Rok 1850. W nowojorskim porcie zatrzymuje się statek, z którego wysiada grupka Szwedów. Płynęli oni aż przez siedemdziesiąt dni i są skrajnie wycieńczeni, a to jeszcze nie koniec męczarni, przed nimi podróż następnym statkiem, tym razem rzecznym, a potem koleją żelazną, której ogromnie się boją. Dlaczego więc zdecydowali się na taką mordęgę? Powód jest prozaiczny: w ojczyźnie zaznali tyle nędzy i upokorzeń, że postanowili poszukać szczęścia ze oceanem. Akurat rząd Stanów Zjednoczonych oddawał do osadnictwa ziemie znajdujące się na terenie dzisiejszej Minnesoty, odebrane Indianom, i bohaterowie, podobnie jak tysiące innych białych nędzarzy, dostrzegli w tym szansę dla siebie.
Wśród pionierów są Carl Oskar z ciężarną żoną Krystyną, dziećmi i siedemnastoletnim bratem Robertem, wesoła, skłonna do plotek Urlyka i jej nastoletnia córka Elin, wdowiec Daniel z czwórką swoich małych pociech oraz staruszka Kajsa. W większości to ludzie bardzo prości, pozbawieni życia wewnętrznego, skupieni na walce o byt. Karl pogardza osobami leniwymi i niezaradnymi, nie potrafi zaakceptować faktu, że jego młodszy brat woli zostać poszukiwaczem złota niż rolnikiem. Z kolei Krystyna, równie pracowita jak jej mąż, potępia kobiety rodzące martwe dzieci, bo według niej „Rodzić martwe dziecko to wstyd i kara boża”[1], a poza tym brzydzi się rozmawiać z Urlyką, którą uważa za rozpustną. Tymczasem Urlyka zmieniła swoje zwyczaje – od trzech lat unika mężczyzn i czuje się tak „jakby się w niej znów coś budziło do życia, jakby odzyskiwała cnotę”[2]. Wszyscy ci pracowici ludzie nie mogą się nadziwić, że syn Kajsy, mieszkający tu już od kilku lat, niczego się nie dorobił. Według Urlyki „Czegoś mu brakuje, w głowie, na grzbiecie czy między nogami. Czegoś, co mężczyzna mieć powinien”[3].
Przybysze ciągle czują zdumienie. Nikt z nich nie widział wcześniej sześciopiętrowych domów – a w owych czasach były to najwyższe budynki na świecie i uważano, że wyższych nikt już nigdy nie zbuduje – nikt też nie widział takich tłumów, jakie chodzą po Broadway, pociągów, osłów, osłów, mężczyzn dojących krowy czy myjących podłogi, nikt wreszcie nie widział ludzi o skórze czarnej czy żółtej. Tymczasem tak się składa, że ci ostatni będą ich sąsiadami. Podobno Czipiwejowie są łagodni, o ile się ich nie zaczepi, ale Siuksowie lubią napadać na białych i zdobywać skalpy. Szwedzi nie przygotowali się na takie zagrożenie i nie umieją zapanować nad przerażeniem. Autor wnikliwie opisuje relacje pomiędzy nowymi a rdzennymi mieszkańcami Minnesoty, nie idealizując ani tych pierwszych, ani ostatnich. Czipiwejowie rzeczywiście nie mają złych zamiarów, ale zachowują się tak, że mogą wzbudzać lęk. Z kolei biali pionierzy marzą, by Indianie zostali wypchnięci z okolicznych lasów, traktują ich jak intruzów niezasługujących na to, by posiadać ziemię, bo ziemię trzeba uprawiać, a oni tego nie robią, wolą spędzać czas na tańczeniu czy paleniu fajek. Mądrzejsi z osadników ukrywają wrogość i schodzą Indianom z drogi, ale już lekkomyślny Robert potrafi ich prowokować. I ta bliskość rdzennych mieszkańców oraz świadomość, że Fort Snelling znajduje się zbyt daleko, by w razie konfliktu wojsko mogło zdążyć z pomocą, stanowią największą bolączkę bohaterów.
Bo poza tym jest tu pięknie. Mnóstwo żyznej ziemi i drzew do wycięcia, mnóstwo ptactwa i ryb. Pracowity farmer szybko się tu wzbogaci. Gdyby tylko zdążyli cokolwiek posiać i zebrać plony przed nadejściem zimy! Ale niestety przyjeżdżają za późno i teraz muszą podejmować rozpaczliwe decyzje, na przykład takie, czy wydać pieniądze na budowę ciepłego domu, czy raczej kupić krowę. Czy ważniejsze jest chronienie dzieci przed mrozem czy też przed głodem? A na jedno i drugie pozwolić sobie nie mogą.
Akcja „Imigrantów” w całości toczy się w Ameryce, Szwecja pojawia się tylko we wspomnieniach. Osadnicy wiedzą, że już nigdy jej nie zobaczą. Ale nie żałują swojej decyzji, szybko zaczynają doceniać możliwości, jakie daje nowa ojczyzna. Urlyka, piętnowana w Szwecji jako ladacznica i samotna matka, zaczyna wierzyć, że znajdzie tu męża. Pionierzy to głównie mężczyźni i tak brakuje im kobiet, że każda, nawet najbrzydsza, cieszy się ogromnym powodzeniem. Z kolei Carl, który całą swoją młodość zmarnował na ciężką, daremną pracę, nabiera przekonania, że wykarmi rodzinę. Podoba mu się też, że tu każdy może robić, co chce, podczas gdy w ojczyźnie „Ten, kto próbował radzić sobie sam, był wytykany, obmawiany i odrzucany. Ludzie w Szwecji nie znosili każdego, kto postępował tak, jak oni sami by się nie odważyli albo nie byli w stanie”[4].
„Imigranci” nie są może tak pasjonujący jak „Twoja chwila na ziemi” i postacie mogą razić swoim prostactwem, ale tej książki nie czyta się po to, by lubić bohaterów, tylko by dowiedzieć się, jak wyglądała codzienność pierwszych białych mieszkańców Minnesoty. Powieść jest tak bogata w szczegóły obyczajowe, tak pełna różnych smaczków i opisów, że śmiało można nazwać ją historyczną. Wilhelm Moberg bardzo dbał, by wiernie ukazać ówczesne realia i by czytelnik dowiedział się, jak naprawdę wyglądało osadnictwo, ile imigranci musieli pokonać przeszkód i jak wiele otrzymywali w zamian. Połowa fabuły rozgrywa się w Minnesocie, a połowa w drodze do niej i w Nowym Jorku, który – cóż – wyglądał inaczej niż dzisiaj. Na przykład po Broadway chodziły nie tylko konie, ale też osły i maciory. Z okien domów wylewano na nią pomyje i nikomu się nie śniło, że kiedyś będzie to jedna z najsłynniejszych ulic świata. Pyszny jest też opis koczowania niezliczonych obcokrajowców w Battery Park, ładnie jest ukazane tworzenie nowej społeczności, zaczynanie życia od zera i przyzwyczajanie się do swojego nowego miejsca na ziemi.
---
[1] Vilhelm Moberg, „Imigranci”, przeł. Maria Olszańska i Halina Thylwe, Wydawnictwo Poznańskie, 1987, s. 29.
[2] Tamże, s. 328.
[3] Tamże, s. 283.
[4] Tamże, s. 210.
To nie mój typ książki, aczkolwiek sam koncept jest bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńTo specyficzna książka, nie każdego zainteresuje. Ja akurat lubię starocie skandynawskie i mam ich spory zapas. :)
UsuńMyślę, że w wolnej chwili przeczytam.
OdpowiedzUsuńWarto, to ciekawa podróż do dziewiętnastego wieku. :) Autor ukazuje czasy, które często są pokazywane w westernach, ale przedstawia je realistycznie.
UsuńBohaterzy książkowi nie są po to, by ich lubić. To prawda, choć czasem irytujący bohaterowie skutecznie od lektury odstręczają (jak dla mnie Emma w Pani Bovary), a czasu doń przyciągają i stają się atutem powieści (jak Róża w Cudzoziemce). Z twoich wrażeń po lekturze wnoszę, że Imigranci należą do tego drugiego rodzaju mniej sympatycznych bohaterów. Sam temat jest ciekawy i uniwersalny, bo imigranci byli, są i będą zawsze; niestety wciąż jako ludzkość wypycha nas z miejsca na miejsca- wojna, przemoc, ubóstwo, kataklizmy.
OdpowiedzUsuńWażne, by bohaterowie byli wiarygodni, a ci z „Imigrantów” tacy właśnie są. :) W sumie oni nic złego nie robią, ot, dorabiają się i krzywo patrzą na tych, którzy mają inny pomysł na życie. A ja na dorobkiewiczów i materialistów mam alergię. Przykry jest też ich pogardliwy stosunek do Indian, ale tak właśnie kiedyś było, biali pionierzy nie mieli świadomości albo też starali się wypchnąć ze świadomości, że budują swoje szczęście kosztem cudzej krzywdy. Autor bardzo dobrze ukazał mentalność tych prostych ludzi, zmęczonych wieloletnią walką o byt, żądnych tego, by wreszcie posiadać żyzne ziemie, mieć coś swojego.
UsuńBardzo lubię intrygujących, wiarygodnych bohaterów, natomiast sama pozycja nie wpisuje się w moje czytelnicze gusta.
OdpowiedzUsuńRozumiem. :) To specyficzna powieść, może nużyć.
UsuńChyba nie jest to powieść, którą bym chciała przeczytać.
OdpowiedzUsuńTak właściwie to jest to drugi tom czteroczęściowego cyklu, ale w Polsce zostały wydane chyba tylko dwie pierwsze części.
UsuńOpis NJ nęcący, mam nadzieję, że oparty na faktach, nie na wyobraźni Moberga.;) Czytałam pierwszą część, powinnam i po tę sięgnąć.
OdpowiedzUsuńBardzo Cię zachęcam do sięgnięcia po część drugą, jest w niej wiele ciekawych opisów i scen. :) O tak, obraz NJ jest barwny i niezwykły, podczas czytania wiele razy się dziwiłam. Dziwiły mnie też zachowania i poglądy bohaterów, na przykład upokorzenie Roberta, kiedy ma go strzyc kobieta. On się czuje wtedy tak, „jakby był zwierzęciem” (s. 202).
UsuńDo pierwszej części cyklu nie udało mi się niestety dotrzeć – i nie poznam też trzeciej i czwartej, bo nie wydano ich po polsku.
Interesujący powód upokorzenia.
UsuńTak, pamiętam, że pierwszą część dziwnym trafem znalazłam w bibliotece, po którymś skontrum już niestety została usunięta z księgozbioru.
A w książce jest sporo takich ciekawostek. :) Niektórzy na pewno odniosą wrażenie, że za dużo. A w ogóle to żałowałam, że nie zaczęłam czytania od pierwszego tomu, bo jednak sporo rzeczy było dla mnie niejasnych.
UsuńZ tym mi się właśnie kojarzy Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich, tzn. z takimi nieco przykurzonymi perełkami. Dlatego cieszę się, że Wydawnictwo Poznańskie postanowiło parę lat temu wznowić do tej serii ;)
OdpowiedzUsuńI ja się z tego cieszę, choć mam wrażenie, że teraz w tej serii ukazuje się mniej przykurzonych perełek, a więcej nowości. Z dawniej napisanych książek na razie ukazały się – z wyjątkiem „Poparzonego dziecka” – jedynie wznowienia, bo przecież powieści Vesaasa już kiedyś u nas były, „Pożegnanie Afryki” również. „Szarady” Hamsuna też były, tyle że pod innym tytułem. Ale nie narzekam, bo lubię i nowe, i stare. :)
UsuńZnakomicie to wszystko sfilmował kiedyś Jan Troell. Liv Ullmann, Max von Sydow... Wielkie role.
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam, że powstał film na podstawie tych książek! Chciałabym go obejrzeć, a najbardziej scenę, podczas której jadą koleją żelazną. Ten ich lęk był ogromny. :) No i chętnie popatrzyłabym na Nowy Jork z tamtych czasów.
UsuńJa lubię takie książki. Myślę, że po nią sięgnę
OdpowiedzUsuńWarto po nią sięgnąć, bardzo dobra jest też książka tego autora o tytule „Twoja chwila na ziemi”. :)
UsuńO tej książce jeszcze nie słyszałam, ale chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńZachęcam, Moberg jest dobrym autorem i zasługuje na to, by sięgać po jego książki. :)
UsuńJeśli książka faktycznie mocno zgodna z realizmem to nawet kusi mnie się z nią zapoznać :). Zaczerpnąć trochę wiedzy z tematu, wejść w ten świat.
OdpowiedzUsuńBardzo zgodna. Ale czytanie najlepiej zacząć od pierwszego tomu, by dobrze poznać bohaterów i zrozumieć, dlaczego właściwie oni uciekali ze Szwecji. :)
UsuńNa Lubimy Czytać znalazłam tylko jedną opinię. Zgadzasz się z tym, że książka jest ciężkostrawna i tylko dla wytrwałych i cierpliwych? Zainteresowałam się, choć aktualnie mam spory zastój czytelniczy. Z różnych powodów. No nieistotne, myślę, że jak nie teraz, to w niedalekiej przyszłości chciałabym po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś czyta głównie czytadła, to tak, ta książka może mu się wydać ciężkostrawna i nudna, bo jest w niej dużo szczegółów historycznych, a bohaterowie posługują się wiejską gwarą. Ja nie odebrałam jej jako trudnej. Jedyne, co mi przeszkadzało, to pożółkłe i oderwane strony oraz zbyt mały i rozmazany druk. Mnie niestrawne i wymagające ogromnej cierpliwości wydają się „Ciosy” Jarosława Czechowicza. Widzę dużo dobrych recenzji, a ja męczę się, męczę i nie mogę skończyć. Ten słaby język, ta nieumiejętność budowania napięcia... No nic, może jakoś przez to przebrnę. :)
Usuń