po raz pierwszy w życiu poczuła pożądanie. Gdyby miała skłonności lesbijskie, wiedziałaby wcześniej, czym jest tęsknota za dotykiem.

      Usuń
    3. W oryginale było "The Kingdom of Winter".

      Ale problem w tym, że nie musiała mieć skłonności lesbijskich, wręcz przeciwnie; że te "kochania się" wynikały z obyczajów grupy rówieśniczej w szkołach niekoedukacyjnych, a nie z prawdziwej orientacji.

      Usuń
    4. @ Tajny Detektyw

      Chyba umknęło Panu słowo "nie" w mojej wypowiedzi. Napisałam: miałam jednak wrażenie, że nie były one zupełnie niewinne.

      Co do kwestii "niewinności", możemy sobie tylko gdybać, natomiast co Larkin napisał w innym miejscu na ten temat, może, ale nie musi mieć dla czytelnika znaczenia.

      Pan jako tłumacz z pewnością ma lepsze rozeznanie w życiu i twórczości Larkina, ale proszę nie odbierać czytelnikom prawa do własnej interpretacji. ;)

      Usuń
    5. @ Koczowniczka

      Co do "kochania" - przekład jest wierny.;) Mnie też bardziej odpowiada angielski tytuł.

      Przyznam, że według mnie Katherine była tylko zadurzona w Robinie, ale o pożądaniu nie mówiłabym tu. Trzymanie się za ręce, obejmowanie - być może, ale nie zauważyłam tam ochoty na więcej.;)

      Usuń
    6. Tak, przepraszam, oczywiście! Umknęło.

      Owszem, to nie musi mieć znaczenia dla czytelnika - ale powinno być podane jako kontekst w posłowiu, właśnie dlatego to tam umieściłem :)

      Usuń
    7. @ Czytanki.anki
      Sam narrator użył słowa „pożądanie”: „pożądanie, które odczuła”. Poza tym napisał, że Katherine miała wrażenie, jakby przez nią „prąd przeszedł” oraz że „Przebywanie z nim nie przynosiło żadnej przyjemności, bo słowa jej nie zadowalały”. Uznałam, że skoro słowa jej nie zadowalały, pragnęła czegoś więcej. :)

      Usuń
    8. Niby tak, ale dla mnie więcej tu było naiwnego dziewczęcego zakochania niż burzy hormonalnej.;) Może dlatego, że K. sprawiała wrażenie wycofanej.

      Usuń
    9. W takim razie miałyśmy zupełnie inny odbiór. :)

      Usuń
  8. Zdaje się że czytalysmy te sama powieść w tym samym czasie 😃 Mnie trochę znudziła choć przyznaje ze opisy biblioteki są boskie. No i moim zdaniem autor przesadził z niedomówieniami co daje wrażenie że jest wobec swojej bohaterki zbyt obojętny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za przypadek! Ja niedomówienia odebrałam jako ciekawą grę z czytelnikiem i w ogóle nie przeszkadzało mi, że o bohaterce nie wiem wszystkiego. Sceny z biblioteki rzeczywiście były wspaniałe. Widać, że Larkin wiedział, jak tam się pracuje – wiedział chociażby, że pracownik dużej biblioteki nie ma czasu na czytanie książek.
      Zaraz przeczytam Twoją recenzję. :)

      Usuń
  9. Posłowie rozłożyło mnie na łopatki. Ach to późne dojrzewanie w wieku szesnastu lat. Takie nadinterpretacje kojarzą mi się ze szkolnym "co autor miał na myśli" :) Książkę chętnie kiedyś przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumacz utrzymuje, że nie dokonał nadinterpretacji. Ciekawa jestem, jakie będą Twoje wrażenia po przeczytaniu posłowia. :) A książkę bardzo polecam. Zaliczę ją do najlepszych poznanych w tym roku. Trudno uwierzyć, że napisał ją autor zaledwie dwudziestokilkuletni.

      Usuń
  10. Ciekawych rzeczy można się tu dowiedzieć :) Chyba taka ożywiona, choć nadal kulturalna dyskusja tylko służy książce, a akurat moje zainteresowanie tylko podsyca. Choć oczywiście chciałabym ją przeczytać z innych względów niż sporne posłowie, które w końcu zawsze można pominąć, ale pewnie ciekawej się jest do niego ustosunkować :) Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam więc do przeczytania książki, a potem posłowia. :) W tym posłowiu nie podobało mi się tylko kilka zdań, reszta była ciekawa. Dowiedziałam się na przykład, że kiedy w „Zimowym królestwie” w bliskim sąsiedztwie powtarzają się wyrazy, nie jest to winą tłumacza, tylko tak było w oryginale.

      Usuń
  11. Ciekawa jestem postaci Katherine - szczególnie tej przemiany, która w niej zaszła. Cenię też umiejętnie stosowane niedomówień, które pozostawiają pole do własnych interpretacji. Zapisałam tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś drażniły mnie niedomówienia, otwarte zakończenia i tym podobne rozwiązania, od kilku lat bardzo je lubię, o ile oczywiście autor operuje nimi z rozwagą. A Larkin jest rozważny i logiczny. Przeczytaj, warto poznać historię Katherine. :)

      Usuń
    2. Otwarte zakończenie są dobre, o ile rzeczywiście autor stosuje je umiejętnie i nie ma się wrażenia, że po prostu nie miał pomysłu jak to wszystko domknąć, więc urwał temat. Jeśli stosowane są z rozwagą i niejako zmuszają do tworzenia własnych scenariuszy przez czytelnika, to jestem zdecydowanie na tak :)

      Usuń
    3. To ja jeszcze dodam, że są książki mające dwa różne zakończenia, np. „Biała noc miłości” Herlinga-Grudzińskiego i „Z kim płaczą gwiazdy” Ewy Barańskiej. Czytelnik może wybrać te, które bardziej do niego przemawia. :)

      Usuń