André Maurois znany jest głównie jako autor biografii Balzaka, Wiktora Hugo oraz innych sławnych postaci. Nie wszyscy wiedzą, że napisał on także powieść psychologiczną pt. „Klimaty”. Akcja tej powieści toczy się na początku dwudziestego wieku we Francji. Główny bohater nazywa się Filip Marcenat. Jest potomkiem starego ustosunkowanego rodu, wychowano go w pałacyku. Kiedy zakochał się w Odyli Malet, pochodzącej z biednej, skompromitowanej rodziny o swobodnych obyczajach, rodzice jego nie byli zachwyceni, ale w końcu zgodzili się na ślub.
Przed ślubem Filip był młodzieńcem nieśmiałym, spokojnym, pogrążonym w książkach. Po ślubie stał się bardzo zaborczy, nieprzyjemny. Szybko doszedł do wniosku, że „Odyla rzeczywista nie była tą, którą pokochałem”[1]. Zachowywał się wobec niej jak prokurator wobec podejrzanej, zmuszał, by tłumaczyła się z każdej minuty spędzonej poza domem, a gdy przyłapał ją na jakimś wykręcie, pretensjom nie było końca. Odyla lubiła wesołe towarzystwo, przyjęcia i rozrywki, tymczasem on chciał, by przesiadywali tylko we dwoje. Cieszył się, gdy chorowała, bo wtedy mógł się nią opiekować i mieć ją na oku.
Czy to miłość, czy niewola? Maurois głęboko analizuje problemy małżeńskie tej pary, zastanawia się, dlaczego Filip tak się zmienił po ślubie. Czy to Odyla sprowokowała go do zazdrości, a może z żadną kobietą nie byłby szczęśliwy? Kiedy przed ślubem odwiedził rodzinę Odyli, stwierdził: „U Maletów nie czułem się dobrze, to nie był mój klimat”[2]. Ona z kolei dusiła się w otoczeniu, które mu odpowiadało. Kiedy do tych trudności dołączyły zazdrość i podejrzenia, miłość straciła szanse na przetrwanie. „Podejrzenia, założone w umyśle, wybuchają jak miny łańcuchowe i niszczą miłość eksplozjami, następującymi jedna po drugiej”[3] – pisze Maurois.
Opowieść o miłości Filipa do Odyli to pierwsza część książki. Na drugą składają się wynurzenia zakochanej w Filipie Izabeli. Izabela opowiada o ponurym dzieciństwie, o nieczułej matce, o tym, jakie zmiany w jej życiu spowodował wybuch wojny. Takie dziewczęta jak ona, zakompleksione, wychowywane po staroświecku, zaczęły pracować w szpitalach, spotykać się z ludźmi i stawać nowoczesnymi kobietami. Dzięki pracy sanitariuszki Izabela nabrała pewności siebie, zaprzyjaźniła się też z Reną, kuzynką Filipa, czarną owcą rodziny Marcenatów. Rena nie chciała wyjść za mąż, nie słuchała rodziców, uparła się, że będzie sama mieszkać w Paryżu.
André Maurois był mistrzem w analizowaniu uczuć. Jego powieść napisana została eleganckim, pełnym wykwintnych porównań stylem. Jest przyjemnie staroświecka, a przy tym nie nudna – trudno zachować obojętność, czytając o perypetiach sercowych bohaterów, a wątek Filipa i Odyli kończy się w sposób zaskakujący.
---
[1] Maurois André, „Klimaty” („Climats”), przeł.Wacław Rogowicz, Artes, 1992, str. 25.
[2] Tamże, str. 33.
[3] Tamże, str. 63.
Nie wiem czemu, ale za każdym razem, gdy dowiaduję się, że książka ma w sobie głównie wątek romansu, od razu ją odrzucam. Nad tą się jeszcze zastanawiam, ponieważ zaciekawiło mnie to psychologiczne podejście. Może nie teraz, ale może kiedyś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa też nie czytam typowych romansów. Nie twierdzę, że to gorszy gatunek, po prostu podczas czytania romansów czuję nudę, więc nie sięgam po nie. Ale "Klimaty" nie są typowym romansem, tylko powieścią psychologiczną z wątkiem miłości i zazdrości :)
UsuńFrancuska proza psychologiczna. Bardzo cenię sobie książki z tego nurtu. Przyznaję, że o André Mauroisie jak dotąd w ogóle nie słyszałem, ale po Twojej recenzji mam wielką ochotę, by zaprzyjaźnić się z jego "Klimatami". Małżeństwo - spełnienie miłości, zgrany tandem stanowiący dla siebie wzajemne oparcie, czy raczej miłosna klatka, w której uwięzieni partnerzy krok po kroku doprowadzają się na skraj szaleństwa. Ciekawi mnie obraz uczucia, namalowany w tej powieści :)
OdpowiedzUsuńA trudne dzieciństwo Izabeli odrobinę kojarzy mi się z dziełem innego francuskiego pisarza, z Barbarzyńskimi zaślubinami Quefféleca, wydanymi na łamach PIWu w ramach serii KIK.
Małżeństwo - najczęściej chyba ani zgrany tandem, ani klatka, tylko coś pośredniego. Nie wolno ograniczać wolności małżonka w taki sposób, jaki robił to bohater tej powieści. Większą sympatię czułam do jego żony niż do niego.
UsuńCzytałam "Barbarzyńskie zaślubiny", to jedna z najlepszych książek z serii KIK. Muszę jednak przyznać, że dzieciństwo Izabeli było o wiele lepsze niż Ludovica :)
Czytając "Klimaty" można zauważyć, ze Maurois pozostawał pod wpływem Prousta. Trochę podobny sposób obrazowania, analizowania uczucia zazdrości, a i miłość Filipa do Odyli przypomina nieco uczucie bohatera "W poszukiwaniu straconego czasu" do Albertyny. Książkę polecam, miłośnik francuskiej powieści psychologicznej na pewno nie poczuje się zawiedziony :)
Nie czytałam, ale to była w latach mojej młodości książka, o której się dużo mówiło, może za sprawą filmu pod tym samym tytułem.Filmowa wersja książki Stellio Lorenziego z 1962 roku, z Mariną Vlady i Emmanuelle Riva w rolach głównych. Filmu pewno też nie oglądałam, bo byłam dzieckiem, ale byłam wielka fanką obu pięknych aktorek.
OdpowiedzUsuńSkoro przypomniałaś tę książkę muszę koniecznie ją przeczytać i obejrzeć film.
Bardzo mnie zaciekawiłaś, bo nie wiedziałam, że istnieje film na podstawie książki. Jeśli uda mi się dotrzeć do tego filmu, chętnie go obejrzę, choć nazwiska aktorek nic mi nie mówią :)
UsuńKlimaty" to książka z wyższej półki. Stara, a dobra. W Polsce została wydana dwukrotnie. W wydaniu Artesu znajduje się wiele literówek. Może wydanie PIW-u jest porządniejsze.
Rzeczywiście kojarzyłam autora jedynie z biografiami. Olimpio czeka na półce do przeczytania. Tego autora czytałam jedynie biografię Woltera.
OdpowiedzUsuńMauroisa znałam już wcześniej z biografii Balzaka i muszę powiedzieć, że oceniłam ją wyżej niż biografię napisaną przez Zweiga. Zweig trochę wymyślał, ubarwiał, a Maurois nie dodawał niczego od siebie. Rzetelny, godny zaufania biograf :)
UsuńSporo tych biografii napisał. Biografie Balzaka, Woltera, George Sand, Byrona, Dumasów, Wiktora Hugo i jeszcze inne. Do tego "Dzieje Anglii"... Bardzo pracowity człowiek.