Z Paryża do Lourdes jedzie pociąg. Wiezie sparaliżowanych, chorych na raka, na gruźlicę. Wszyscy ci nieszczęśnicy są już znużeni swoim cierpieniem i nieskutecznym leczeniem, mają jednak zbyt wiele energii na to, by spokojnie czekać na śmierć. Ostatnią szansą na ratunek wydaje im się pielgrzymka do Lourdes, miejsca słynącego z cudownych uzdrowień.
Wśród podróżnych znajduje się Piotr Froment, ksiądz, który w Boga i w cuda nie wierzy. Towarzyszy on pięknej Marii, która siedem lat temu straciła władzę w nogach i spędza czas w drewnianej skrzyni podobnej do trumny. Piotr kocha Marię od dziecka, czule się nią opiekuje i nie chcąc sprawić jej przykrości, nie mówi o swoim sceptycznym nastawieniu do pielgrzymki. Widzi, że dla osób takich jak Maria wiara jest jedynym pocieszeniem.
I podczas gdy Maria ufnie czeka na odzyskanie sprawności, Piotr Froment wędruje po Lourdes i obserwuje je „od kuchni”, próbując dociec, jak działa mechanizm cudów, bo przecież uzdrowienia są faktem. Ze wstrętem patrzy na wodę w sadzawce, pełną płatów owrzodzonej skóry, ropy, krwi, strzępów bandaży, a także na to, że do tej samej wody wkładane są kobiety mające menstruację, chorzy z otwartymi ranami, niemowlęta i nawet... trup, który według zakonników zostanie wskrzeszony.
W powieści znajduje się wiele przejmujących opisów nędzy i cierpienia. Kilkoro chorych odzyskało zdrowie, ale wielu nie wytrzymało trudów pielgrzymki i zmarło w męczarniach. Zola obnażył demoralizację, jakiej ulegli mieszkańcy Lourdes. Ci, którzy przedtem byli uczciwi, teraz sprzedają pielgrzymom świece, wodę i własne ciała. Prawie wszyscy ogarnięci są szałem zdobywania pieniędzy. Zakonników z Groty Zola przedstawił jako sprytnych finansistów, którzy z wiary chorych zrobili prawdziwy biznes. Zarobionymi pieniędzmi nie podzielili się nawet z Bernadettą Soubirous, od której przecież wszystko się zaczęło.
Powieść jest świetna – realistyczna, pasjonująca, napisana z rozmachem, chociaż chwilami nieco zbyt rozwlekła. Warto wiedzieć, że gdy w roku 1894 Zola opublikował tę książkę, został zaatakowany przez wielu księży i zakonników, którzy uważali, że napisał o Lourdes nie tak, jak trzeba.
Moja ocena: 5/6.
---
Emil Zola, „Lourdes”, przeł. Eligia Bąkowska, PIW, 1962.
Może kiedyś zdecyduję się na powrót do Zoli to i tę książkę przeczytam.)
OdpowiedzUsuńPrzeczytać warto, tylko uprzedzam, że "Lourdes" to gruba książka, o wiele grubsza niż np. "Germinal". Czytanie zajmuje co najmniej kilka dni :-)
UsuńO rany, co za obrzydliwości! Cóż, naturalizm :)
OdpowiedzUsuńKiedyś się za Zolę zabiorę i pewnie poszukam w bibliotece tego cyklu... w domu mam ubogo, tylko Prawdę.
W bibliotekach ciężko znaleźć kompletny cykl "Trzy miasta". W sumie nie wiem, czy te części trzeba koniecznie czytać po kolei.
Usuń"Prawdy" jeszcze nie czytałam. A Zolę warto poznać, to dobry pisarz :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOpis sadzawki z pływającymi kawałkami skóry i innych kawałków ciała był tak sugestywny i pełen naturalistycznych szczegółów, że aż musiałam przerwać czytanie na kilka godzin i ochłonąć :)
UsuńLiteracko bardzo dobre, moim zdaniem o wiele lepsze niż "Nana".
Nie wątpię, że opisy u Zoli są niezwykle przejmujące i plastyczne. Z tego, co piszesz wynika jednak, że - pomijając może wątek wody w sadzawce - cała reszta sanktuaryjnych spostrzeżeń wydaje się nadal być przynajmniej częściowo aktualna, przy czym niekoniecznie w odniesieniu do Lourdes (nie byłam tam, więc nie mam pojęcia, jak teraz radzi sobie z godzeniem sacrum i profanum; byłam natomiast w innych miejscach kultu i uzdrowień, a moje spostrzeżenia nie były zawsze optymistyczne).
OdpowiedzUsuńOpisy Zoli są bardzo plastyczne, pełne naturalistycznych szczegółów. Z przykrością czytałam o tym, w jak niekomfortowych warunkach podróżowali kiedyś ciężko chorzy.Sparaliżowana Maria nie miała nawet odpowiedniego wózka inwalidzkiego, całymi dniami leżała w skrzyni, do której w razie potrzeby przyczepiano kółka.
UsuńNiektóre spostrzeżenia Zoli są nadal aktualne... niestety. Wiele osób ciągnie zyski z rozpaczy osób nieuleczalnie chorych i ich rodzin.
A w Lourdes też nie byłam :)
W takim razie Zola jest aktualny jeszcze bardziej niż myślałam - także dziś warunki, w jakich żyją niektórzy niepełnosprawni urągają wszystkiemu. Brak odpowiedniego wózka inwalidzkiego wydaje się być bowiem współczesnym standardem (można go też przełożyć na brak możliwości opuszczenia mieszkania, co kto woli).
UsuńMasz rację, wielu niepełnosprawnych żyje w tragicznych warunkach. Nawet jeżeli mają odpowiedni wózek, często nie mogą wydostać się z domu, bo brak wind, bo wysokie krawężniki, bo tysiąc innych przeszkód. I oczywiście brak pieniędzy.
UsuńZola jest zaskakująco aktualny. A u Ciebie widziałam bardzo ciekawą recenzję "Brzucha Paryża" i już wiem, po jaką książkę Zoli sięgnę po przeczytaniu cyklu "Trzy miasta" :-)
Na razie mam dosyć długich francuskich powieści z XIX wieku...po "Nędznikach" muszę sobie zrobić dłuższą przerwę;)
OdpowiedzUsuńTo fakt, że dziewiętnastowieczne francuskie powieści wymagają trochę wysiłku i czasu. A "Lourdes" jest chyba jednak trochę krótsze niż "Nędznicy" :)
UsuńBardzo lubię i cenię twórczość Zoli. Naturalizm napawa być może obrzydzeniem czasami, ale cóż- to właśnie naturalizm, a że warsztat ma niezły, a i temat ciekawy mam nadzieję przeczytać. Wolałabym jednak zacząć od Paryża nawet, jeśli to zaburza jakąś ciągłość. A oburzenie pewnej grupy społecznej na pisarza- dzisiaj tylko powoduje większą poczytność, a wtedy? pewnie wyglądało to podobnie.
OdpowiedzUsuńOburzenie na Zolę było tak wielkie, że "Lourdes" zostało wpisane na Indeks Ksiąg Zakazanych :-)
UsuńZolę lubię za bardzo dobry warsztat pisarski, za to, że pisał o ludziach biednych, za realizm, za to, że jego książki, choć często są bardzo grube, nie nużą. Też mam w planach "Paryż" i chciałabym też przeczytać cały cykl "Rougon-Macquartowie", tylko że mam trudności ze zdobyciem wszystkich części.
Z chęcią bym ją przeczytała:)
OdpowiedzUsuńMoże znajdziesz w bibliotece? :-)
UsuńBo na allegro jest w przesadnie wysokiej cenie - aż 64 zł.
Naturalistyczne opisy rzeczywiście mogą być dość obrzydliwe, ale potrafią być też bardzo interesujące i wywołujące skrajne emocje. I oto chodzi, żeby książkę nie tylko przeczytać, ale też przeżyć. To jest to, co powoduje, że książkę pamięta się na długie lata.
OdpowiedzUsuńJednym słowem - coś dla mnie :)
"Lourdes" to właśnie taka książka, którą się nie tylko czyta, ale i przeżywa. Można sobie doskonale wyobrazić emocje bohaterów, wygląd Lourdes itd. Myślę, że się nie rozczarujesz :-)
UsuńPo prostu fascynujące! Nazwisko "Zola" znam doskonale, jednak nie dane mi był jak do tej pory zapoznać się z twórczością pisarza. Widzę, że "Lourdes" będzie znakomitym początkiem.
OdpowiedzUsuńPolecam Ci też bardzo dobry "Germinal". Ja właśnie od "Germinalu" zaczęłam poznawanie Zoli. "Nana" podobała mi się trochę mniej, więc nie wiem, czy ją polecać :)
Usuńcześć, Koczowniczko :)
OdpowiedzUsuńchyba u Zbyszekspira Cię widywałam :)
czytałam niedawno Lourdes w przypływie tęsknoty za tradycyjną powieścią. może mnie nie porwała, ale Zola to solidna firma, więc warto po niego sięgać.
Witaj, Emmo :-) Ja Ciebie widywałam u Zbyszka. Rzadko piszę tam komentarze, bo nim się namyślę, co napisać, już jest opublikowany nastepny post, ale zaglądam i czytam często. I muszę powiedzieć, że z listy blogowej u Zbyszekspira trafiłam na wiele ciekawych blogów :)
UsuńTak, Zola to solidny pisarz. Zanim zaczął pisać powieść, zastanawiał się, co chce przekazać i zbierał materiały. Chciałabym przeczytać kiedyś biografię Zoli, o ile takowa istnieje. A u mnie na półce już leży "Rzym".
tak, dobrze się stało, że teraz wolniej zamieszcza kolejne wpisy, bo sporo fajnych tekstów mi umykało.
Usuńmasz tutaj sporo wartościowych rzeczy! :)
Bardzo żałuję, że nie mogę więcej godzin poświęcić na czytanie blogów, bo też mam wrażenie, że wiele mi umyka... I wciąż odkrywam nowe ciekawe blogi :-)
UsuńDziękuję :)
Jest coś literaturze francuskiej, co niesamowicie mnie irytuje, więc raczej odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńWobec tego nie będę namawiać :)
UsuńA ja bardzo lubię francuską literaturę, natomiast często irytuje mnie amerykańska.
Lubię Zolę i całą literaturę francuską. Bliżej mi jednak do tej współczesnej. Mimo to, chętnie przeczytam "Lourdes".
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie rozczarujesz się podczas czytania :)
UsuńJa lubię i francuską klasykę, i współczesną.
Cieszę się, że ktoś przypomina taką już trochę zapomnianą klasykę:)
OdpowiedzUsuńOlu, lubię klasykę :-) A Zola do dziś jest chętnie czytany.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj, ja też muszę się w końcu wziąć za siebie i "powrócić" do klasyki :) Zaczytana literaturą współczesną dostrzegam nieprzemijalne piękno klasyki, kiedy już zdarzy mi się po nią sięgnąć
OdpowiedzUsuńNajlepiej chyba czytać i klasykę, i literaturę współczesną :) Zola to klasyk jak się patrzy. Ale jego powieści są przeważnie długie.
Usuń20 sierpnia 1892 roku Emil Zola przyjechał do Lourdes pociągiem wiozącym chorych z Paryża. Wśród nich były dwie umierające kobiety w ostatnim stadium gruźlicy: Marie Lebranche i Madę Lermarchand.
UsuńSzukały ostatniej szansy ratunku. Zola natomiast przybył z zamiarem zebrania materiałów demaskujących oszustwa kleru katolickiego, którejego zdaniem dokonywano w Lourdes. Spotkało go tu wyjątkowe szczęście. Na oczach obie Marie zostały cudownie uzdrowione.
Reakcja Zoli w obliczu ewidentnego cudu była po ludzku niewytłumaczalna i szokująca. Nie można zrozumieć dlaczego on, człowiek wielkiego intelektualnego formatu, w swojej książce "Lourdes" zanegował nie tylko fakt cudownego uzdrowienia dwóch kobiet, ale posunął się do absurdalnego kłamstwa pisząc, że jedna z nich zmarła. Kobieta, która według książki Zoli już nie żyła, w rzeczywistości mieszkała dalej w Paryżu i cieszyła się wyśmienitym zdrowiem. Pisarz jednak chciał za wszelką cenę uwiarygodnić swoje kłamstwa, dlatego osobiście udał się do tej kobiety i nakłaniał ją, aby przeprowadziła się do Belgii. Chciał w ten sposób pozbyć się niewygodnego świadka, by móc upowszechnić swój światopogląd, w którym nie było miejsca dla Boga i możliwości zaistnienia cudu. Pomimo tego, że wielokrotnie zostały mu publicznie wykazane ewidentne kłamstwa zawarte w jego książce o Lourdes, to jednak na te zarzuty nie odpowiedział.
E tam, przecież "Lourdes" to nie reportaż, tylko powieść i Zola nie miał obowiązku pisać o ludziach, których poznał podczas swojej podróży. Tło odmalował znakomicie, a bohaterów mógł sobie wymyślić. I przecież niektóre postacie z jego książki - na czele z Marią - wyzdrowiały, nie jest więc tak, że Zola w ogóle nie wspomniał o przypadkach tajemniczych uzdrowień. Tyle tylko, że według niego te uzdrowienia nastąpiły nie na skutek boskiej ingerencji, a z innych przyczyn, dających się wyjaśnić naukowo.
UsuńAby uwierzyć, nie wystarczy samo zobaczenie cudu. Ludzie złej woli, którzy „przez nieprawość nakładają prawdzie pęta” (Rz 1, 18), opacznie interpretują cudowne znaki. Smutnym tego przykładem jest słynny pisarz Emil Zola, główna postać pozytywizmu we francuskiej literaturze. 20 sierpnia 1892 r. przyjechał do Lourdes pociągiem wiozącym chorych z Paryża. Wśród nich były dwie umierające kobiety w ostatnim stadium gruźlicy: Marie Lebranche i Marie Lermarchand. Szukały ostatniej szansy ratunku. Zola natomiast przybył z zamiarem zebrania materiałów demaskujących oszustwa katolickiego kleru, które jego zdaniem dokonywano w Lourdes. Spotkało go tam wyjątkowe szczęście. Na jego oczach obie Marie zostały cudownie uzdrowione.
OdpowiedzUsuńReakcja Zoli w obliczu ewidentnego cudu była po ludzku niewytłumaczalna i szokująca. Nie można zrozumieć, dlaczego on, człowiek wielkiego intelektualnego formatu, w swojej książce Lourdes zanegował nie tylko fakt cudownego uzdrowienia dwóch kobiet, ale posunął się do absurdalnego kłamstwa, pisząc, że jedna z nich zmarła. Kobieta, która według książki Zoli już nie żyła, w rzeczywistości mieszkała dalej w Paryżu i cieszyła się wyśmienitym zdrowiem. Pisarz jednak chciał za wszelką cenę uwiarygodnić swoje kłamstwa, dlatego osobiście udał się do tej kobiety i nakłaniał ją, aby przeprowadziła się do Belgii. Chciał w ten sposób pozbyć się niewygodnego świadka, by móc upowszechniać swój światopogląd, w którym nie było miejsca dla Boga i możliwości zaistnienia cudu („le miracle, ça n’existe pas!”). Pomimo tego, że wielokrotnie zostały mu publicznie wykazane ewidentne kłamstwa zawarte w jego książce o Lourdes, to jednak nigdy na te zarzuty nie odpowiedział.
W 1895 r. ukazał się w Civiltà Catolica artykuł pt. Owoce kalumnii Zoli, w którym autor pisze o paradoksie, że podobnie jak szatan, który wbrew sobie w ostateczności przyczynia się do oddawania chwały Bogu w świecie, tak samo masoneria poprzez Zolę przyczyniła się do zwiększenia kultu Matki Bożej w Lourdes.
Cytat pochodzi od ks. Mieczysław Piotrowski TChr "Miłujcie się" http://archiwum.milujciesie.org.pl/nr/temat_numeru/dwie_postawy_emil_zola.html
OdpowiedzUsuńAle wydaje się funkcjonaować jako "dobro publiczne" również na innych stronach internetowych.