Obawiałam się, że „Mam na imię Ania” będzie książką nudną, tymczasem pochłonęłam ją z ciekawością i zapewniam: warto przeczytać! Anna Grodzka, czyli kobieta, która urodziła się w ciele mężczyzny, opowiada w niej o dramatach osób takich jak ona, o nietolerancji, z jaką się spotkała, o gorzkim poczuciu odmienności i o rozterkach, jakie przeżyła, zanim zdecydowała się przejść operacje przekształcające jej ciało z męskiego w kobiece. Najpierw Anna Grodzka była Krzyśkiem, a raczej zmuszano ją do tego, by była Krzyśkiem. Pod presją otoczenia, w błędnym przekonaniu, że jest zboczeńcem lub osobą chorą psychicznie, Krzysiek usiłował ukrywać osobowość Ani. Potajemnie bawił się jednak lalkami, a kiedy podrósł, pod garniturem nosił pończochy. Idąc na komisję wojskową, włożył koronkowe majteczki. Ta kobiecość, która w nim była, nie dawała się zepchnąć na margines. W końcu Krzysiek odważył się podjąć walkę o to, by być Anią nie tylko w czterech ścianach, ale także pomiędzy ludźmi i w dokumentach.
W książce nie ma żadnych wzmianek o polityce, Grodzka konsekwentnie pisała tylko o tym, co ma związek z jej biologiczną matką oraz transseksualizmem. Autobiografia została wzbogacona kilkoma historiami innych osób, które cierpiały ze względu na różnicę pomiędzy płcią biologiczną a odczuwaną. Najbardziej poruszająca jest historia Davida Reimera. W niemowlęctwie nieudolny lekarz pozbawił go atrybutu męskości, postanowiono więc, że okaleczonego chłopca przekształci się w dziewczynkę. Jednak w ciele dziewczynki David czuł się bardzo źle i jego historia skończyła się tragicznie. Natury nie da się oszukać, rodzimy się z ustalonym poczuciem płci i nikt nie może sprawić, byśmy poczucie to zmienili – dowodzi Anna Grodzka.
Pod względem językowym autobiografia ta nie jest cudem. Dużo w pisaniu Grodzkiej kolokwializmów i uproszczeń, które w powieści by raziły. Może trochę za często poruszany jest temat wyglądu zewnętrznego i ubrań, w końcu kobiecość to nie tylko szminki i koronki. Książka sprawia wrażenie szczerej spowiedzi. W wielu miejscach opisane zostały wydarzenia bardzo intymne i przejmująco smutne, choć ogólny ton jest optymistyczny: Grodzka nie załamała się, walczy, przekonuje ludzi do siebie, namawia, by Polacy stali się bardziej tolerancyjni i otwarci. Jeśli chodzi o kompozycję książki, można wyróżnić jakby trzy bloki tematyczne: autorka najpierw opowiada o kontaktach ze swoją biologiczną matką, którą poznała dopiero jako dorosła osoba, potem opisuje odkrywanie swojej płciowości, a pod koniec robi wykłady na temat transseksualizmu. Dowiemy się z nich, jak w praktyce wygląda korekcja płci pod względem prawnym i medycznym oraz że transseksualiści spotykają się z o wiele większą nienawiścią niż homoseksualiści.
---
Anna Grodzka, „Mam na imię Ania”, W.A.B., 2013.
Kokietuje z okładki.
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam przekonania co do szczerości Anny Grodzkiej.
Chyba ma to wpływ fakt, że jest przecież ojcem dorosłego syna....
Powinna zmienić fryzurę, te włosy zwisające smętnie wzdłuż policzków są nietwarzowe :)
UsuńW książce opisuje właśnie, jak do tego doszło, że stała się ojcem. W czasach jej młodości nie mówiło się o transseksualizmie, osoby takie jak ona uchodziły za wariatów i zboczeńców i były poddawane wielkiej presji, starała się więc na siłę zrobić z siebie osobę "normalną". Ale nie udało się.
Co mnie trochę dziwiło, to fakt, że jej rodzina biologiczna, a także syn bardzo dobrze przyjęli wiadomość, że Krzysztof chce przekształcić się w Annę. To takie trochę bajkowe, może tu lekko wyidealizowała rzeczywistość, nie wiem...
Po tym jak napisałam swój komentarz też narzuciła mi się ta myśl, że właśnie tak bywało dawniej, że tak były zawierane małżeństwa, by choćby wciąż nie słyszeć tych słynnych pytań; kiedy i tak dalej...które i dzisiaj jeszcze w niektórych środowiskach są zmorą. Stąd były podejmowane decyzje wbrew swym inklinacjom. I to myślę krzywdziło później obydwie strony, gdy związek się rozpadał. I myślę, że nawet były to silniejsze uczucia zawodu niż przy rozpadzie związku hetero.
UsuńCóż, nie są to łatwe problemy jak i trudne do pojęcia jest dlaczego tak się dzieje.
Otóż to. Gdyby nie presja rodziny i znajomych, takie osoby nie zawierałyby małżeństw i mniej byłoby nieszczęść na świecie. Z tego, co wyczytałam w książce, wynika, że Grodzka kochała swoją żonę i liczyła na to, że przyzwyczai się do roli mężczyzny. Ale nie udało się. Jako małe dziecko bardzo się buntowała i była samotna, uważana za dziwadło, potem więc postanowiła ukrywać fakt, że czuje się kobietą. Chciała zdobyć przyjaciół, upodobnić się do innych ludzi. Przez jakiś czas to działało, potem nie dawała rady utrzymać tajemnicy. Według jej wyjaśnień tak to wyglądało :)
UsuńTym razem sobie odpuszczę. Nie mam nic do transseksualistów, ale nie mam ochoty na poznanie autobiografii pani Grodzkiej ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam. Na szczęście autobiografia okazała się całkiem ciekawa :) Bałam się, że będzie w książce dużo polityki, ale wcale jej nie było. Grodzka nie napisała o tym, jak jest traktowana w sejmie.
UsuńTo właśnie lubię w książkach - potrafią zaskoczyć ;) To dobrze, że książka nie porusza tematu polityki, bo już zupełnie byłaby u mnie skreślona. Jednak jeżeli chodzi o różne biografie i autobiografie to z reguły sięgam po te, które dotyczą osób, których życie mnie ciekawi. W tym wypadku tak nie jest ;)
UsuńRozumiem i nie będę namawiać :)
UsuńJeszcze długa droga przed nami w temacie tolerancji. Dobrze, że powstają takie książki, dobrze, że są szczere (nawet jeśli momentami może zbyt przerysowane, mam na myśli tę tolerancję rodziny). Przykre, że dla wielu ludzi to jest ciągle takie trudne do zrozumienia.
OdpowiedzUsuńMiałam na zajęciach podczas studiów omawiany ten temat. Psychologiczne i biologiczne mechanizmy. Płeć z jaką się rodzimy to nie zawsze jest ta, którą wygenerowała nam natura. Tylko strasznie trudno jest to zrozumieć, ile mamy szczęścia, ze rodząc się jako konkretna osoba (w kontekście płci) również się nią czujemy.
Bardzo mi się podoba, że nie tylko to przeczytałaś, ale i napisałaś o tej książce. Domyślam się, ze może się to spotkać z różnymi reakcjami.
Przeczytałam, bo książka jest ciekawa :)
UsuńIm więcej o tym myślę, tym mocniej podejrzewam, że jednak reakcje matki biologicznej, sióstr i syna zostały trochę przerysowane. Trudno uwierzyć, by syn od razu zaakceptował prawdę o ojcu, dla niego musiał to być szok. Akceptacja przychodzi dopiero po jakimś czasie - tak mi się wydaje.
Z tolerancją Polaków nie jest najlepiej. Część osób jest wyrozumiała i otwarta, ale część pluje jadem na wszystko, co inne. Z potępieniem spotykają się nie tylko seksualne mniejszości, ale też inwalidzi, kobiety nie decydujące się na macierzyństwo, osoby nie chodzące do kościoła, ubierające się inaczej, itp.
Z książki dowiedziałam się, że wielu transseksualistów po zmianie wyglądu i dokumentów zmienia miejsce zamieszkania i ukrywa swoją przeszłość. Grodzka tak się nie zachowała, wszyscy o niej wszystko wiedzą.
W pierwszym momencie pomyślałam, że dużo w tej książce pewnie jest polityki, ale skoro pomija ten temat i pisze o swojej przemianie to jestem skłonna przeczytać, choć specjalnie szukać nie będę.
OdpowiedzUsuńPolityki i tego sejmowego paplania bym nie zniosła... Na szczęście tu tego nie ma. Treść dotyczy tylko prywatnego życia autorki :)
UsuńMam taką zasadę, że nie czytam autobiografii ludzi współczesnych. Szczególnie w ostatnich latach mamy ich "wysyp". Aktorka, polityk, piosenkarz, itd., jak tylko ma znane nazwisko, to wykorzystuje swoją chwilę, aby zaistnieć i na papierze. Mam jakieś takie dziwne podejrzenie, że pisane są dla kasy, ubarwione, aby się sprzedawały...
OdpowiedzUsuńGrodzka chyba nie musi wiele ubarwiać, jej życie jest przecież bardzo barwne i nietypowe :)
UsuńZgadzam się z Tobą, że autobiografii znanych ludzi mamy zatrzęsienie. Rzadko po nie sięgam, ostatnio skusiłam się tylko na "Niedobre dziecię" - to właściwie nawet nie autobiografia, tylko wywiady z Marią Janion. I nie byłam do końca zadowolona. O książkach Janion opowiadała ciekawie, ale od tematów politycznych się wykręcała.
Ja wyznaję podobną zasadę - nie mam za grosz zaufania w stosunku do współczesnych gwiazd, z których zdecydowana większość to celebryci, pragnący zdobyć upragniony moment sławy. Ale przyznaję, że już po lekturze tekstu koczowniczki, czuję się zainteresowany tym, co ma do powiedzenia Anna Grodzka. Bardzo mnie cieszy, że słowa nie wspomina się w książce o polityce. A transseksualizm, to jak traktowani byli i jak są traktowani ludzi, decydujący się na operację zmiany płci to niezwykle interesujące zagadnienie - z tego względu pozycja wydaje mi się co najmniej ciekawa. Ale okładka - tragedia, zdecydowane pójście na łatwiznę, zero kreatywności.
UsuńOkładka istotnie nie zasługuje na pochwałę :)
UsuńCiekawa rzecz, że niedawno zetknęłam się z postacią transseksualisty w książce "Miejsce bez granic" Jose Donoso. Tam była Manuela, ciałem - mężczyzna, psychiką - kobieta. Też miała dziecko, ale mówiła, że nie jest jego ojcem, tylko matką. Ale nie miała szans na operację, to jeszcze nie te czasy...