„Dlaczego tak, dlaczego nie” to debiutancka powieść Henryka Lothamera i zarazem jedyna kierowana do czytelników dorosłych. Jej fabuła toczy się dwutorowo. Z jednej strony obserwujemy życie około trzydziestoletniego poety, który przyjeżdża do nadmorskiego kurortu, by odpocząć psychicznie po nieudanym małżeństwie i dojść ze sobą do ładu, z drugiej – dzieciństwo i młodość małego warszawiaka nazywanego Lalusiem. Akcja tego pierwszego wątku toczy się na początku lat siedemdziesiątych, drugiego – zaczyna tuż po wojnie i ciągnie przez około dwadzieścia lat. Pod koniec powieści obie linie fabularne się zbiegają i dopiero wtedy czytelnik zaczyna rozumieć, co łączy dwóch głównych bohaterów.
Poeta poznaje kobietę o imieniu Tereska, a poza tym spaceruje z psem po wybrzeżu (a jest to pies bardzo mądry, z charakterem), baluje w knajpach, rozmyśla i wspomina. Nie boi się fizycznej pracy, nie jest ani delikatny, ani uduchowiony. Bywa wulgarny, zdarza mu się uderzyć Tereskę, ale potrafi też pisać piękne wiersze. A kiedy wypije zbyt dużo alkoholu, wpada w patetyczny ton i rozważa, jaki ma stosunek do ojczyzny, dlaczego przedstawiciele jego pokolenia, czyli pierwszego urodzonego po wojnie, są tacy nieodporni i delikatni, lubi też wracać do tematu okupacji. Oto fragment jego nużącego monologu:
„Och, Tereska, jak mnie pieni taki płowy Szwed, taki pijany Szwed, który nie wie, że jest jeszcze trochę ludzi, co nie mają pojęcia, czy dożyją następnego dnia. Nic taki sukinsyn nie wie. (...) Tereska, ja naprawdę zidiociałem, chyba, ja nie jestem pewien, kogo bym najpierw przed sądem postawił, czy tych mordujących człowieka niedaleko stąd, czy tych przyglądających się temu obojętnie i nawet chyba z pewnym zaciekawieniem” (s. 206).
W swojej twórczości też obsesyjnie wraca do tych tematów. Ale właściwie dlaczego? Być może upatruje w nich przyczyny swoich niepowodzeń. Bo może gdyby urodził się w innym okresie historycznym, nie męczyłoby go przekonanie, że niczego nie osiągnie, że nigdy nie będzie miał domu ani spokoju. A może i wtedy nic by nie zdziałał, a tylko kwękał, bo taki po prostu ma charakter?
Wątek Lalusia jest ciekawszy. Poczytamy w nim o smutnym dzieciństwie chłopca zmagającego się ze sprzecznymi uczuciami wobec ojca. Ów ojciec walczył pod Monte Cassino, był w Armii Andersa, a wróciwszy z wojny, nieoczekiwanie się powiesił. Chłopiec nie umie zapanować nad wstydem i pogardą. Ukojenie znajduje w hodowaniu gołębi. I tu ciekawostka. Dziś te ptaki nie cieszą się poważaniem, mówi się o nich „latające szczury”, posądza je o roznoszenie chorób, przegania z balkonów oraz dachów. A jeszcze nie tak dawno temu polskie gołębie miały o wiele piękniejsze życie. Hodowanie ich było bardzo modne. Laluś i jego koledzy mają gołębniki postawione tuż obok kamienic i nikt z sąsiadów nie narzeka na brud, gruchanie czy łopot skrzydeł.
„Dlaczego tak, dlaczego nie” nie jest powieścią tak ciekawą i wzruszającą jak „Wszystko powiem Lilce”, zawiera kilka dłużyzn, ale mimo tych usterek warto po nią sięgnąć, chociażby ze względu na ogrom szczegółów obyczajowych. Lothamer rzetelnie opisuje powojenną rzeczywistość. Znajdziemy tu takie wątki jak odgruzowywanie Warszawy pokazane z perspektywy kilkulatka, przyjaźń człowieka z psem, nieudane małżeństwo, trudna sytuacja literata w socjalistycznej Polsce. Poeta z tej powieści nie jest rozchwytywany. Na spotkanie autorskie, na którym poznał swoją przyszłą żonę, nie przyszedł nikt oprócz dwóch emerytek oraz pijaka, który zaraz zaczął chrapać. Organizatorka była tym tak zawstydzona, że aż się popłakała. Ona sama znała jego wiersze, co mu schlebiało. Potem jednak się okazało, że owa wielbicielka nie była tak życzliwa i bezinteresowna, jak myślał...
Kilka cytatów:
„Człowieku, czy ty wiesz, co ludzie przeżyli w tę wojnę? We łbie się nie mieści. Ziemię żarli. Tysiące razy umierali, a jednak nie umarli. (...) Nie rozumiem, dlaczego po tym wszystkim tacy ludzie wysiadali od byle czego” (s. 225).
„Jak człowiek jest dla psa porządny, to dla ludzi też jest życzliwy. Tak jakoś bywa. Jak w człowieku drań siedzi, to najpierw zwierzę to jego draństwo cierpi. Zwierzak się nie obroni. Szybciej już człowieka obroni” (s. 221).
„Niejednokrotnie mogłem się przekonać, ze twórczość wielu pisarzy jest odwrotnie proporcjonalna do ich uroku osobistego i w ogóle aparycji. Takie imprezy mogą być nawet w jakimś sensie szkodliwe” (s. 34).
Henryk Lothamer, „Dlaczego tak, dlaczego nie”, Książka i Wiedza, 1974
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz