27.04.2025

„Wynik negatywny” Karina Sawaryna

Przeczytawszy dwie powieści wydane przez ArtRage i mnóstwo pochwał tego wydawnictwa, nabrałam przekonania, że publikuje ono jedynie utwory z wyższej półki, ambitne, warte uwagi. Mocno się więc zdziwiłam, kiedy sięgnęłam po „Wynik negatywny” Kariny Sawaryny, bo to książczyna mało ciekawa, żenująco monotematyczna, kierowana chyba jedynie do osób, które za główny cel życia uważają płodzenie dzieci. 

Narratorka ma na imię Chrustalina. Urodziła się na wsi, mieszka w Kijowie. Ma bardzo miłego męża Dimę (który wydał mi się bezbarwny i wyidealizowany). Wychowana w przekonaniu, że kobieta powinna szybko wyjść za mąż i urodzić gromadkę dzieciaczków, nigdy nie zdołała się od tego sposobu myślenia oderwać. Chce zajść w ciążę, wstawiać do internetu zdjęcia rosnącego brzuszka i zbierać gratulacje. Tymczasem mijają miesiące, a niemowlaka jak nie było, tak nie ma. Młoda Ukrainka nie umie radzić sobie ani z natrętnymi pytaniami o potomstwo, ani z widokiem szczęśliwszych koleżanek. Staje się coraz bardziej zawstydzona, zazdrosna, spięta i antypatyczna. Zaczyna odwiedzać lekarzy i znachorów, poddaje się różnym zabiegom – jednego dnia jest to in vitro, drugiego przystawianie pijawek do brzucha. Raz coś mądrego, innym razem idiotycznego.

Cała powieść koncentruje się na opisach walki z bezpłodnością oraz pogarszającego się stanu psychicznego bohaterki, która uważa się za pustą, gorszą, poszkodowaną przez los. Tła społecznego w „Wyniku negatywnym” jest niewiele, a o wojnie narratorka niemal w ogóle nie wspomina, ma ją w głębokim poważaniu. Bo co tam śmierć „paru” ludzi i krwawiąca Ukraina w porównaniu z tragedią, jaką jest bezpłodność! Nawet wiadomość, że w Donbasie zginął ktoś znajomy, nie skłania bohaterki do choćby kilkuminutowych przemyśleń. Wynalazła zresztą świetny sposób na odcięcie się od znajomych, którzy chcieliby zanudzać innych tematami wojennymi: „Ukryłam aktualności od osób, które postują o polityce lub innych nieprzyjemnych sprawach” (s. 209). 

Nasza Chrustalina nie ma zbyt wiele empatii. Chwali się faktem, że nie odwracała wzroku, kiedy na wsi odrąbywano łeb kogutowi albo topiono kocięta i szczenięta.  

Karina Sawaryna zastosowała narrację pierwszoosobową, co uważam za zły pomysł, gdyż głupiutka bohaterka i narracja pierwszoosobowa nie idą ze sobą w parze. Chrustalina ma wąskie horyzonty myślowe i do tego jest niesamowicie egocentryczna, więc ogranicza się do tematów związanych z płodnością, opisów peelingu oraz „arcyciekawych” informacji, ile komentarzy i serduszek zebrał ten czy inny wpis na Facebooku. Przy narracji trzecioosobowej autorka mogłaby jakoś wzbogacić i pogłębić książkę, pokazać, co myślał i czuł mąż Chrustaliny, nakreślić tło społeczne, pozwolić czytelnikowi odetchnąć od tych ciągłych biadoleń bezdzietnej nieszczęśnicy.

Podsumowując, choć jest w tej powieści kilka dobrych scen, a zakończenie wzrusza, to jednak całość wypada dość słabo. Nie umiałam zrozumieć zafiksowania bohaterki na punkcie ciąży, jej uzależnienia od social mediów, obojętności na wojnę. Brakowało mi w tej książce głębi, urozmaicenia fabuły; zdumiał i zniesmaczył mnie rozdział trzynasty. Autorka opisuje w nim spotkanie członkiń klubu książki. Liczyłam więc na to, że pojawią się jakieś fragmenty dyskusji, tymczasem nic z tych rzeczy, nie poznałam nawet tytułu omawianej powieści. W zamian autorka uraczyła mnie informacjami, co klubowiczki zamawiają sobie do picia i ile z nich aktualnie jest w ciąży... 




Kilka cytatów:
„Nienawidzę takich wyrodnych matek. Zawsze miałam ochotę je potopić, jak zbędne kocięta w wiadrze” (s. 108).
„Nie wyobrażam sobie, nie chcę sobie wyobrażać życia bez dzieci. Co ja wtedy z tym życiem zrobię?” (s. 112).
„Smarowałam masłem kromkę chleba, a gołębie zasrywały mi świat za oknem” (s. 107).
„Czy ktokolwiek będzie mnie wspominać? Co będą mówić? Żyła sobie kobieta, która nie mogła zajść w ciążę, aż umarła” (s. 104). 
Moja ocena: 3/6.

---
Karina Sawaryna, „Wynik negatywny”, ArtRage, 2025 

11 komentarzy:

  1. Wynik negatywny nie tylko z płodności lecz też z patriotyzmu? Książkę wydano chyba na fali zainteresowania Ukrainą, jednak nie wszystko co ukraińskie warte jest uwagi. Nie wszystko złoto co się świeci. Dziękuję za przestrogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterka jest apolityczna, nie interesuje się sytuacją w Donbasie. To prawda, że nie każda książka ukraińskiego autora warta jest uwagi.

      Usuń
    2. Korzystając z okazji odradzam "Null". Autor wie o wojnie więcej niż statystyczny Polak jednak niewystarczająco by o niej pisać.

      Usuń
    3. Nie czytałam nic Twardocha. :)

      Usuń
  2. Ciekawe, bo jeśli chodzi o ArtRage to mnie nie do końca przypadła do gustu lektura "Przemieszczenia" autorstwa hiszpańskiej pisarki o ukraińskim pochodzeniu. Tam również mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową i też pojawia się kwestia Donbasu (choć książka napisana została przed wybuchem otwartej agresji w 2022 roku, kiedy nie brakowało naiwniaków faszerowanych ruską propagandą, wierzących, że niepokoje w Doniecku i Ługańsku to faktycznie oddolna, "ludowa", inicjatywa, a nie robota rosyjskich służb). Wypowiedzi głównej narratorki o Ukrainie są tak naiwne, że aż się zgrzytało zębami, kiedy się czytało o jej "zmęczeniu" ukraińskim patriotyzmem.

    Z drugiej jednak strony do tego sprowadza się funkcja literatury, tzn. do pokazywania zdania tych, którzy mają inną perspektywę niż ogół. W podobnym, niepatriotycznym duchu, utrzymana jest "Za plecami" Haśki Szyjan, której bohaterka (znowu pierwszoosobowa narracja) także z bardzo egoistycznej perspektywy spogląda na niewypowiedzianą wojnę ukraińsko-rosyjską o Donbas (2013-2022), nie potrafiąc pogodzić się z tym, że w XXI wieku nadal zdarzają się sytuacje, kiedy Ojczyzna wymaga od nas największych poświęceń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie od „Przemieszczenia” będę się trzymała z daleka. Jeśli chodzi o książkę Kariny Sawaryny, premierę miała ona w roku 2019, czyli też przed wybuchem otwartej agresji. Ale narratorka była świadoma, że w Donbasie trwa wojna. Kiedy odwiedziła rodzinną wieś, dowiedziała się od matki, że Mychajło, ktorego znała, wrócił z wojny w trumnie. Innym razem wspomniała, że wojna trwa już dwa lata, jeszcze innym, że na spotkaniu klubu książki były omawiane wspomnienia wolontariuszki z Donbasu. Była więc świadoma wojny, ale po prostu miała ją gdzieś.

      „Z drugiej jednak strony do tego sprowadza się funkcja literatury, tzn. do pokazywania zdania tych, którzy mają inną perspektywę niż ogół” – o, to bardzo mądre słowa i chciałabym zawsze je pamiętać. :)

      Usuń
    2. Zastanawiający jest ten nurt antypatriotyzmu w lit. ukraińskiej. Chyba "Córeczka" Dudy reprezentuje inny obraz, choć niezbyt realistyczny, czy się mylę?

      Usuń
    3. Nie mylisz się. :) „Córeczka” jest pełna miłości do Doniecka i rozpaczy nad jego umieraniem. Owszem, jest przy tym odrobinę nierealistyczna, ale mi to w ogóle nie przeszkadzało i bardzo ją polecam. Z książek z wątkiem patriotyzmu podobała mi się też „Czy pamiętasz, mamo?” Kateriny Babkiny. Jest to powieść w formie listów pisanych przez nastolatkę, która przeżyła bombardowania i wraz z tłumem uchodźców trafiła do Wiednia. Akcja dzieje się w roku 2022, kiedy jeszcze chęć pomagania Ukrainie była ogromna. Dziś niestety ta chęć już mocno zmalała, za to niechęć do nieszczęsnego narodu wzrosła.

      Usuń
  3. Książka interesowałaby mnie ze względu na podjęty w niej trudny temat, ale Twoja opinia (której ufam) zgasiła mój zapał.
    Autorki nie znam, natomiast ostatnio wpadła mi w ręce inna ukraińska książka, "Stulecie Jakova". Chciałabym ją przeczytać, bo słyszałam o niej wiele dobrego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. O, nie znam tej książki! Poczekam na Twoją opinię i zdecyduję, czy sięgnąć, czy nie. :) Z książek ukraińskich polecam „Córeczkę” Dudy, „Dom dla Doma” Ameliny oraz „Nikt tak nie tańczył jak mój dziadek” i „Szczęśliwych nagich ludzi” Babkiny. Są to poruszające, wartościowe utwory.

      Usuń