2.05.2025
„Złośliwość wcielona” Gustav Wied
27.04.2025
„Wynik negatywny” Karina Sawaryna
Przeczytawszy dwie powieści wydane przez ArtRage i mnóstwo pochwał tego wydawnictwa, nabrałam przekonania, że publikuje ono jedynie utwory z wyższej półki, ambitne, warte uwagi. Mocno się więc zdziwiłam, kiedy sięgnęłam po „Wynik negatywny” Kariny Sawaryny, bo to książczyna mało ciekawa, żenująco monotematyczna, kierowana chyba jedynie do osób, które za główny cel życia uważają płodzenie dzieci.
Narratorka ma na imię Chrustalina. Urodziła się na wsi, mieszka w Kijowie. Ma bardzo miłego męża Dimę (który wydał mi się bezbarwny i wyidealizowany). Wychowana w przekonaniu, że kobieta powinna szybko wyjść za mąż i urodzić gromadkę dzieciaczków, nigdy nie zdołała się od tego sposobu myślenia oderwać. Chce zajść w ciążę, wstawiać do internetu zdjęcia rosnącego brzuszka i zbierać gratulacje. Tymczasem mijają miesiące, a niemowlaka jak nie było, tak nie ma. Młoda Ukrainka nie umie radzić sobie ani z natrętnymi pytaniami o potomstwo, ani z widokiem szczęśliwszych koleżanek. Staje się coraz bardziej zawstydzona, zazdrosna, spięta i antypatyczna. Zaczyna odwiedzać lekarzy i znachorów, poddaje się różnym zabiegom – jednego dnia jest to in vitro, drugiego przystawianie pijawek do brzucha. Raz coś mądrego, innym razem idiotycznego.
20.04.2025
„Testament starego Winckla” Øivind Bolstad
Osiemdziesięcioletni Winckel to jeden z najbardziej szanowanych kupców w Bergen. Jest bezlitosny wobec podwładnych, pogardza biedakami, utrzymuje, że „wszyscy dobrzy i godni szacunku ludzie mają pieniądze”[1]. Uważa się za dobrego dla robotników, bo daje im pracę i wypłatę. A że głodową? Jego zdaniem lepsza taka niż żadna, dzięki niej przecież jakoś żyją. Zresztą krewny Winckla, August, zachowuje się jeszcze gorzej, bo aby pozbyć się biedaków, podpala wynajmowany im dom, zgarnia odszkodowanie i nie interesuje go, że w pożarze giną ludzie.
11.04.2025
„Wdowa, Kapłan i Łowca Ośmiornic. O znikającym świecie japońskiej wyspy” Amy Chavez
Amy Chavez, autorka reportażu „Wdowa, Kapłan i Łowca Ośmiornic”, pochodzi z Ameryki, ale od wielu lat przebywa w Japonii na małej wyspie o nazwie Shiraishi. Owa wysepka leży na Morzu Wewnętrznym i czasy świetności ma już dawno za sobą. Kiedyś liczyła niemal dwa tysiące mieszkańców, obecnie jest ich zaledwie czterystu trzydziestu. Uciekła stąd młodzież, szkoły zamknięto z braku uczniów, seniorzy nie mają komu przekazywać tradycji ani zostawić domu. Przyjeżdża tu coraz mniej turystów i nawet sosny nie chcą już rosnąć. Mieszkańcy zdają sobie sprawę, że trzeba jakoś ożywić rodzinne strony, zatrzymać powolne wymieranie. Niektórzy zaciskają więc zęby i godzą się przyjąć do społeczności ludzi z zewnątrz, lecz inni nadal zaciekle bronią wyspy przed napływem obcych.
18.03.2025
„Niebo, które nie kończy się nigdzie” Marlen Haushofer
„Niebo, które nie kończy się nigdzie” to mniej znana powieść Marlen Haushofer, tej samej autorki, która napisała przepiękną „Ścianę”. Bohaterką jest dziewczynka nazywana Metą, mieszkająca w leśniczówce w górach, na początku książki mająca zaledwie dwa i pół roku, a pod koniec wchodząca już w wiek dojrzewania. Przez całą powieść, konsekwentnie, autorka prowadzi narrację z punktu widzenia małej bohaterki, co jest bardzo trudne dla pisarza, gdyż dzieci odbierają świat zupełnie inaczej niż dorośli i nie do końca odróżniają fantazję od rzeczywistości. Meta ma przy tym wyobraźnię większą niż przeciętna i bez końca coś sobie roi: że rzuca złą kobietę do ogniska, że piwonie czują ból, kamienie chcą pić, a dom mówi. Jeśli dodać do tego jej zamiłowanie do czytania książek, można podejrzewać, że ma predyspozycje do zawodu pisarki.
12.03.2025
„Yokohama” Józef Hen
Choć tytuł powieści Józefa Hena brzmi „Yokohama”, akcja w całości dzieje się w Warszawie. Narratorem jest pisarz o imieniu Józef, który ma wiele cech wspólnych z samym autorem – mieszka w stolicy, pisze książkę o Montaigne'u, ma córkę Madzię, w młodości tułał się po azjatyckiej części Związku Radzieckiego. Ale ów Józef zarzeka się, że on i autor to dwie różne osoby: „Narrator opowieści, którą właśnie czytacie, nie jest mną, wbrew wszelkim pozorom, wbrew temu, że nosi moje imię i jest pisarzem, że przyjaźni się z Januszem i Iwoną i nie może spać po nocach. Ale to nie ja! Nie ja! Nie ja!”[1].
1.03.2025
„Jak usunąć wujka z podłogi? Zawód: sprzątanie po zgonach” Małgorzata Węglarz, Mateusz Węgorowski
Firmy oferujące sprzątanie po zgonach pojawiły się na polskim rynku stosunkowo niedawno. Czy na pewno są potrzebne? A i owszem. Zdarza się przecież, że ktoś umiera samotnie w swoim mieszkaniu i dopiero odrażający zapach alarmuje sąsiadów. Innym razem człowiek ginie w wypadku lub w wyniku morderstwa i wokół rozpryskują się kawałki mózgu, kości, krew. Przyjeżdża policja, prokurator wydaje oświadczenie, pracownicy zakładu pogrzebowego zabierają zwłoki, często przy tym rozlewając i roznosząc na butach płyny ustrojowe. A co dzieje się potem? Co z resztkami biologicznymi, porozciąganymi przez muchy plujki po całym mieszkaniu? Co z krwią, która zdążyła już wniknąć w podłogę?
Wtedy powinno się wezwać firmę wyspecjalizowaną w sprzątaniu takich miejsc. Z reportażu „Jak usunąć wujka z podłogi?” wynika jednak, że Polacy rzadko to robią, bo po pierwsze nie ma u nas obowiązku profesjonalnego czyszczenia skażonych powierzchni, po drugie nasi rodacy żałują pieniędzy, a po trzecie nie są w stanie zrozumieć, czym jest skażenie biologiczne. Typowy Polak własnoręcznie, przy pomocy środków dostępnych w drogerii, próbuje usunąć plamy po płynach ustrojowych, a potem sprzedaje felerne mieszkanie, „zapominając” poinformować nabywców, że leżały w nim rozkładające się zwłoki. Takiemu nieuczciwemu sprzedawcy nie grozi żadna kara, gdyż kupujący musiałby udowodnić, że z winy owego mieszkania stracił zdrowie, a w polskiej rzeczywistości o taki dowód byłoby bardzo trudno.
22.02.2025
„Waruna” Julien Green
13.02.2025
„Ludzie, którzy sieją w śniegu” Tina Harnesk
2.02.2025
„Umowa o szczęście” László Nemes
„Ile może wytrzymać człowiek? Gdzie jest granica wytrzymałości?” – takie właśnie pytania stawiają sobie Ági i Feri, bohaterowie pięknej, przejmującej powieści zatytułowanej „Umowa o szczęście”. Ci młodzi małżonkowie robią wszystko, by wyrwać się z dna, a jednak tytułowe szczęście ich omija.
Pobrali się, choć nie mieli żadnych widoków na własny kąt. Ale z drugiej strony nie mieli też możliwości, by pozostać w poprzednich miejscach zamieszkania. To znaczy Feri mógłby nadal wegetować w sublokatorskim pokoiku, ale pod warunkiem, że nie zapraszałby żadnych kobiet, nawet własnej żony, gdyż według gospodyni byłaby to obraza moralności. Z kolei Ági w ogóle nie miała gdzie się podziać. Wychowała się w jednopokojowej klitce z kuchnią, pośród pijaństwa ojca i awantur czynionych przez matkę. Kiedy ojciec odszedł, matka związała się z nowym partnerem, równie bezwartościowym jak pierwszy, i oboje zaczęli nalegać, by dziewczyna wyprowadziła się na swoje. Tylko gdzie Ági miałaby znaleźć to „swoje”? Skąd je wziąć, skoro nie dostało się od rodziny żadnego wsparcia oprócz złośliwych porad w rodzaju „weź sobie bogatego męża”? Próby wynajęcia jakiegoś kąta też spaliły na panewce, gdyż w powojennym Budapeszcie najzwyczajniej w świecie brakowało mieszkań. Ludzie bili się o dach nad głową, nie wypuszczali z rąk tego, co udało im się zdobyć. Czy w tej sytuacji można się dziwić, że nieszczęsna młoda para, udręczona ciągłymi włóczęgami po mieście i pragnąca za wszelką cenę ruszyć z martwego punktu, podpisała tytułową umowę o szczęście?...
22.01.2025
„Zama” Antonio di Benedetto
Trzydziestoparoletni don Diego de Zama jest urzędnikiem królewskim w zapyziałym miasteczku w Ameryce Hiszpańskiej. Kiedyś słynął jako energiczny pacyfikator Indian i wymęczonych niewolników, teraz nie znaczy nic. Marzy o przeniesieniu w bardziej cywilizowane miejsce, lecz prośby wysyłane do gubernatora pozostają bez odpowiedzi, a protektora nie udaje mu się znaleźć. Musi więc tkwić, jak to określa, pomiędzy odejściem a pozostaniem. Nie może ani wrócić do kraju, ani sprowadzić do siebie żony. Na domiar złego często nie otrzymuje pensji w wyznaczonym czasie i żeby kupić jedzenie, musi sprzedawać meble, a nawet konia. Te wszystkie uciążliwości bardzo go frustrują. Aby jakoś się pocieszyć, szuka znajomości z miejscowymi kobietami. Najchętniej romansowałby z Hiszpankami, ale ponieważ one patrzą na niego z góry (w tutejszej hierarchii Hiszpanki stoją wyżej od Kreola), zadowoliłby się i Mulatką. Zaczepia te różne panie w sposób bardzo natrętny i nietaktowny; chodzi na przykład za nimi, napędzając im strachu. Podgląda kąpiące się kobiety i maltretuje służącą, którą wysłały za nim w pogoń.
20.01.2025
„Przyszedł list z Monachium” Håkana Nessera, czyli śledztwo w czasie pandemii
9.01.2025
„Dlaczego tak, dlaczego nie” Henryk Lothamer
7.01.2025
„Ocean” Steve Sem-Sandberg. O myślicielu, który czuł się najlepiej w towarzystwie książek oraz... nocnika
Jean-Jacques Rousseau. Nie wiedziałam o nim zbyt wiele. Chyba tylko tyle, co większość osób: że był wielkim filozofem i pedagogiem epoki oświecenia. Że napisał poemat dydaktyczny o wychowywaniu dzieci. Że własne dzieci oddał do przytułku. A ponieważ porzucenie własnego dziecka absolutnie potępiam i uważam za jedno z najgorszych świństw, jakie można wyrządzić drugiemu człowiekowi, nie miałam chęci zgłębiać nauk tego hipokryty, bo i po co. Ale teraz skusiłam się na powieść biograficzną o nim, napisaną przez Steve'a Sem-Sandberga i zatytułowaną „Ocean”.
Akcja książki obejmuje kilka miesięcy roku 1765, kiedy to Rousseau, rozgniewawszy swoimi pismami kler i ludzi wierzących, zostaje uznany za bluźniercę i zesłany na Wyspę Świętego Piotra. Nie wolno mu jej opuszczać. Zresztą wcale tego nie pragnie, bo czuje się jak zniedołężniały starzec – dokuczają mu bóle brzucha, migreny, a najbardziej problemy urologiczne. Ciągle musi używać cewnika, zmagać się z obezwładniającym bólem, biec w krzaki, szukać nocnika. Już na samym początku powieści otrzymujemy jakże pasjonującą scenę mimowolnego zmoczenia spodni przez filozofa i jego strachu, by nikt „nie poczuł smrodu szczyn, którymi go czuć”[1]. Jak w takim stanie miałby podróżować, jechać dyliżansem? Gotów jest więc obiecać, że już nie napisze ani linijki, będzie siedział na wyspie i zajmował się zbieraniem roślin. Czy możni tego świata okażą miłosierdzie i pozwolą mu zostać?...
2.01.2025
„Powrót do świętych lasów. Zapiski z Japonii” Lorenzo Colantoni
„Las deszczowy pokrywający teren pełen gór i wąskich dolin, niewiele miast, z czego wszystkie leżą na wybrzeżu. Wakayama, Tanabe, Shingu – ciągnące się połacie betonu, zatłoczone miejsca pełne życia nocnego. Reszta to las, wąskie kręte drogi prowadzące do wiosek liczących po kilkaset mieszkańców, które strzegą jedno z najsłynniejszych (i najbardziej czczonych) chramów w całej Japonii” (s.15).