Wczorajszy wieczór spędziłam ze zbiorkiem opowiadań Marqueza pt. „Niewiarygodna i smutna historia niewinnej Erendiry i jej niegodziwej babki”. Lubię Marqueza, cenię serię Nike, powinnam więc czytać z zadowoleniem. A jednak tak się nie stało. Opowiadania okazały się nieciekawe, wydumane, przeładowane elementami realizmu magicznego. W samym tylko „Morzu utraconego czasu” pojawia się ich kilkanaście: przezroczysty ksiądz unosi się nad ziemią, po podwórzu toczy się bijące serce zarzynanego zwierzęcia, nasiąknięte potem prześcieradło waży tyle, co cała bela płótna, z głębin morza dochodzi woń róż, zapach można chwytać w ręce itd. Realizm magiczny jest ciekawy, ale – ileż można?... Autorowi zabrakło umiaru.
Zbrodnia, okrucieństwa, staruszek z anielskimi skrzydłami zamknięty w kurniku, zgwałcenie czternastolatki, zmuszanie młodziutkich dziewcząt do prostytucji, dzieci bawiące się ciałem olbrzymiego topielca – takie właśnie tematy poruszył Marquez. „Bardzo stary pan z olbrzymimi skrzydłami” opowiada o aniele, którego znaleźli mieszkańcy pewnej wioski. Podejrzewali, że pojawił się, bo czeka na śmierć chorego dziecka, uwięzili go więc i traktowali brutalnie – obrzucali odpadkami i kamieniami, a nawet przypalali gorącym żelazem. Opowiadanie tytułowe przedstawia losy złej babki i jej wnuczki Erendiry. Mieszkały one w rezydencji na środku pustyni. Erendira całymi dniami musiała czyścić luksusowe meble, prać, gotować, kąpać i perfumować swoją babkę. Pewnego wieczoru wiatr przewrócił świecę, wybuchł pożar i dom spłonął. Od tej pory życie dziewczynki stało się gehenną... Niegodziwą babkę Marquez opisał jakoś dziwnie, bo w jednym miejscu wspomniał, że była pokryta sprośnymi tatuażami i tak gruba, że nie mogła poruszać się bez pomocy, w innym stwierdził, że podczas kąpieli wyglądała jak „piękny, biały wieloryb”. Czyżby więc uważał, że monstrualna otyłość jest piękna?
Jedyne opowiadanie, za jakie pochwaliłabym Marqueza, to „Ostatnia podróż statku widma”. Jest ciekawie i oryginalnie napisane – składa się z jednego tylko, bardzo długiego zdania, zajmującego aż dziewięć stron książki.
---
Gabriel Garcia Marquez, „Niewiarygodna i smutna historia niewinnej Erendiry i jej niegodziwej babki”, przeł. Carlos Marrodan.
Co za zbieg okoliczności, też czytam teraz Marqueza, tyle że "Sto lat samotności" ale jakoś mi nie idzie.
OdpowiedzUsuńNo wiesz! "Sto lat" jest o wiele lepsze niż "Niewiarygodna i smutna historia". Z tak słabym Marquezem nigdy wcześniej się nie zetknęłam. Jestem zdegustowana, znudzona, rozczarowana :)
UsuńW takim razie nie patrzę nawet w tamtą stronę :-). Ja z kolei jestem zatrwożony swoim pierwszym wrażeniem ze "Stu lat...". Dzwonek alarmowy włączył mi się już przy "Jesieni patriarchy", pamiętałem jak bardzo mi się obie książki podobały w liceum a teraz czytam, czytam i nic.
UsuńJa "Sto lat..." też czytałam dawno temu, jeszcze jako nastolatka, bo to było modne. Być może teraz by mi się nie podobało. Ale przynajmniej jakieś ciekawe wątki tam były. A tu - wymysły, magia, fantastyka. Babcia z zieloną krwią w żyłach, kobieta z ciałem pająka, dziadek ze skrzydłami, fruwający ksiądz i takie tam. Marquez chyba nie był trzeźwy, gdy to pisał.
UsuńU mnie było podobnie, zdziwiony wówczas byłem - jak to taka trudna proza a mi czyta się ją tak gładko... :-) a teraz jakoś tak mam pod górkę, być może dopadała mnie już demencja starcza.
Usuń"Sto lat..." też nie da się określić jako powieści realistycznej, klimat trochę kojarzący się z filmami Herzoga a nie każdy to lubi, chociaż ja akurat tak i tym bardziej się przez to miotam.
O, też miałam takie uczucie! Koleżanki czytają "Anię z Zielonego Wzgórza", a ja radzę sobie z trudnym Marquezem - ależ to był kiedyś powód do dumy :)
UsuńZ niedawno czytanych książek Marqueza najlepsze wrażenie zrobiła na mnie "Nie ma kto pisać do pułkownika". Książeczka niepozorna pod względem długości, a poruszająca i ładnie napisana, z bardzo niewieloma wstawkami magicznymi.
Nie będę wracać do "Stu lat...", za to z przyjemnością poczytam sobie o Twoich wrażeniach :)
Nie przesadzajmy z tą przyjemnością :-) ale doceniam, doceniam... :-)
UsuńTo będę czekać na recenzję :)
UsuńUwielbiam książki tego pisarza, ale tych opowiadań nie miałam przyjemności jeszcze czytać i pomimo, że nie są takie jak jego powieści to chętnie je poznam.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jeśli ktoś lubi realizm magiczny, te opowiadania mogą mu się spodobać :) A ja lubię realność, nie przepadam za wstawkami magicznymi. Jeśli jest ich kilka, tak jak w "Nie ma kto pisać do pułkownika", wytrzymam, ale jeśli jest dużo, to niestety, ale coś się we mnie bardzo buntuje.
UsuńO rany, jedno zdanie na 9 stron? Jak to się robi ? Czy zamiast kropek są średniki i przecinki? Ze 100 lat samotności, czytanych z dekadę temu pamiętam jeszcze zdania na całe strony, ale tu pan Marquez przeszedł już samego siebie.
OdpowiedzUsuńO tak, Marquez przeszedł samego siebie :) Kropek nie ma, średników też nie, ale jest dużo przecinków. Napisanie opowiadania w ten sposób na pewno jest wielką sztuką, a i tłumacz musiał się namęczyć...
UsuńA w literaturze polskiej mamy całą powieść napisaną za pomocą dwóch zdań - są to "Bramy raju" Andrzejewskiego :)
A mnie się wydawało, że jedno zdanie na całą stronę, lub półtorej jak u Saramago to rekord. Może w tym kręgu kulturowym jest moda na mówienie/ pisanie bez znaków interpunkcyjnych, choć muszę przyznać, że jest to ciekawe doświadczenie i dość szybko można się przestawić na tego rodzaju styl pisania. Marqueza znam (? znałam) głównie za sprawę Stu lat samotności, które w momencie, kiedy je czytałam bardzo mi się podobało, ale jak byłoby dzisiaj - trudno przewidzieć i nie wiem, czy kiedyś wrócę. Mam problem z pisarzami z półwyspu iberyjskiego, bo nie bardzo do mnie przemawia ta proza. Teraz czytam Saramago Historię oblężenia Lizbony i jakoś idzie; łykam, choć jak na razie bez większych achów i ochów.
OdpowiedzUsuńCzyli Ty też czytałaś dawniej "Sto lat samotności" i Ci się podobało. Ciekawe, jak byłoby teraz :)
UsuńSaramago w ogóle nie znam, ale niedawno oglądałam film nakręcony na podstawie jego powieści pt. "Miasto ślepców". Wrażenia miałam dosyć średnie, nie poczułam się zachęcona do szukania książki. Ostatnio ciekawie zerkam w stronę półki z książkami pisarzy iberoamerykańskich, ale nie interesują mnie utwory z elementami magicznymi, tylko realistyczne.
U Saramago przynajmniej na razie nie dopatrzyłam się elementów magicznych, ale więcej napiszę, jak skończę czytać. Miasto ślepców mam w planach.
UsuńBrak elementów magicznych mnie zachęca. Zobaczę, co napiszesz po przeczytaniu książki Saramago i może się skuszę :)
UsuńNa razie zaczęłam czytać "Zamknięte drzwi", które polecałaś. Ależ to pasjonująca, intrygująca książka!
O ile co do Saramago nie koniecznie musi ci przypaść do gustu, choć nie przeczę, że przypadnie, to co do Szabo nie miałam wątpliwości, że zainteresuje i trafi w gust:)
UsuńInteresuje i to bardzo! Taka przepiękna, słoneczna sobota, a ja nie mam chęci ani sprzątać, ani prać, ani wychodzić na spacer, tylko bym czytała, bo ta historia jest niesamowicie intrygująca... Nie mogę doczekać się wyjaśnienia tajemnicy zamkniętych drzwi. Co też ta Emerenc za nimi ukrywa? :)
UsuńTego osobnika poznałem dopiero niedawno i całkiem przypadł mi do gustu. "Szarańczę", którą czytałem, także wydano w ramach serii "Nike", ale chyba jest to dzieło lepsze niż opisywany przez Ciebie zbiorek :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem "Szarańcza" jest lepsza i ciekawsza :)
UsuńOpowiadania czytało mi się źle również z tego powodu, że były za krótkie. Nie mogłam zainteresować się losem bohaterów, bo wszystko było opisane powierzchownie. Do Marqueza się nie zrażam, będę sięgać po kolejne jego książki, bo jeszcze wielu nie znam. Przede mną jeszcze "Jesień patriarchy", "Rzecz o mych smutnych dziwkach", "Zła godzina".
Jak dla mnie, to trzy razy NIE!
OdpowiedzUsuńNie lubię krótkich form, nie lubię realizmu magicznego.
I jeszcze te długie zdania...
Na pewno więc nie sięgnę po tę książkę. :-)))
Ale po inne książki Marqueza sięgnij :)
UsuńPrzeczytałam 6 książek tego autora i tylko ta wydała mi się nieciekawa. W dodatku opowiadania z tego zbiorku w ogóle nie wbijają się w pamięć. A realizmu magicznego jest w nich o wiele za dużo.
Dwie czytałam:
UsuńSto lat samotności 5,0
Miłość w czasach zarazy 5,0
:-)))
O, i te dwie oceniłaś bardzo wysoko! :) Ode mnie "Miłość w czasach zarazy" też dostała 5. Dobra książka! Wiele osób ją krytykuje, ale mnie się bardzo podobała.
UsuńJa planuję wrócić do „Miłości w czasach zarazy”, bo przeczytałam tę książkę w czasie, gdy nie byłam zbyt świadoma literacko i nie jestem pewna, czy zasłużenie wychwaliłam w recenzji tę książkę pod niebiosa. Bardzo intryguje mnie to opowiadanie napisane zaledwie jednym zdaniem - ciekawy eksperyment, podobnie jak ten Andrzejewskiego.
OdpowiedzUsuńO, zaraz zajrzę do Twojej recenzji :) Wydaje mi się, że słusznie, bo i mnie "Miłość w czasach zarazy" ogromnie się podobała. W tej książce było coś ujmującego. A opowiadanie składające się z jednego zdania warto przeczytać. O dziwo, czyta się je bez wysiłku :)
Usuń