Magda, narratorka „Małża” Marty Dzido, ma dwadzieścia kilka lat i zna trzy języki. Tylko czy to wystarczy do znalezienia pracy? W normalnych czasach na pewno by wystarczyło, jednak akcja powieści dzieje się na początku dwudziestego pierwszego wieku, kiedy to kwitło bezrobocie i zdobycie sensownego zajęcia graniczyło z cudem. W ogłoszeniach proponowano przeważnie prace albo zupełnie nieopłacalne, albo upokarzające, a i o takie ludzie się bili, i takie łatwo było stracić. Magda przegląda oferty, stoi w długich kolejkach, by usłyszeć niezobowiązujące „oddzwonimy”, a w międzyczasie rozmyśla nad sensem kontynuowania związku z Mateuszem i coraz wyraźniej uświadamia sobie, że brakuje jej tego, co w życiu najważniejsze – umiejętności dostosowywania się do otoczenia, przymykania oczu na wszechobecną bylejakość. Tak więc w znalezieniu i utrzymaniu dobrej pracy przeszkadzają jej nie tylko tragiczne warunki panujące we wczesnokapitalistycznej Polsce, ale też cechy charakteru.
Bezrobotna bohaterka nie musi się nigdzie spieszyć, może godzinami leżeć w łóżku i w wannie, spokojnie pić kawę, oglądać głupie programy w telewizji, wspominać. W tym „nawale” zajęć nie znajduje czasu nawet na to, by zetrzeć kurz z mebli czy umyć po sobie szklankę. Mieszkanie zarasta brudem, powiększa się sterta rachunków do zapłacenia, a Magda staje się coraz bardziej bezsilna, rozgoryczona i rozmamłana. Ma też coraz mniej chęci na to, by brać ślub, rodzić dzieci i prowadzić dom przypominający klatkę „symulującą ciepełko, od którego człowiek może się udusić”[1]. Mateusz to może i dobra partia: „Gładziutka twarz, czyste paznokietki (...) karnecik na siłownię, wypastowane buciki, szaliczek, czapeczka, kalesonki pod spodenkami, w perspektywie samochodzik na raty i kredycik na uroczy domeczek za miasteczkiem”[2] – ale jak Magda mogłaby wyjść za kogoś, kto najprawdopodobniej już teraz, w czasach narzeczeńskich, ją zdradza?
Bohaterka „Małża” budzi współczucie, ale jednocześnie drażni, bo wytwarza wokół siebie chaos, bywa wulgarna, widzi tylko to, co złe, ciągle kogoś lub coś krytykuje. Trudno nie przyznać jej racji, kiedy na przykład wyszydza głupkowate programy telewizyjne, z drugiej jednak strony rodzi się pytanie, po co właściwie je ogląda. Dlaczego codziennie marnuje tyle czasu na siedzenie przed tym idiotycznym telewizorem, zamiast robić coś sensownego?
Powieść została napisana pospolitym językiem, mnóstwo w niej nawiązań do reklam i popularnych piosenek, ironii, szyderczych zdrobnień oraz wyrazów angielskich zapisanych fonetycznie. Co chwilę można natknąć się na „łikend”, „kasting”, „Britnej spirs”, „diwidi”, „maj femili”, „napisać si wi”, „merlin monroł” i inne dziwolągi językowe i jest to jedyna rzecz, którą można uznać za wadę „Małża”. Gdyby taką pisownię stosowała narratorka nieznająca angielskiego, byłoby to zabawne i uzasadnione, ale Magda przecież zna ten język i taki bełkot zwyczajnie do niej nie pasuje. Z kolei dialogi są bardzo dobre, pełne życia, realistyczne, szczególnie te przedstawiające rozmowy o pracę i żądania pracodawców.
„Małż” na pewno jest ważną powieścią, trafnie ukazującą paskudną sytuację osób szukających pracy, wykorzystywanie i upokarzanie bezradnych ludzi, coraz gorszy stan psychiczny dziewczyny, która miota się, by zdobyć pieniądze na czynsz, ale jej działania przypominają walenie głową o mur. Na przykładzie Magdy autorka pokazuje, że bezczynność człowiekowi nie służy – bohaterka pogrąża się w coraz większym chaosie, można nawet odnieść wrażenie, że im więcej ma czasu, tym bardziej czuje się nieszczęśliwa i dziwaczna. Jest to też świetna powieść o nieprzystosowaniu społecznym, o tym, jak ciężko jest osobie, która nie chce brać udziału w wyścigu szczurów i tęskni, by „Leżeć pod kołdrą, mieć w pobliżu słoik z czekoladą i kawę. I nie bać się. Mieć zwolnienie z wychodzenia z domu. Zwolnienie z odbierania telefonów. Zwolnienie ze wstawania z łóżka i z ubierania się”[3].
---
[1] Marta Dzido, „Małż”, Korporacja Ha!art, 2005, s. 51.
[2] Tamże, s. 42.
[3] Tamże, s. 158.
Na razie sobie tę pozycję daruję, ponieważ wiem, że podczas czytania irytowałabym się zachowaniem głównej bohaterki. :)
OdpowiedzUsuńTak, bohaterka może irytować. Jest irytująca, a jednocześnie bardzo nieszczęśliwa – nie może znaleźć dobrej pracy ani mężczyzny, który by ją kochał. A powieść jest ciekawa. Zapewne kiedyś sięgnę po kolejną książkę tej autorki. :)
UsuńO te Dzido to muszę kiedyś sprawdzić, choć pokolenie raczej niemoje
OdpowiedzUsuńJa nie miałam w planach Marty Dzido, ale ponieważ dostałam tę książkę, postanowiłam się z nią zapoznać. Autorka ciekawie pisze, zauważa różne absurdy. :)
UsuńJeszcze się zastanowię nad lekturą.
OdpowiedzUsuńZachęcam do przeczytania, bo to dobra książka o szukaniu pracy i miłości. :)
UsuńNa razie nie planuję czytania tej książki.
OdpowiedzUsuńSzkoda. :) Ja mam zamiar sięgnąć po którąś z kolejnych książek Marty Dzido, choć jeszcze nie wiem, po którą.
UsuńNie czytałam nigdy wcześniej o książce. Będę pamiętać o niej w przyszłości, kiedy nadrobię zaległości. :)
OdpowiedzUsuńJa o niej dowiedziałam się całkiem niedawno. Myślę, że warto ją przeczytać. Jest dosyć krótka. :)
UsuńWydaje mi się, że te fonetycznie zapisane anglikanizmy to podśmiechiwanie się z tych, którzy nadmiernie (albo bezmyślnie) się nimi posługują. A co do samej fabuły książki, to miejmy nadzieję, że w przeciągu kilku miesięcy nie okaże się ona zaskakująco aktualna...
OdpowiedzUsuńTakie bezrobocie, jakie panowało przed wejściem Polski do Unii, na pewno nam nie grozi. Nic na to nie wskazuje. Wtedy nawet jak ktoś chciał zarejestrować się w Urzędzie Pracy, musiał stać w kilkugodzinnej kolejce. Teraz z pracą jest o tyle dobrze, że co czwarty uchodźca z Ukrainy ją w Polsce znalazł. Tak więc problem ogromnego bezrobocia nie jest już aktualny, aktualne są natomiast uczucia osoby, która odkrywa, że w żadnej pracy nie umie zagrzać miejsca i jest inna od większości ludzi. Autorka bardzo dobrze pokazuje bezsilność takiej osoby, spychanie jej na margines itd.
UsuńZaciekawiła mnie.Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńZachęcam do przeczytania. Po raz pierwszy stykam się z tą autorką i już widzę, że ma swój styl pisania i coś do powiedzenia. :)
UsuńCiekawa historia. Zdecydowanie warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńMój Blog: https://cbdvitmed.pl
Owszem, warto przeczytać. :)
UsuńBrzmi ciekawie. Rozejrzę się za tą książką.
OdpowiedzUsuńTo jeszcze dodam, że ta książka w roku 2019 zdobyła Europejską Nagrodę Literacką. :)
UsuńCoś czuję, że bohaterka by mnie pokonała i nie doczytałabym tej książki ;<
OdpowiedzUsuńOwszem, bohaterka może drażnić, bo bywa wulgarna i niezbyt garnie się do sprzątania – siedzi cały dzień w domu, a nawet szklanki po sobie nie umyje. A kiedy znajduje pracę jako nauczycielka angielskiego, robi coś, co trudno zrozumieć i zaakceptować (nie napiszę, o co chodzi, by nie spojlerować). Tak więc na pewno nie jest to postać budząca wyłącznie pozytywne uczucia. :)
UsuńDziś w niektórych zawodach brak rąk do pracy, stąd nawet cudzoziemcy mile widziani, bo wypełniają lukę, której nie chcą zapełnić nasi rodacy. A z tym marzeniem o wolności, aby leżeć i nic nie robić, aby nikt nic od ciebie nie chciał to może być taka droga bez powrotu, bo prowadzi do takiej sytuacji, że potem nie chce się wstać z łózka i nawet jeść tej słodkości ze słoiczka. Człowiek musi mieć jakiś cel, jaką pasję, jakieś zadania do wykonania, bo inaczej kończy się to rozmemłaniem, ale z drugiej strony walenie głową w mur bywa frustrujące. Miałam to szczęście, że pracę zaczynałam w ostatniej dekadzie XX wieku i to bez żadnych znajomości (choć z perspektywy czasu, stwierdzam, że nie był to dobry wybór, bowiem pracy swojej nie lubię, ale też doszłam do tego wniosku po paru dobrych latach jej wykonywania, a teraz, kiedy zostało już tylko kilka miesięcy jak mówią, choćby na jeżu). Ciekawi są bohaterowi, którzy budzą irytacje, i co dziwne czasem odstręczają od lektury, a czasem wręcz przeciwnie. I też mi się wydaje, że te spolszczone zwroty u bohaterki to zabieg celowy dla ośmieszenia panującej mody na spolszczanie.
OdpowiedzUsuńOtóż to, w niektórych zawodach brak jest rąk do pracy i takie bezrobocie, jakie panowało przed wejściem Polski do Unii, na pewno w najbliższych latach nam nie grozi. Uchodźcy z Ukrainy nie tylko znajdują u nas pracę, lecz też dostają pięćset plus, o ile mają dziecko. Inna sprawa, że wielu z nich i tak woli wrócić do swego kraju... Dziś słuchałam bardzo smutnej piosenki o tęsknocie Ukraińców za domem:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=n5w-_eGRODU
O, to rzeczywiście miałaś dużo szczęścia, skoro w tak trudnych czasach znalazłaś stałą pracę. Choć nielubiana, to jednak zapewniła stabilizację. A moja pierwsza praca zakończyła się... brakiem wypłaty. Dziś się z tego śmieję, ale wtedy ogarnęła mnie czarna rozpacz, bo pracowałam ciężko przez dwa miesiące, a nie dostałam ani grosza, firma ogłosiła bankructwo. :)
Takie doświadczenie na początku drogi zawodowej może podłamać, albo uodpornić. Mam nadzieje, ze potem znalazłaś prace z przynajmniej wypłacalnym pracodawcą. Ja chyba całe życie za nadto się bałam, że gdzie indziej będzie gorzej i tak trzymałam się jednej roboty niemal całe życie. To moja trzecia praca trwająca ponad 30 lat
UsuńMnie akurat przygnębiło, a i kolejne nie było lepsze, tyle że pod innym względem. Nie chcę nawet wspominać tego okresu. Podziwiam Cię, że aż tyle lat wytrzymałaś w jednym miejscu. :)
UsuńPrzeczytałabym choćby po to, aby poznać zakończenie tej historii. Jak potoczyły się losy bohaterki, co (jeśli coś) zmieniło się w jej życiu etc. Czy utknęła w tym marazmie, czy się ogarnęła.
OdpowiedzUsuń
UsuńJeśli chodzi o zakończenie, okazuje się, że są dwa, pesymistyczne i optymistyczne. Książka z taką okładką, jaką widać na zdjęciu, jest wersją pesymistyczną. :) Bohaterka mogłaby Cię zainteresować, bo to feministka.
Dobrze, że mi przypomniałaś o tej książce, bo miałam ją w planach.;) Kiedyś bardzo spodobał mi się "Ślad po mamie" tej autorki i liczę, że "Małż" będzie równie dobry.
OdpowiedzUsuńW takim razie sięgnę po „Ślad po mamie”, bo miałam chęć na coś jeszcze tej autorki, a nie wiedziałam, co wybrać. :) A „Małża” polecam, bo to nie jest miałkie paplanie o niczym, tylko książka o ważnych problemach. Wprawdzie bohaterka może irytować, ale tacy właśnie są ludzie – pełni słabości i wad i często właśnie irytujący.
UsuńSięgnę, a jakże. Lubię irytujących bohaterów, właśnie dlatego, że są prawdziwi.;)
UsuńA więc czekam na Twoją recenzję i jeszcze dodam, że niektórych bohaterka może też irytować romansowaniem z żonatym mężczyzną. :) Mnie najbardziej rozdrażniła swoim zachowaniem w szkole językowej.
UsuńZaintrygował mnie ten proces coraz większej apatii w jaką popada bohaterką, ale z drugiej strony nie wiem czy bym z nią całą powieść wytrzymała, bo już kiedy o niej czytam to czuję pewne rozdrażnienie.
OdpowiedzUsuńPowieść jest krótka, więc da się wytrzymać z bohaterką. :) Ta kobieta irytuje, ale też budzi współczucie, bo faktem jest, że okoliczności sprzysięgły się przeciwko niej, a znalezienie w tamtych latach uczciwej, popłatnej pracy było bardzo trudne.
Usuń