A w Kymlinge, jak wiadomo fanom Håkana Nessera, mieszka komisarz Gunnar Barbarotti, a także Eva, będąca jego partnerką zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Para zamierzała spędzić święta w zaciszu domowym, ale cóż, łapania mordercy nie można odłożyć na później, trzeba wziąć się do pracy. Ponieważ trwa pandemia, śledztwo wygląda inaczej niż zwykle. Na przykład podejrzanych nie można zakwaterować w hotelach, muszą nocować w tym samym budynku, w którym popełniono zbrodnię i w którym tymczasowo mieszkają Eva i Barbarotii. Nie jest to dla komisarzy komfortowa sytuacja, tym bardziej że mordercą najprawdopodobniej jest ktoś z rodziny, gdyż nic nie wskazuje na to, by do domku wdarł się ktoś z zewnątrz. Oczywiście policjanci przez cały czas muszą się liczyć z możliwością zarażenia wirusem. I w tym miejscu wspomnę, że w powieści znajduje się polski akcent – w pobliskiej wsi mieszka pochodząca z naszego kraju Bożena, która przy powitaniu podaje rękę, lekceważąc zalecenia pandemiczne.
Jeszcze kilka słów o rodzinie, której tajemnice próbuje rozwikłać Barbarotii. Wszyscy jej członkowie są antypatyczni, dziwni. Ludvig był ulubieńcem rodziców i może dlatego wyrósł na kogoś egocentrycznego, pozbawionego empatii, pogardzającego ludźmi, którzy nic nie osiągnęli. On sam został sławnym malarzem i zgromadził spory majątek. Kiedy dopadła go terminalna choroba, stał się mocno wierzący. Louise została aktorką, ale na początku pandemii straciła pracę. Ma córkę, jej związki z mężczyznami były nieudane. Leif jest gejem. Nie rozpacza z tego powodu, uważa, że w naszych czasach nie jest to żaden problem, o ile mieszka się w dużym mieście. Nie był źle traktowany w rodzinie, wprost przeciwnie, to on prześladował najmłodszego z braci. Lars, ofiara agresywnego rodzeństwa i niesprawiedliwych rodziców, jest pełen zahamowań i gniewu. Uważa się za ciamajdę, który nie potrafi podjąć żadnej decyzji. „Gdybym był żarówką, to najwyżej dwudziestopięciowatową, mawiał od czasu do czasu”[1]. Jego frustrację pogłębia fakt, że ukochana córka niedawno wyfrunęła z gniazdka i raczej nie wróci, a żona go irytuje i nudzi. Nie znaczy to, że marzy o jakimś romansie. „Jest niewrażliwy na kobiecy urok, jak martwy pedał”[2].
I na koniec dwa cytaty:
„Skoro w zwyczajnych heteroseksualnych związkach ludzie nie potrafią wytrzymać ze sobą, to jak można sobie uroić, że uda się to znacznie wrażliwszym i delikatniejszym parom gejowskim? Ale cóż, shit happens, a miłość jest żywotnym chwastem”[4].
„Rozważania religijne mogą sprowadzić szaleństwo na człowieka, to nic nowego”[5].
[1] Håkan Nesser, „Przyszedł list z Monachium”, przeł. Inga Sawicka, Czarna Owca, 2024, s. 192.
[2] Tamże, s. 199.
[3] Tamże, s. 221.
[4] Tamże, s. 58.
[5] Tamże, s. 164.
Nie ukrywam, że recenzja wzbudziła we mnie wielkie zainteresowanie książką, zwłaszcza że nie znam Nessera. Wnioskuję jednak, że zaznajamianie się z jego twórczością powinnam zacząć od "Smętnego szofera z Alsten". :) Czy tak?
OdpowiedzUsuń