Zaczynając czytanie Miasteczka aniołów, trzeciej części cyklu Rzeka kłamstw, odniosłam dziwne wrażenie, że przeoczyłam jeden tom, bo akcja toczy się już po drugiej wojnie światowej. Córka Joanny, Salusia, która pod koniec Ludzi z wosku liczyła sobie lat sześć, teraz jest siwowłosą pisarką i jedzie na spotkanie autorskie do miejscowości znanych z dzieciństwa, a przy okazji odwiedza groby rodziców. Zaledwie przyzwyczaiłam się do myśli, że nie będę już czytać o Joannie i Kaju, spotkała mnie kolejna niespodzianka: Ewa Szelburg-Zarembina porzuciła wątek spotkania autorskiego i przeniosła akcję na początek dwudziestego wieku. Kaj i Joanna znowu żyją, ich córka jest mała i dopiero odkrywa świat...
Nie miała idealnego dzieciństwa. Długo nie zdawała sobie sprawy z tego, jak biedni są jej rodzice i jak różnią się od innych mieszkańców Żeleźna. Sąsiadki miały wiele dzieci i przyjmowały do pomocy służącą albo jakąś sierotkę, którą bez skrupułów wykorzystywały, Joanna urodziła tylko Salusię i robiła wszystko sama. Prawie nikt do nich nie przychodził. Mieszkali we troje w wynajętej izbie, nie mieli ani jednej kury i ani kawałeczka ziemi, na której mogliby cokolwiek posiać. Pomimo biedy Joanna bardzo dbała o swoją jedynaczkę, pilnowała, by nie marzła i nie chodziła głodna. Nie biła jej też i nie zmuszała do pracy, czasami tylko wysyłała po wódkę dla ojca. W tamtych czasach dzieci chodzące po alkohol nikogo nie dziwiły i nie gorszyły.
Uważam się za cierpliwą czytelniczkę, tymczasem Miasteczko aniołów bardzo mnie znudziło, gdyż w przeciwieństwie do poprzednich części cyklu jest nijakie i rozwlekłe. Przez cały czas miałam nieprzyjemne wrażenie, że Szelburg-Zarembina upajała się słowami i pisała, pisała, nie dbając o to, że taki słowotok może czytelnika męczyć. Przecież fragmenty o Salusi idącej po naftę czy widującej anioły można by bez szkody dla treści książki o połowę skrócić! Być może autorka opisywała własne dzieciństwo, stąd taka nieznośna drobiazgowość. Ponadto uważam, że wstawki, w których autorka przedstawiła daleką przyszłość swojej bohaterki, są całkowicie niepotrzebne. Początkowe tomy cyklu tworzyły logiczną całość, ten sprawia wrażenie napisanego wiele lat później, bez pomysłu i planu. Szkoda!
---
Ewa Szelburg-Zarembina, Miasteczko aniołów.
Hm, z tego co widzę szału nie ma, a cierpliwość w końcu kiedyś się kończy. nie jestem zainteresowana tą pozycją, chociaż wcześniejsze z tego co mówisz są warte uwagi.
OdpowiedzUsuńZaczęło się dobrze, a skończyło źle... Po kolejne części nie będę sięgać :)
UsuńNie znam tego cyklu. Szkoda, że ta część nie była tak dobra jak poprzednie. Też nie lubię, gdy autorzy niepotrzebnie rozwodzą się nad jakąś kwestią, w czasie, gdy bez problemu można by jakieś fragmenty ominąć. Strasznie spowalnia to czytanie...
OdpowiedzUsuńTen trzeci tom jest okropnie długi i napisany w taki sposób, że trudno nie ziewać z nudów... Niestety :)
UsuńMiałem szczery zamiar przeczytać cały cykl, a tu proszę, okazuje się, że im dalej tym gorzej.
OdpowiedzUsuńJa nie dam rady przeczytać całego... Pierwszy tom pochłonęłam, ale przy trzecim nie mogłam się powstrzymać, by nie omijać niektórych fragmentów. Takie wielosłowie, jakie zaprezentowała autorka, pokonało mnie. Tu trzeba wyjątkowo cierpliwego czytelnika! :)
UsuńJa i pierwszej części nie pochłonąłem, nie mówiąc już o drugiej ale też i nie ma co specjalnie wybrzydzać. "Miasteczko..." trochę mnie skonsternowało aprobatą dla nowych porządków ale to w sumie nic dziwnego więc nawet mi to niespecjalnie nie przeszkadzało ale trafiły mi się ciekawsze książki, tak że po kilkudziesięciu stronach popadło w niełaskę.
UsuńA więc czytałeś coś niecoś z "Miasteczka aniołów"? :) Na tę aprobatę wobec powojennego ustroju nawet nie zwróciłam uwagi, tak męczył mnie styl pisarski autorki. Pierwsze strony, te z opisem dorosłej Salomei, i tak okazały się najciekawsze.
UsuńA "Wędrówkę Joanny" istotnie pochłonęłam, bo przeżycia biednej sierotki bardzo mnie interesowały :)
Kojarzę tylko, jazdę samochodem na jakieś zadupie w ramach krzewienia oświaty. Styl S-Z w ogóle nie jest porywający stąd też nie jestem w przypadku jej książek nastawiony na lekturę zapierającą dech w piersi :-)
UsuńStyl Szelburg Cię nie fascynuje, a jednak jestem dziwnie pewna, że gdybyś miał do wyboru kolejny bestseller Michalak lub "Miasteczko aniołów", wybrałbyś jednak to drugie :)
UsuńZ tych dwóch opcji wybrałem trzecią, zrobiłem sobie powtórkę z "Widnokręgu" :-)
UsuńDobry wybór! :)
UsuńO cyklu w ogóle nie słyszałem, ale jakoś nie uśmiecha mi się po niego sięgać mając świadomość, że każda kolejna część jest coraz słabsza :) Napisanie wielotomowego dzieła to naprawdę trudna sztuka - łatwo jest znudzić czytelnika, poprzez powtarzanie wcześniej użytych sztuczek czy ukrywanie braku konceptu na dalszą fabułę pod słownym potokiem :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, jakie są części czwarta i piąta, bo chyba nikt o nich nie pisał. Może potem autorka się "poprawiła"? W każdym razie tom pierwszy bardzo polecam, drugi już niekoniecznie, a przed trzecim przestrzegam :)
UsuńRację mają ci, którzy twierdzą, że Szelburg-Zarembina jest autorką nierówną. Napisanie wielotomowego cyklu to istotnie wielka sztuka. Widać, że Szelburg-Zarembinie zabrakło materiału, bo bez końca pisała o nudnej Salomei...
Szkoda, bo mam słabość do anielskich tytułów, zwłaszcza tych sprzed lat (te dzisiejsze to z reguły romansidła), a tu raczej kiepsko.
OdpowiedzUsuńMnie się nie podobała, ale to tylko moje zdanie, każdy z nas ma inny gust, więc może warto sięgnąć i sprawdzić :) Wątek anielski istotnie w tej książce jest, bo małej bohaterce wydaje się, że widuje anioły. Ale musiałabyś najpierw przeczytać wcześniejsze części, czyli "Wędrówkę Joanny" i "Ludzi z wosku", bo inaczej nie da się zrozumieć akcji.
UsuńO "Wędrówce Joanny" jakiś czas temu pisał Marlow, a niedługo napisze autorka bloga "Czytanki Anki" :)
Tytuł kojarzy mi się z tytułem wiersza, i nie jest to wiersz wesoły...;/ (i nie jest dla dzieci).
OdpowiedzUsuńKsiążka też nie jest wesoła. Myślę i myślę, ale nie mogę przypomnieć sobie żadnego wiersza o podobnym tytule... Niewiele znam wierszy, zawsze wolałam prozę :)
UsuńWłaśnie przeczytałam dwie pierwsze części i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobały. "Ludzie z wosku" może troszeczkę mniej niż "Wędrówka Joanny", ale obie książki uważam za bardzo dobre. Styl E. Sz.-Z. z tych powieści jest świetny, podoba mi się to budowanie narracji obrazami, które autorka tworzy tak, że zapadają w pamięć. Mimo wszystko wybieram się do biblioteki po kolejne części, zobaczymy, czy nasze wrażenia będą podobne, czy jednak się rozminą.
OdpowiedzUsuńByć może to, że ta część jest słabsza, wynika z historii tego tomu. Autorka planowała najpierw trylogię, ale rękopis trzeciej części spłonął wraz z jej mieszkaniem w powstaniu warszawskim i cały cykl kończyła już po wojnie, pisząc tę książkę od nowa. Ostatecznie zamknęła cykl w pięciu częściach.
Kiedy słyszę o zniszczonych rękopisach, ogarnia mnie wielki smutek... Skoro "Miasteczko..." zostało odtworzone po wielu latach, nic dziwnego, że odróżnia się klimatem i językiem od początkowych części. Ciekawa jestem, jakie wrażenie zrobi na Tobie.
UsuńMnie też druga część przypadła do gustu nieco mniej niż "Wędrówka...". A "Wędrówkę..." pochłonęłam. Podobało mi się wiele rzeczy: akcja, szczegóły obyczajowe, portrety kobiet, wątek cygański. Trudno było mi tylko przyzwyczaić się do elementów baśniowych, ale wytłumaczyłam sobie, że taki już urok książek Szelburg :)