Narratorem „Pułapki” jest mecenas Viima, samotny młody mężczyzna, który kilka lat temu kupił kancelarię prawniczą. Zatrudnia w niej tylko jedną osobę – pannę Lehmus. Wie, że gdyby nie jej zaangażowanie i uprzejmość, żaden klient nie skorzystałby z usług kancelarii. Ale zamiast okazać sekretarce wdzięczność, potrafi być niemiły, przygadać, że znowu przytyła, że kobiety w jej wieku mają już męża i dzieci, a ona nie. Może nawet nie mówi tego ze złej woli, ot, po prostu brak mu taktu, poza tym w obecności sekretarki czuje się niepewnie, gdyż panna Lehmus, pomimo solidnej nadwagi, wzbudza w nim pożądanie.
Tak więc mecenas Viima nie grzeszy uprzejmością. Uważany jest też za mało bystrego, niedoświadczonego, a nawet tępego. Tymczasem zgłasza się do niego pan Patamaa, zamożny dyrektor rolny, cieszący się wielkim szacunkiem w swoich rodzinnych stronach. Ma on farmę, ogromny dom na wsi, luksusowego buicka, ma też dwie kochanki mieszkające w Helsinkach. Choć nie jest żonaty, nie chce, by ktokolwiek dowiedział się o tych romansach. Na spotkania z kobietami wozi go zaufany szofer, którego poznał w czasie wojny i traktuje bardziej jak syna niż pracownika. Jedna z przyjaciółek to elegancka, dobrze sytuowana wdowa w średnim wieku, pracująca w ministerstwie, druga jest młoda, uboga, trzpiotowata. Do obu pań dyrektor wysłał wiele listów gęsto upstrzonych miłosnymi wyznaniami oraz cytatami z romantycznych wierszy. A teraz stało się coś strasznego – korespondencja wpadła w łapy szantażysty. Patamaa jest zdruzgotany, przerażony. Wstydzi się swojej ckliwości, nie chce stać się obiektem kpin ani stracić opinii człowieka poważnego. Podejrzewa też, że szantażysta nie zadowoli się otrzymaną sumą i za chwilę zawoła o kolejny okup. Czy mecenas Viima będzie umiał wyjaśnić tę zagadkę, skoro nawet nie za bardzo wie, jakie pytania zadawać klientowi?...
„Pułapka” to całkiem ciekawy kryminał starego typu, czyli bez rozbudowanego tła obyczajowego, bez wątków pobocznych, bez rozpisywania się o życiu prywatnym detektywa, bez nadmiaru brutalności. Fabuła całkowicie skupia się na śledztwie, które z czasem robi się coraz trudniejsze, bo do szantażu dochodzą kolejne przestępstwa. Ich sprawca zastawia pułapki na detektywa, a detektyw na niego, finał zaś rozgrywa się na sali sądowej, na której wcale nie jest nudno – jedna z przesłuchiwanych wpada w furię i wyzywa sędziego od staruchów trzepiących ozorem, dochodzi też do innych nietypowych wydarzeń. Mauri Sariola postarał się, by zagadka kryminalna była logiczna, by wszystkie elementy do siebie pasowały, by na koniec czytelnik pomyślał: ale przecież mogłem wcześniej wpaść na to, że przestępcą jest ta, a nie inna postać!
Czytając recenzję miałem takie dziwne skojarzenie z Perrym Masonem... Jednak to na pewno niewłaściwie skojarzenie?
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobre skojarzenie! :) W książce pada nawet nazwisko Masona. W jednym miejscu mecenas stwierdza, że chciał dokonać cudu, zabawić się w Masona, uwolnić swoją klientkę od kary dożywocia. Mauri Sariola na pewno znał kryminały Gardnera.
UsuńOd jakiegoś czasu podczytuję kryminały, może nie jestem ich fanką, ale te starego typu bez nadmiaru brutalności, skopione bardziej na psychice lub na logice chętnie. Wspomnianych autorów jeszcze nie poznałam, więc jest szansa, że wpadną mi w ręce. Ostatnio zaczytuję się śledztwami komisarza Brunettiego Donny Leon (ale to raczej z uwagi na Wenecję w tle oraz samą postać komisarza i jego otoczenie, z którym się zaprzyjaźniłam i polubiłam.
OdpowiedzUsuńTo i ja mam tak samo: podczytuję, ale fanką nie jestem. Zresztą może czytałabym je częściej, gdyby nie fakt, że trudno mi trafić na dobry kryminał. Donnę Leon wspominam bardzo dobrze. Wieki temu czytałam „Okropną sprawiedliwość”, „Kwestię wiary”, „Perfidną grę”, „Strój na śmierć” i „Dziewczynę z jego snów”. Chciałabym jeszcze kiedyś wrócić do tej autorki. :)
UsuńNader zachęcająca recenzja. Dotąd było mi nie po drodze z kryminałami, ale może czas to zmienić? Dziękuję za trop!
OdpowiedzUsuńDodam, że nieodmiennie pozostaję pod wrażeniem rozległości Twoich czytelniczych zainteresowań. Mauriac, reportaż, kryminał... Chapeau.
OdpowiedzUsuńLubię różnorodność, chętnie sięgnę po autora nagrodzonego Noblem, ale też po dobrą powieść młodzieżową. :) Mauriac jest oczywiście lepszy, więcej warty niż Sariola.
UsuńJestem zainteresowana, skoro nie ma w nim zbyt dużo wątków pobocznych.
OdpowiedzUsuńNajbardziej zachęca mnie logiczna kryminalna zagadka, bo nie sztuka na koniec rzucić rozwiązaniem, którego nie sposób się było domyślić, ale tak zbudować fabułę i podsuwać wskazówki czytelnikowi, żeby była na to szansa :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się! Sariola od początku podsuwa takie wskazówki. Robi to w sposób bardzo dyskretny, tak więc łatwo je przeoczyć. Ja przeoczyłam, nie domyśliłam się rozwiązania. :)
UsuńW takich akurat przypadkach lubię przegrywać potyczki z autorem i dać się zaskoczyć :)
UsuńChętnie przeczytam. Lubię wracać do kryminalnych zagadek w starym, dobrym stylu.
OdpowiedzUsuńZupełnie nie słyszałam o tej książce zanim zajrzałam na Twojego bloga.Jednak raczej nie jestem w targecie takich historii - zwykle nie przypadają mi do gustu.
OdpowiedzUsuńKiedyś zwróciłam uwagę na tę książkę ze względu na okładkę, w sumie lekko makabryczną. Twoja recenzja b. mnie cieszy, bo chyba przy kolejnych zakupach wrzucę ją w końcu do koszyka.;)
OdpowiedzUsuńO tak, mnie też okładka wydała się makabryczna. :) Jeśli lubisz kryminały, to jak najbardziej polecam. Jest to powieść napisana sensownie, w przeciwieństwie do takiego na przykład „Martwego sadu” Mieczysława Gorzki, w którym bzdura goni bzdurę i trudno dopatrzyć się jakiejś logiki.
UsuńNo proszę, a widzę, że p. Gorzka jest mocno lansowany i chyba skutecznie.
UsuńTak, skutecznie, bo ma mnóstwo czytelników. W każdym razie „Martwy sad” jest bardzo słabym kryminałem i zupełnie nie nadaje się dla osób, które lubią przy czytaniu trochę myśleć.
Usuń