27.03.2015

„Znachor” Tadeusz Dołęga-Mostowicz


Znachor Tadeusza Dołęgi-Mostowicza to opowieść o niezwykłych przeżyciach profesora Wilczura. Na początku książki uważa się on za człowieka spełnionego i szczęśliwego. Odnosi sukcesy jako chirurg, dużo zarabia, kocha swoją żonę Beatę oraz córeczkę Mariolę. Ale Beata postanawia odejść do innego mężczyzny. W ciągu jednego wieczoru Wilczur traci żonę, córeczkę, a także zdrowie i pamięć. Przez kilka lat tuła się po kraju, aż w końcu udaje mu się zdobyć dokumenty na nazwisko Antoniego Kosiby i osiada na prowincji. Nie pamięta niczego ze swojego poprzedniego życia, ale kiedy widzi chorych i rannych, instynktownie czuje, jak trzeba ich leczyć. Wkrótce staje się znanym w okolicy znachorem.

Druga ważna bohaterka powieści to Marysia, sierota, którą autor wyposażył w szereg zalet. Dziewczę jest piękne, uczciwe, honorowe, pobożne (każdego ranka przed pracą biegnie do kościoła) i nigdy nie dopuszcza do siebie takich uczuć jak gniew czy zazdrość. Bardzo lubi dwóch mężczyzn: znachora, którego nazywa pieszczotliwie „stryjciem”, oraz Leszka – bogatego dziedzica. Ma też innych wielbicieli, mniej miłych, na przykład niejakiego Zenona Wojdyłłę, przez którego wylewa wiele gorzkich łez.

Znachor mnie rozczarował. Tej powieści nie można traktować poważnie. To słodki romans napisany czytadłowym językiem. Od nadmiaru sentymentalizmu i niezwykłych zbiegów okoliczności chwilami robiło mi się niedobrze. Autor kilka razy przekroczył granice prawdopodobieństwa. Najlepiej i najciekawiej wykreowaną postacią tej książki jest tytułowy znachor, natomiast Marysia, panicz Leszek oraz jego rodzice to postacie tak sztuczne jak paprotka z plastiku. Matka Leszka z początku wydawała się wiarygodna, ale w końcu i z niej Dołęga-Mostowicz uczynił nieprzekonującą kukłę.

Autor poruszył ważne problemy, takie jak etyka lekarska, nienawiść dyplomowanych lekarzy do znachorów, dramat człowieka dotkniętego amnezją oraz niesprawiedliwość przepisów prawnych, z wyniku których osoba niepotrafiąca podać swojego nazwiska nie ma żadnych szans na to, by legalnie zdobyć nowe dokumenty. Wilczura wielokrotnie aresztowano za włóczęgostwo i właśnie za brak dokumentów. Wytworzyło się prawdziwe błędne koło, z którego nie mógł się wydostać w uczciwy sposób. Autor miał ciekawy pomysł na książkę, ładnie i wiarygodnie przedstawił grę pamięci, kiedy to Wilczur przypomina sobie fakty dotyczące sztuki medycznej, i to wszystkie zalety, jakie dostrzegłam. Nic nie poradzę na to, że Znachor mnie rozśmieszył i znużył. Te słodkości, niezwykłe zbiegi okoliczności i sztuczni bohaterowie to nie dla mnie.

Moja ocena: 3/6.

26 komentarzy:

  1. Książki nie czytałam, oglądałam za to film, który jak widzę jest lepszy niż powieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, film jest lepszy niż powieść. Film oceniłabym dużo lepiej :)

      Usuń
    2. No co Wy. Mi za to książka podoba się dużo bardziej! :)

      Usuń
    3. Rzecz gustu :) Film mogłabym obejrzeć raz jeszcze.

      Usuń
  2. O ile dobrze pamiętam, to Dołęga-Mostowicz napisał "Znachora" dla gazety, powieść drukowana była w odcinkach, a autorowi chodziło o "szybkie" pieniądze. Napisał więc wyciskacz łez dla określonego odbiorcy. I musiał się podobać, skoro od razu przed wojną nakręcili film na jego podstawie. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiciskacze łez zawsze znajdą odbiorców. Film i dla mnie się podobał, ale przy książce bardzo się męczyłam :)

      Usuń
    2. Miał wyczucie gustu odbiorców - chwała mu za to, ale znacznie ciekawsze wydają się inne jego książki z „Karierą Nikodema Dyzmy” na czele.

      Usuń
    3. Jak rozumiem, autor tworzył nie tylko romansidła, ale też ambitniejsze powieści i po "Karierę Nikodema Dyzmy" warto sięgnąć :)

      Usuń
  3. Oglądałem parę tygodni temu kilkadziesiąt ostatnich minut ekranizacji (albo adaptacji) tej powieści i faktycznie, sposób prowadzenia fabuły momentami przywodził na myśl latynoamerykańską telenowelę - niewiarygodne zwroty akcji podszyte dramaturgią, miłosne dylematy oraz szczęśliwe rozwiązania. Z tego co piszesz, powieść prezentuje się podobnie - "Znachora" widziałem na bibliotecznej półce rodziców, ale prędko raczej po niego nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekranizacja - dzięki dobrej grze aktorów - prezentuje się lepiej niż książka :)
      To jedyna powieść Dołęgi-Mostowicza, jaką czytałam. Może inne są lepsze, bo ta, jak dowiedziałam się z komentarza Bogny, pisana była w odcinkach w celu zdobycia pieniędzy. Tego typu powieści nigdy nie lubiłam.

      Usuń
  4. Czytałam bardzo dawno temu a wtedy język tak nie raził. A sama tematyka i oczywiście romantyczny wątek sprawiły, że książka mi się podobała i należy do jednych z moich ulubionych.
    Aż muszę z ciekawości spróbować ją przeglądnąć....jak odebrałabym dzisiaj ten jak piszesz "fatalny" język.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie użyłam słowa "fatalny", tylko "czytadłowy" :)
      Ale to nie język najbardziej mnie zdenerwował, tylko sztuczność postaci Marysi i panicza Leszka oraz duża ilość zbiegów okoliczności. I egzaltacja, ckliwość. Ale rozumiem, że książka może się podobać i wzruszać. Ja po prostu nigdy nie przepadałam za tego typu literaturą.

      Usuń
    2. W takim razie zwracam honor....

      Usuń
    3. Bardzo jestem ciekawa, jak odebrałabyś tę książkę dziś :)

      Usuń
    4. Ogromnie nie mam czasu na zmierzenie się z nią znów, ale nie mówię nie....

      Usuń
    5. Istnieje jeszcze książka pt. "Profesor Wilczur", zapewne to kontynuacja...

      Usuń
    6. Tak , oczywiście...też ją mam.

      Usuń
    7. Tak i myślałam :) Kiedyś nakręcono film na podstawie "Profesora Wilczura", ale nie oglądałam go. Reżyserował Michał Waszyński.

      Usuń
  5. Ciągle mam w planach. Film mi się podobał, ale już nic z niego nie pamiętałam. Boję się, że będę nią rozczarowana, tak jak i ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę ani zachęcać, ani zniechęcać, bo jednak wielu osobom książka się podoba :)

      Usuń
  6. Znam jedynie ekranizację, którą oglądam z przyjemnością chyba li tylko z powodu dobrej gry aktorskiej. Znając film nie spodziewałam się dobrej książki, a ty utwierdzasz mnie w tym, że miałam dobre przeczucia. Bardzo lubię zarówno pana Bińczyckiego, jak i panią Dymnę i choćby dla nich warto obejrzeć, choć i role drugoplanowe (Barciś, Dykiel, gospodarz-nie pamiętam nazwiska) zapadają w pamięć. No i mój Piotruś ukochany (Fronczewski)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W filmie wystąpili bardzo dobrzy aktorzy i to z ich powodu go obejrzałam. Fronczewski, Dymna - bardzo ich lubię. Spodziewałam się, że książka jest inaczej napisana, ale rozczarowałam się. Nie wiem, dlaczego miałam wrażenie, że "Znachora" napisała kobieta i kilka razy zerkałam na okładkę, by sprawdzić nazwisko autora :)

      Usuń
    2. :) ja tak miałam przy Bezcennym Miłoszewskiego, którym wielu czytelników się zachwyca- miałam wrażenie, że napisała kobieta - autorka czytadeł (mam nadzieję, że nie narażę się wielbicielkom)

      Usuń
    3. Taki sentymentalizm i egzaltacja nie kojarzą się z mężczyzną :)

      Usuń
  7. Czytałam ostatnio "Znachora" i cieszę się, że teraz mogę przeczytać recenzję. Mnie, ogólnie rzecz ujmując, książka się podobała, odpowiada mi też język, jakim posługuje się w niej Dołęga-Mostowicz. Niemniej, ubolewam nad tym, że na odbiór bardzo rzutuje nadmierna ckliwość w opisywaniu Marysi i jej miłości do Leszka (te omdlenia!). Zgadzam się, ten wątek jest tak przesłodzony, że niemal przyprawia o mdłości.

    Nawiasem mówiąc, obejrzałam nową ekranizację powieści. W kilku miejscach odbiega od oryginału, ale warto ją obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest przesłodzony. Wiele osób twierdzi, że ta książka jest idealna, ale każdy ma inny gust, jednym ckliwość nie przeszkadza, innych irytuje. Jeśli będę miała okazję, zerknę na tę nową ekranizację. Dwie poprzednie oczywiście oglądałam i nawet mi się podobały. :)

      Usuń