15.04.2015

„W morzu śmierci. Wspomnienie syna” David Rieff


Tę wspomnieniową książkę David Rieff napisał w dwa lata po śmierci swojej matki Susan Sontag. Korzystał tylko z własnej pamięci, bo podczas ostatniej choroby matki nie robił żadnych notatek. Historia onkologiczna Susan Sontag wyglądała tak: rok 1975 – pisarka dowiedziała się, że ma raka piersi z przerzutami do kilkunastu węzłów chłonnych. Zdecydowała się na radykalną mastektomię. 20 lat później wykryto u niej mięsaka macicy. Znowu udało się wygrać z chorobą, ale niektóre leki stosowane w chemioterapii przyczyniły się do tego, że w roku 2004 Sontag zachorowała na ostrą białaczkę szpikową. Tym razem nie pomógł ani przeszczep szpiku, ani żadne leki. 

David Rieff napisał o swoim poczuciu winy, o żalu spowodowanym tym, że jeżeli matka już musiała umrzeć, to dlaczego nie na jakąś mniej bolesną chorobę, o stosunku matki do śmierci. Nie przyjmowała do wiadomości, że umrze, pragnęła słuchać tylko optymistycznych wieści. Dwukrotne zwycięstwo nad nowotworem sprawiło, że zaczęła uważać się za osobę w pewnym sensie wyjątkową, niezniszczalną, przeznaczoną do długiego życia. „Rakowi nie wolno się poddawać – wierzyła – trzeba stawić mu czoło, a jeśli się będzie walczyć bezkompromisowo, a przede wszystkim inteligentnie, ma się szanse wygrać”[1]. Sądziła, że dzięki pozytywnemu nastawieniu i gotowości na cierpienia podczas kuracji uda się jej wrócić do zdrowia. Nie wydała nawet żadnych dyspozycji na wypadek śmierci - syn nie wiedział, gdzie ją pochować, jak zorganizować pogrzeb.

„Czy wiedza i dostęp do informacji to siła, czy też okrucieństwo? Matka zanim zachorowała na MDS, z pewnością obstawałaby przy tym pierwszym”[2] – zastanawia się David Rieff. Kiedyś lekarze nie mówili pacjentom, że mają nowotwór, co najwyżej informowali o tym rodzinę chorego. Dziś pacjent ma prawo do poznania nazwy swojej choroby i może szybko sprawdzić w internecie, jakie są szanse na wyzdrowienie. Czy taka wiedza nie sprawi, że jego ostatnie dni będą trudniejsze, bo pozbawione nadziei? Ile powinno się mówić chorym? 

Książka napisana została w sposób dosyć powściągliwy i suchy. Nie zawiera przejmujących słów rozpaczy i tęsknoty, co oczywiście nie oznacza, że syn nie cierpiał, po prostu nie lubił się wywnętrzać. Zresztą sam przyznał, że ma pewne wady charakterologiczne – chłód, ponurość, niezręczność w kontaktach z ludźmi. Nawet w ostatnich dniach życia matki nie zdobył się na żadną czułość, co zresztą nie dziwi, skoro ona nigdy nie przytulała jego. Cechą „W morzu śmierci” jest również mała ilość dokładnych opisów cierpień towarzyszących chorobie nowotworowej oraz powściągliwość w wyrażaniu emocji na temat niedelikatności lekarzy czy zachowania partnerki matki (Susan Sontag żyła w związku z fotografką Annie Leibovitz, która opublikowała potem zdjęcia pokazujące ją w czasie agonii). Autor nie wspomina też o przyczynach sporów z matką, nie ujawnia, co sądził na temat jej związków z kobietami, nie pisze o swoim osobistym życiu. Mam wrażenie, że nie był gotowy na pełną otwartość i szczerość, przez co książka sprawia wrażenie bardzo chłodnej, suchej i raczej nie wzruszy czytelników. 

---
[1] David Rieff,  „W morzu śmierci. Wspomnienie syna” („Swimming in a sea of death. A son's memoir”), przeł. Agnieszka Nowakowska, Czarne, 2009, str. 73-74.
[2] Tamże, str. 47.

15 komentarzy:

  1. Ha, literatura to sprawa niezwykła. Kupiłem dzisiaj "Sprawę Tułajewa", powieść autorstwa Victora Serge wydaną w ramach serii Nowy Kanon. Zacząłem trochę podczytywać tę książkę - skusiłem się na posłowie, które napisała... Susan Sontag. Nazwisko kojarzyłem, od pewnego czasu kołacze mi w głowie, a Ty dzisiaj przybliżasz mi sylwetkę tej pisarki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, Ambrose niemal zawsze zaczyna komentarz od "Ha" :). To takie zabawne.

      Co do książki, to czuję rozgoryczenie, że jest ona przedstawiona tak na "sucho", bo to temat przepełniony emocjami.

      Usuń
    2. O, co za niespodzianka! Z tekstami Sontag jeszcze się nie spotkałam. W serii Współczesna Proza Światowa wydany jest "Zestaw do śmierci", ale, jak wyczytałam, to proza eksperymentalna. Ja po takie eksperymentalne książki boje się sięgać, ale może Ciebie by zainteresowała? Lubisz przecież postmodernizm :)
      Za swoją najlepszą książkę Sontag uważała "Miłośnika wulkanów". David Rieff często wspomina o jej esejach "Choroba jako metafora". A z "W morzu śmierci" można się dowiedzieć, jak zachowywała się Sontag po usłyszeniu diagnozy, o jej zwyczajnym życiu tu niewiele. Szkoda...

      Basiu, fakt, że książka napisana jest w sposób suchy. Syn Sontag należy do osób, które nie lubią lub nie umieją ujawniać emocji. Kochał matkę, bardzo cierpiał podczas jej zmagań z chorobą i po jej śmierci, ale nie umiał o tym pisać w sposób otwarty, poruszający. Spotkałam się wprawdzie z opinią, że książka bardzo porusza, ale ja dużo takich książek czytam i w porównaniu z innymi ta wydaje mi się chłodna.
      PS. Nie zwróciłam wcześniej uwagi na to, że Ambrose często zaczyna komentarze od "ha" :)

      Usuń
    3. Co do Ambrose, to przyjrzyj się :) Zobaczysz :)
      W miłość autora do matki wierzę bezgranicznie, ale niektórzy nie potrafią pisać w otwarty i bezpośredni sposób. Jednym to odpowiada, innym mniej. Ja lubię, kiedy powieść nie przypomina szorstkiego stylu reportażu. Ale w sumie ile książek i autorów, tyle różnych stylów. Boję się, że ten tutaj do końca by mi nie podpasował. Mogę być w błędzie :).

      Usuń
    4. Ambrose pisze tak ciekawe, niebanalne komentarze, że zawsze zwracałam uwagę na treść, a nie na początkowe słowo :)
      Ano właśnie, niektórzy nie umieją pisać w otwarty sposób, a otwarcie się jest konieczne, by powstała dobra, chwytająca za serce książka. Może się mylę, ale wydaje mi się, że styl pisania Rieffa nie przypadłby Ci do gustu. Mnie zabrakło emocji, głębokiego otwarcia się, wyrażenia własnego zdania. Napisałby choćby, co sądzi o zachowaniu partnerki matki albo o pozbawionym empatii lekarzu i już czytałoby się książkę lepiej.

      Usuń
    5. Zgadzam się Ambrose jest wyjątkowy. To jego "Ha" jest jedyne w swoim rodzaju i bardzo je lubię :)

      Usuń
    6. Przyjrzałam się - i też je lubię :)

      Usuń
    7. Polecam jej eseje wydane przez Karakter w 2012 roku, "Przeciw interpretacji". Oczywiście, czytając trzeba mieć z tyłu głowy, czas,w którym powstały, i że jednak trochę wody w kranie upłynęło...

      Usuń
    8. A ja na razie kupiłam sobie za parę złotych "Zestaw do śmierci". I przeczytałam kilka początkowych stron, by się zorientować, co to za książka. Czyta się ją całkiem dobrze, więc zimą ją dokończę :)

      Usuń
  2. Mnie, w szczególnych sytuacjach, odpowiada taki „suchy” styl pisania, częściej przeszkadza mi nadmiar przymiotników i bujnych metafor. Raczej nie prędko sięgnę po tę powieść, ponieważ nie miałam jeszcze do czynienia prozą samej Sontag, więc nie chciałabym odwracać kolejności i czytać najpierw o jej śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie :) Ja właśnie podczas czytania tej książki żałowałam, że nie znam żadnego utworu Sontag.

      Usuń
  3. Podchodzę do książki jak do jeża, ale nie wiem, czy słusznie. Wiem, że "Dzienniki" są cenzurowane przez syna... Pewnie jeszcze przede mną lektura, ale mogę polecić, nie nową już: "Czasami wołam w niebo", albo "Wiosłować bez wioseł". Pierwsza jest książką onkologiczną. A i jeszcze poleca się " Ciało z jej ciała".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję! "Czasami wołam w niebo" kiedyś czytałam, ale było to tak dawno temu, że już niewiele z tej książki pamiętam i przydałaby mi się powtórka. A o "Ciało z jej ciała" w ogóle nie słyszałam, zaś jeśli chodzi o "Wiosłować bez wioseł" - tytuł gdzieś słyszałam, ale zupełnie nie kojarzył mi się z książką o chorowaniu. Dziękuję za podrzucenie tytułów :)

      Usuń
    2. Polecam się, nie wiem, czy nie pisałam już o "wiosłowaniu". Jest oczywiście multum tego, chociaż wiele jest humbugów, i pozycji stereotypowych.
      Dzisiaj dorwałam esej Virginii Woolf "O chorowaniu" "Czasami wołam w niebo" także czytałam dawno, trzynaście lat temu...
      Co jeszcze luźne "Wtorki z Morriem" bo amerykańskie, kanwie tego powstał film. Dalej, idąc tym torem Ostatni wykład...
      Są jeszcze takie stricte naukowe ujęcia tematu. A ciało z jej ciała to rzecz o przeszczepie nerki.
      Tutaj wspominam o dwóch książkach:
      http://wp.me/p59KuC-b6
      "Ołówku" i "Eli. Eli".
      Bardzo polecam film "Imagine"
      http://wp.me/p59KuC-qL
      To niektóre wpisy otagowne "niepełnosprawność" ale wordpressowa wyszukiwarka działa, jak chce (częściej nie chce).
      https://5000lib.wordpress.com/tag/niepelnosprawnosc/
      Mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że Głowacki/Prus/ był człowiekiem z niepełnosprawnością, prędzej ktoś napisze o Prouście. Choroba, temat rzeka, morze i ocean...

      Usuń
    3. Ojej, ile tytułów! Serdecznie dziękuję. Będę miała co czytać :-)
      Z tych wymienionych czytałam tylko "Ołówek" i pamiętam, że wobec autorki miałam mieszane uczucia - było mi jej bardzo żal, a jednocześnie denerwowało mnie jej narzekanie na wszystko.
      Zaraz poszukam sobie tych recenzji na Twoim blogu :)

      Usuń