29.09.2025

„Kurtyna” Agatha Christie

Kiedyś nie umiałam rozsmakować się w powieściach Agathy Christie. Moja mama miała ich sporo, niekiedy więc otwierałam te małe książeczki z trupem lub śmiercią w tytule, lecz po kilku minutach odkładałam ze zniechęceniem. Dopiero teraz zaczynam autorkę doceniać, zauważać sprawne pióro, świetny styl, zwięzłość. Sięgnęłam już po „Samotną wiosną”, „Zabójstwo Rogera Ackroyda”, „Pani McGinty nie żyje” – i wreszcie po „Kurtynę”, która okazała się najlepsza z nich wszystkich, wprost genialna. 

Jej narratorem jest emerytowany kapitan Hastings, wdowiec, ojciec dorosłych już dzieci i przyjaciel Herculesa Poirota. Poznali się kiedyś w Styles i po latach znowu trafiają w to samo miejsce. Ale teraz wszystko wygląda inaczej, gorzej, i oni też zostali nadgryzieni zębem czasu. Słynny detektyw sprawia żałosne wrażenie – wychudł, choruje na serce, porusza się na wózku. Widać, że zbliża się już do kresu życia. „Jestem ruiną. Wrakiem. Nie mogę chodzić. Jestem niedołężny i pokręcony. (...) Na szczęście próchnieję tylko z zewnątrz, a nie w środku”[1] – mówi. I wyjawia przyjacielowi, że wśród osób mieszkających w Styles przebywa wielokrotny, bardzo przebiegły zbrodniarz, który wkrótce znów zaatakuje. A ofiary ostrzec nie można, gdyż nie wiadomo, kto nią będzie. 

Hastings nie wie, co o tym myśleć. Czy Poirot, zajmujący się przez całe życie zagadkami kryminalnymi, nie uroił sobie kolejnej? Czy nadal jest tak samo bystry i przenikliwy jak kiedyś? Pomimo wątpliwości zaczyna jednak pomagać przyjacielowi, czyli dzielić się swoimi obserwacjami. A pamięć ma dobrą, umie dokładnie opowiedzieć, co zobaczył i usłyszał. W zamian nie otrzymuje jednak pochwał. „Jesteś uparty i bezgranicznie głupi”[2] – mówi mu na przykład Poirot. Poczciwy Hastings nie zniechęca się, ma zresztą osobiste powody, by śledzić gości, gdyż wśród nich przebywa jego córka Judith. Jest to dziewczyna młodziutka, drażliwa, skłonna do gniewu i buntu, a przy tym bardzo naiwna. Ma opinię nowoczesnej, pasjonuje się odkryciami naukowymi i sama zarabia na swoje utrzymanie, pracując jako sekretarka u doktora Franklina. Patrząc na jej poczynania, poczciwy Hastings  popada w coraz większe strapienie. Ta Judith to moja ulubiona postać z „Kurtyny”.

Oprócz wymienionych wyżej osób w pensjonacie przebywa ich jeszcze kilka. Jest tu więc emerytowany gubernator Carrington, zamożny, sprawiający wrażenie sympatycznego. Jest kulawy Norton, zajmujący się obserwowaniem ptaków. Jest panna Cole, cicha, przygaszona, wychowana przez ojca tyrana. Jest pielęgniarka rozglądająca się za mężem, jest pułkownik Littell, wyglądający na nieszkodliwego pantoflarza. Jest pani Franklin, samolubna hipochondryczka nudząca się przy mężu naukowcu. Dlaczego więc za niego wyszła? Bo chyba sądziła, że zdoła go zmienić, tymczasem doktor okazał się bardzo uparty i nie porzucił swoich zainteresowań. Poza nimi w Styles mieszka jeszcze przystojny Allerton, lubiany przez kobiety, a przez mężczyzn postrzegany bardzo źle, a także pani Littel, energiczna właścicielka pensjonatu, która poniża publicznie swojego męża, wprawiając gości w zakłopotanie. 

Wszyscy ci ludzie sprawiają wrażenie przegranych, zszarzałych, znużonych. Wielu z nich można podejrzewać o bezwzględność, o brak empatii. Franklin bez litości wykonuje doświadczenia na zwierzętach, mówi też, że miałby ochotę zabić mnóstwo ludzi i że śmierć kretyna to zjawisko pozytywne. Według innej postaci każdego szantażystę należałoby zastrzelić, a według jeszcze innej tylko zdrowi i niewrażliwi ludzie powinni żyć, pozostałych najlepiej byłoby usunąć. Nawet własna córka Hastingsa utrzymuje, że zdrowi nie powinni poświęcać się dla chorych i starych.

Intryga jest nadzwyczaj ciekawa, postacie barwne i wyraziste, a cała powieść skonstruowana po mistrzowsku i niesamowicie smutna. Panuje w niej klimat beznadziejności, zagrożenia, czekania na nieuchronne. W dodatku można się obawiać, że Poirot jest już zbyt wiekowy i za mało sprawny, by poradzić sobie z nadchodzącym nieszczęściem, a łatwowierny Hastings nie będzie umiał mu pomóc. Tę mroczną atmosferę autorka potęguje poprzez ukazanie uczuć ojca, coraz bardziej niepokojącego się o bezpieczeństwo i dobrą opinię swojej ukochanej córki...

Kilka cytatów: 

„Nie ma moim zdaniem nic smutniejszego niż spustoszenie, jakie czyni starość”[3].

„Byłem oburzony. Wiem doskonale, że wielu mężczyzn nie rozpacza z powodu utraty żony. To rzecz powszechnie znana. Ale żeby się do tego otwarcie przyznawać?”[4]. 

„Wierzaj mi, mój drogi. Każdy człowiek jest potencjalnym mordercą. W każdym z nas rodzi się od czasu do czasu chęć zamordowania innego człowieka. Ale niewielu potrafi się na to zdobyć. Myśl myślą, a czyn czynem”[5].  

„Właściwie jestem zadowolona, że nie mam zacięcia naukowego. W taki pogodny dzień jak dzisiaj wszystko, co oni robią, wydaje się po prostu dziecinne”[6]. 

„Młodzi są tak niedoświadczeni, tacy naiwni. Zawsze gotowi przyjąć rzucone wyzwanie, zawsze chętni do udowodnienia swojej odwagi”[7]. 

„Moje nogi są już bezwładne, ale mój umysł, jak wiesz, jest nienaruszony. Pamiętasz, zawsze moją zasadą było, że trzeba usiąść i pomyśleć. To jeszcze potrafię, prawdę mówiąc, tylko to i nic więcej”[8].  

Moja ocena: 5/6.

---
[1] Agatha Christie, „Kurtyna”, przeł. Anna Szeryńska, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2003, s. 15.
[2] Tamże, s. 70.
[3] Tamże, s. 14.
[4] Tamże, s. 161.
[5] Tamże, s. 196.
[6] Tamże, s. 102.
[7] Tamże, s. 202.
[8] Tamże, s. 18.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz