25.05.2024

„Poniedziałki z Fanny” Per Gunnar Evander


Główny bohater „Poniedziałków z Fanny” Pera Gunnara Evandera ma na imię Robert. Ojciec nauczyciel zachęcał go do pójścia na studia, lecz syn nie miał chęci ślęczeć nad książkami, skończył więc jako zwykły magazynier. Teraz czuje się znużony i ogłupiony monotonną pracą, ale zamiast poszukać innej, poprawia sobie nastrój alkoholem. Często nękają go problemy gastryczne, zdarza się, że „wraca do domu z okrwawionymi rękami i odpryskami rzygowin na butach i spodniach”*, jednak do lekarza nie idzie, bo po co, skoro bóle żołądka można uśmierzyć piwem, samogonem albo grogiem. To jeszcze nie koniec kłopotów Roberta: czasami męczą go lęki, złe wspomnienia, rozżalenie na surowych rodziców, na życie, że ułożyło się tak, a nie inaczej. Zazwyczaj tłumi w sobie te negatywne emocje, ale co jakiś czas wpada w szał i wtedy potrafi kogoś pobić, zniszczyć czyjąś własność. A potem nie żałuje swojej agresji, nie analizuje błędów, uważa się za poszkodowanego.  

Każda potwora znajdzie swego amatora, tak więc i pijaczek Robert wpada w oko dwóm kobietom. Jedną z nich, dziwnie łagodną wobec jego wybryków, niedawno poślubił, a druga to młodziutka, poznana przypadkowo dziewczyna. Trudno powiedzieć, co je przyciąga do Roberta. Wydarzenia zostały opisane z jego perspektywy, nie otrzymujemy więc wglądu w myśli ani motywację tych bohaterek.

Na skrzydełku książki wyczytałam, że „Poniedziałki z Fanny” to jedna z najpiękniejszych historii miłosnych w literaturze szwedzkiej. I jestem zdumiona, gdyż ja żadnego piękna tu nie dostrzegłam. Co może być pięknego w tym, że młoda, naiwna dziewczyna spotyka się z zakłamanym opojem? Już nie wspominam o fakcie, że ten opój mógłby być jej ojcem. I gdyby przynajmniej próbował się zmienić, gdyby miał jakieś rozterki, gdyby się wstydził, że oszukuje żonę bądź kochankę... Ponieważ niczego takiego nie zauważyłam, nie byłam w stanie kibicować tej parze. Życzyłam dziewczynie, żeby wreszcie przejrzała na oczy i uciekała, póki czas. 

Tak więc ta „piękna historia miłosna” wzbudziła we mnie więcej niesmaku niż wzruszenia. Ale na szczęście znalazłam w tej powieści coś innego, co mnie urzekło, a mianowicie bardzo wiarygodnie ukazane relacje pomiędzy schorowanym emerytem a jego synem. Starszy pan przez całe życie palił papierosy. Teraz leży w klinice, cierpiąc z powodu rozedmy płuc. Nie da rady spać, w klatce piersiowej mu świszczy, jest wycieńczony, obolały. Pojękuje, oddycha z ogromnym trudem, jakby dopiero co przebiegł maraton. Kilka razy dziennie duszności tak się nasilają, że w ogóle nie da rady złapać powietrza, i tylko dzięki szybkiej pomocy medycznej odzyskuje możliwość oddychania. A wtedy zaczyna rozmawiać z synem...   

W tych rozmowach próżno szukać choćby śladu ckliwości. Nie ma w nich wielkich słów, przepraszania za błędy. Ojciec rozprawia o sporcie, uświadamia synowi, że uważa go za nieudacznika, a nawet poprawia jego błędy językowe. Z kolei syn częściej wygląda przez okno, niż patrzy na ojca. Wciąż zapomina, że u chorego pod wpływem stresu nasilają się duszności, i potrafi go mocno zdenerwować. Oczywiście nie robi tego specjalnie, ot, nie umie się opanować, wychodzi z niego mały, rozżalony chłopiec, do dziś nieumiejący pogodzić się z faktem, że tata go kiedyś wyśmiał albo uderzył. U obu mężczyzn wzburzenie przeplata się z czułością. Niekiedy starszy napomknie o zbliżającym się końcu życia, ale czy młodszy podejmie wątek?...

W narracji nie ma ciepła, ale zimna też nie. Evander pisze oszczędnie, rzeczowo. Nie tworzy ani jednej łzawej scenki, ani przez chwilę nie popada w egzaltację, tak jak to się zdarza innym autorom poruszającym temat śmierci. Ukazuje umieranie z całą jego brutalnością, z cierpieniem fizycznym i obojętnością osób, które uważało się za najbliższe. Po „Poniedziałki z Fanny” warto sięgnąć ze względu na te właśnie sceny przy łożu chorego i na te rozmowy, bo to one urzekają, a nie jakaś tam kulawa, zbudowana na oszustwie miłość. 

Moja ocena: 5/6

---
* Per Gunnar Evander, „Poniedziałki z Fanny”, przeł. Maria Olszańska, Czytelnik, 1979, s. 176 

14 komentarzy:

  1. Przypominam sobie teraz tę powieść. Dawno temu ją czytałem i chyba z podobnych powodów mi się spodobała. Przy okazji też na myśl przychodzi mi czas, który spędzałem przy umierającej matce. Też częściej patrzyłem przez okno. I nie było też ckliwości. Tyle, że ja się jakoś z ranami pogodziłem. Gdzieś się gorycz przemieniła w uśmiech.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moich obserwacji wynika, że ckliwość przy łożu umierającego często zdarza się w książkach, a rzadko w prawdziwym życiu. Ludzie nie tylko patrzą w okno, ale i ukrywają zniecierpliwienie, rozdrażnienie, a nawet w myślach życzą choremu, by jak najprędzej umarł. Zresztą trudno im się dziwić, bo takie przedłużające się umieranie to męczarnia i dla umierającego, i dla jego rodziny.

      Evander to bardzo dobry autor. :) Wspaniałe są też „Zaciśnięte pięści Judasza Iskarioty”. W obu tych powieściach głównymi bohaterami są mężczyźni antypatyczni, tacy, których dramat mało kto będzie w stanie zrozumieć.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. A ja może i kiedyś do niej wrócę, bo choć główny bohater mnie irytował, to jednak powieść napisana jest wspaniale. :)

      Usuń
  3. Tych "najpiękniejszych historii miłosnych" jest wiele, a zazwyczaj okazuje się, że myśli się o tym, że ktoś chyba danej książki nie czytał jeśli tak o niej napisał :)

    Mnie zaciekawiła ta relacja ojca i syna, a brak przerysowania uważam za duży plus, bo przy takich trudnych życiowo momentach niestety często się to w książkach zdarza. Jakby bez tego np. śmierć traciła na znaczeniu. A może właśnie warto pokazać ją bez zbędnych ozdobników?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie podejrzewam, że ten, kto nazwał „Poniedziałki z Fanny” piękną historią miłosną, nie przeczytał książki zbyt dokładnie, a już na pewno nie zajrzał do zakończenia, w którym jest wyraźnie pokazane, ile warte było uczucie Roberta. A relacje ojca i syna oddane są wspaniale. Nie ma tu żadnych obłudnych sentymentów, które często pojawiają się w książkach o umieraniu.

      Jest tu też pokazane, jak bardzo cierpią osoby chore na rozedmę płuc. Te ciągłe duszności to coś strasznego...

      Usuń
  4. Szczerze przyznam, że nie znam tego autora, nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Przeczytawszy recenzję, odniosłam jednak wrażenie, że warto nadrobić te braki. Dziękuję za intrygującą podpowiedź. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo. :) Warto sięgnąć po Evandera, nie tylko po „Poniedziałki z Fanny”, ale też po „Zaciśnięte pięści Judasza Iskarioty”. Mam jeszcze „Ostatni dzień w życiu Vallego Hedmana” tego autora. Literatura skandynawska jest przepiękna i bardzo bogata, często do niej zaglądam i rzadko się rozczarowuję.

      Usuń
  5. Alkoholizm to straszliwa choroba, która jest ogromnie destrukcyjna także dla rodziny alkoholika. I mimo, iż nie brak czy to filmowych, czy literackich, czy wziętych z życia historii o dramacie alkoholizmu, to (co przerażające) wciąż znajdują się kobiety gotowe wiązać się z alkoholikami, niekiedy wierząc naiwnie, że miłość jest w stanie wszystko naprawić, wyprostować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, widziałam takie kobiety. Ale widziałam też odwrotne sytuacje: dobrych facetów tkwiących przy kłamliwych, nic niewartych kobietach. Trudno zrozumieć takie związki. :) A bohater powieści ma spory problem z alkoholem, tyle że nie uważa się za alkoholika. W dodatku często jest w złym humorze i nigdy nie mówi nic ciekawego.

      Usuń
  6. Nie znam tej powieści i w sumie nie wiem czy jest w moich klimatach. Jeszcze się nad nią zastanowię i może poszukam w bibliotece miejskiej, żeby chociaż ją przejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W bibliotece może jej nie być, bo to książka wydana ponad czterdzieści lat temu. Tak patrzę, że z bogatego dorobku Evandera na polski przetłumaczono zaledwie trzy powieści. Szkoda.

      Usuń
  7. Faktycznie niezbyt piękna miłość, ale choć ciekawie zostały ukazane relacje ojca z synem, to nie planuję poznać tej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, niezbyt piękna ta miłość. :) Koślawa, oparta na kłamstwie. Są w literaturze szwedzkiej piękne historie miłosne, ale „Poniedziałki z Fanny” moim zdaniem do nich nie należą.

      Usuń