20.04.2025

„Testament starego Winckla” Øivind Bolstad

Osiemdziesięcioletni Winckel to jeden z najbardziej szanowanych kupców w Bergen. Jest bezlitosny wobec podwładnych, pogardza biedakami, utrzymuje, że „wszyscy dobrzy i godni szacunku ludzie mają pieniądze”[1]. Uważa się za dobrego dla robotników, bo daje im pracę i wypłatę. A że głodową? Jego zdaniem lepsza taka niż żadna, dzięki niej przecież jakoś żyją. Zresztą krewny Winckla, August, zachowuje się jeszcze gorzej, bo aby pozbyć się biedaków, podpala wynajmowany im dom, zgarnia odszkodowanie i nie interesuje go, że w pożarze giną ludzie. 

Kiedy zaczyna się akcja, tytułowy bohater jest już mocno chory na serce i bliski śmierci. Niekiedy czuje się lepiej, innym razem ma mroczki przed oczyma i z trudem oddycha, ale nawet wtedy znajduje siły, by drwić ze swoich krewnych. Podczas gdy inna osoba w jego położeniu martwiłaby się, że przysparza problemów rodzinie, Winckla to uszczęśliwia. Teraz, kiedy stoi nad grobem, wie, że może pozwolić sobie na każde szyderstwo i każde chamstwo, bo August i jego żona Klementyna nie ośmielą się protestować. Nie wiedzą przecież, komu Winckel zapisał majątek i czy w ostatniej chwili nie zmieni testamentu. 

Wokół tych bogaczy krążą dwie osoby połączone z nimi więzami krwi, ale dotknięte ubóstwem. Pierwsza to osiemdziesięcioletni Eliasz, przyrodni brat Winckla pochodzący z nieprawego łoża, przygarnięty przez niego na złość rodzinie, pełniący rolę służącego, a zarazem powiernika. Drugą z tych osób jest sierota Krystyna, traktowana przez Augusta i jego żonę jak popychadło, a kochana przez ich syna Hannemanna. Nie byłaby nędzarką, gdyby August oddał jej cztery tysiące talarów, które kiedyś pożyczył od jej ojca. Ale bezwzględny kapitalista ani nie zamierza zwrócić długu, ani pozwolić, by dziewczyna poślubiła jego syna. Tymczasem Krystyna czuje się zdesperowana, nie chce już dłużej usługiwać podłym bogaczom, a szansę na poprawę losu widzi jedynie w małżeństwie. „Jeśli nie wyjdę za mąż, rzucę się do Czarnego Stawu. Nie pójdę do przytułku”[2]. 

Na tle swoich krewnych ci młodzi ludzie wydają się aniołami, choć też mają wady. Dziewczyna jest zuchwała, przesadnie pyskata i kiedy się zdenerwuje, miota wyzwiskami niczym przekupka. Hannemann to jej przeciwieństwo – cichy, zakompleksiony, boi się walczyć o swoje. Nie umiejąc przekonać rodziców, by zaakceptowali jego narzeczoną, prosi ją, by jednak jakoś zdobyła pieniądze. „Nie mogłabyś przemówić staremu Wincklowi, żeby ci darował ze cztery tysiące?”[3]. Wychowany został w przekonaniu, że kobiety muszą słuchać mężczyzn, i kiedy jego  matka zwraca się do męża per „głupcze” i „fujaro”, Hannemann myśli: „Nie pozwoliłbym Krystynie na podobną scenę”[4].

Choć Øivind Bolstad stara się pogłębić postacie, odmalować uczucia człowieka śmiertelnie chorego, pokazać, z czego wynikły nieśmiałość i kompleksy Hannemanna i jak ten młodzian zmienia się pod wpływem miłości, to jednak trudno tę powieść zaliczyć do psychologicznych. O wiele zgrabniej wypada warstwa historyczna: widzimy tu Bergen z lat pięćdziesiątych dziewiętnastego wieku, środowisko kupieckie, krzywdzenie biedaków i bezkarność takich bogaczy jak główni bohaterowie. Ale choć poruszone tematy są ciekawe, to jednak całość nie budzi większych emocji i zainteresuje chyba tylko miłośników starych powieści skandynawskich. 

Dwa cytaty: 

„Lecz minionego czasu nie wrócą żadne żale. Wszystko, co żyje, staje się kiedyś zimne i sztywne lub zwiędłe: trawa na pastwiskach, jagody na krzakach, liście na drzewach, serce w piersi... Język w gębie”[5]. 

„Nie ma chyba żyjącej istoty, która choć stara i chora, nie wierzyłaby mimo wszystko, że pożyje jeszcze rok”[6]. 

Moja ocena: 4/6

---
[1] Øivind Bolstad, „Testament starego Winckla”, przeł. Maria Kłos-Gwizdalska, Wydawnictwo Poznańskie, 1969, s.100.
[2] Tamże, s.103.
[3] Tamże, s.48.
[4] Tamże, s. 67.
[5] Tamże, s. 40.
[6] Tamże, s. 70.

16 komentarzy:

  1. Recenzja fajna, ale ja mimo wszystko chyba nie przeczytam tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie dziękuję za podpowiedź. Skorzystam, ponieważ czuję, że ta książka może mi się spodobać - jako zagorzałej miłośniczce starych powieści, skandynawskich czy nie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieść powstała w roku 1949, więc już swoje lata ma. A akcja toczy się w dziewiętnastym wieku. Bohaterowie jeżdżą powozami, wodę przynoszą z ulicy itd. :)

      Usuń
    2. Od dawna mnie ciekawi, gdzie Ty wynajdujesz takie perełki. Powieść Bolstada to chyba raczej niszowy tytuł?
      Wiem, że lubisz książki z Serii Dziel Pisarzy Skandynawskich, ale moje pytanie jest szersze, dotyczy nie tylko zrecenzowanego utworu...

      Usuń
    3. Znajduję je przypadkowo. :) Za to nie mam szczęścia do literatury współczesnej. Wiele razy się zdarzyło, że sięgałam po wychwalany tytuł i nie mogłam zrozumieć, co inni w nim widzą.

      Usuń
    4. Jakże Cię rozumiem, u mnie to nagminne zjawisko. Nawet na poziomie noblowskim...

      Usuń
    5. Myślę, że kiedyś wydawnictwa nie drukowały byle czego, jak to się dzieje teraz. Książka musiała być dopracowana, solidnie zredagowana. I dlatego kiedy sięgamy po starą książkę, mamy większe szanse na natrafienie na perełkę. :)

      Usuń
    6. To prawda, kiedyś dbałość o szczegóły była większa. Książka mogła być słaba - gnioty chyba istniały zawsze - ale sięgając po nią, miało się pewność, że przynajmniej z językowego punktu widzenia jest dopracowana. Tymczasem coraz częściej natykam się na teksty, które są na bakier z frazeologią, fleksją, a niekiedy nawet ortografią. Moim zdaniem to bardzo niepokojące zjawisko. A przecież książka powinna uczyć...
      (Czuję się bardzo staro, kiedy to piszę, ale cóż...)

      Usuń
    7. Zgadzam się. Niepokojące też, że ten natłok błędów mało komu przeszkadza, a ci, którzy się skarżą, postrzegani są jako maruderzy szukający dziury w całym. Czytelnicy przyzwyczaili się do bylejakości. Kiedy w restauracji dostaną przypaloną albo nieświeżą potrawę, narobią rabanu i nie zjedzą, ale jeśli da im się pełną błędów książkę, nie narzekają.

      Usuń
    8. Były precedensy, ale dawno i odosobnione :)
      https://pawelpollak.blogspot.com/2016/10/kupies-marsjanina-oddaj-bubla.html

      Usuń
    9. Tak, pamiętam! À propos Pawła Pollaka, rok temu napisał o błędach w przekładach opowiadań zamieszczonych w antologiach „Skandynawskie lato” i „Skandynawska zima”, ale z tego, co wiem, inni tłumacze ujęli się za skrytykowaną tłumaczką, a nie za nim. Tak więc na pozytywne zmiany w najbliższych latach niestety się nie zanosi...

      Usuń
  3. Chętnie przeczytam ze względu na warstwę psychologiczną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z postaci ciekawa jest Krystyna. Zuchwała, pewna siebie, nie pozwala, by mężczyźni nią rządzili. :)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Książkę lubisz, ale tytułowego bohatera chyba nie polubiłeś? :) Winckel był bardzo złym człowiekiem. Choć nie tak złym jak August...

      Usuń