„Wielbłąd na stepie” Jerzego Krzysztonia to opowieść o grupce Polaków wywiezionych podczas drugiej deportacji z Grodna do Kazachstanu. Jaśka miała zamiar wyjechać do Lublina, jednak zanim zdążyła zrealizować swoje zamiary, wraz z dwoma synami i siostrą znalazła się w głębi Rosji. Nikt tu nie cieszy się z przyjazdu Polaków, mieszkańcy kołchozów chcą się ich pozbyć, toteż Jaśka i jej najbliżsi wciąż wędrują i z konieczności stają się obieżyświatami. Kiedy w końcu docierają do miejsca, w którym stacjonuje tworzące się wojsko polskie, okazuje się, że również i tu nie są mile widziani, nikt nie chce żywić ogromnej liczby polskich cywilów.
Krzysztoń w przejmujący sposób pokazał niepotrzebność tych Polaków, ich zagubienie w świecie, wysiłek, jaki musieli włożyć w to, by przetrwać. Pomimo tragicznych warunków kobiety z książki Krzysztonia nie załamują się. Zakasują rękawy i biorą się do ciężkiej pracy, by nie umrzeć z głodu na niegościnnej ziemi. Szybko chudną, brzydną, ich skóra staje się gruba i ogorzała. Nie mają czasu i sił na to, by opiekować się dziećmi. Dzieci zresztą nie przejmują się swoim położeniem tak mocno jak dorośli. Pobyt na obczyźnie uważają za barwną przygodę. Biegają po stepie, polują na susły, tępią wszy, podkradają jedzenie. Szybko uczą się mówić po rosyjsku, przy tym Mariuszek nie ma świadomości narodowej, nie pamięta o tym, że jest Polakiem.
Powieść utrzymana jest w smętnym tonie, trudno znaleźć w niej fragmenty, które zawierałyby choć ślad humoru. Język jest piękny, ale dosyć trudny – kiedy mając kilkanaście lat próbowałam czytać tę książkę, nie rozumiałam wplecionych w tekst rosyjskich słów. Teraz przeczytałam bez problemu i doceniam autora za to, że w dialogach oddał oryginalny sposób wyrażania się mieszkańców Kazachstanu. Opisy przyrody, które wtedy ogromnie mnie nużyły, teraz przeczytałam z ciekawością.
Jest to jedna z pierwszych powieści o Polakach wywiezionych w głąb Rosji. Autor miał wielkie trudności z jej wydaniem i problemy po wydaniu, gdyż książka w złym świetle pokazywała naszych wschodnich sąsiadów. „Wielbłąd na stepie” zawiera wiele elementów autobiograficznych. Krzysztoń przeżył mniej więcej to, co powieściowy Jurek. Do kraju udało mu się wrócić dopiero w roku 1948. Wrócił bez niektórych bliskich osób oraz bez lewej ręki.
Moja ocena: 5/6.
Nie słyszałam o tej książce, a widzę, że jest warta uwagi. Podoba mi się, że w książce znajdują się elementy autobiograficzne, moim zdaniem działa to na plus :)
OdpowiedzUsuńTo wartościowa książka, serdecznie polecam :)
UsuńWarta uwagi jest również kontynuacja, czyli "Krzyż Południa". Kontynuacja jest o wiele smutniejsza. Elementów autobiograficznych w tej książce jest bardzo wiele, a w ogóle to Krzysztoń miał bardzo trudną młodość.
Bardzo mnie ucieszyłaś tym wpisem. Ale pewnie to wiesz :-) I cieszę się, że z czasem piękne opisy przyrody do Ciebie trafiły :-) Choć myślę, że najlepiej się czyta tę książkę z perspektywy dziecka, które jak Jurek i Mariuszek znajdują nawet w tak trudnej sytuacji okazję do radości z przygody. Bo tak poza tym to faktycznie jest po prostu smutna.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem :) "Kamienne niebo" tego autora zafascynowało mnie od "pierwszego wejrzenia", ta zaś książka sprawiała mi trudności, dopiero teraz ją doceniłam. Ale lepiej późno niż wcale :)
UsuńW tej książce Krzysztoń wyczarował naprawdę piękne i plastyczne opisy przyrody. Niektóre fragmenty czytałam aż dwa razy. Podczas czytania łatwo wyobrazić sobie stepy, nędzne obozowiska, głód tych ludzi, czekanie na koniec wojny, na pociąg, na statek...
Nieco zdziwił i zabolał mnie fragment, w którym ciocia Zosia po rosyjsku przepytuje Jurka z tabliczki mnożenia. Bo dlaczego po rosyjsku? Przecież oni język rosyjski znali bardzo dobrze, a polskiego zapominali.
Bardzo ciekawa pozycja oraz recenzja. Twoje doświadczenia znakomicie obrazują jak zmieniają się oczekiwania czytelnicze w zależności od wieku, życiowego doświadczenia, etc. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest ciekawa i napisana pięknym językiem, warto ją przeczytać :)
UsuńHm, kiedyś nie lubiłam opisów przyrody, teraz lubię. Kiedyś lubiłam książki z akcją w Polsce, teraz lubię z akcją w innym kraju. Tak, upodobania czytelnicze wraz z upływem czasu bardzo się zmieniają. I tak chyba powinno być :)
Czytałam gdzieś w okolicy liceum, w czasach, kiedy do książki ustawiała się kolejka chętnych do czytania. pamiętam, że zrobiła na mnie dobre wrażenie. Zarówno Wielbłąd na stepie, jak i Krzyż południa mam w swoich planach czytelniczych do powtórki, chcę skonfrontować swój odbiór książki po latach ze wspomnieniami pierwszego czytania, kiedy lektura poza wszystkim niosła za sobą posmak owocu zakazanego i otwierania oczu na pewne sprawy, o których nie mówiło się tyle, co dziś.
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa, jakie będą Twoje wrażenia z powrotu do książek Krzysztonia :)
UsuńA u mnie do powtórki będzie "Obłęd" - kiedyś uznany przeze mnie za książkę napisaną rozwlekle. Jak odbiorę ją teraz?
Dziś książek o Polakach wywiezionych na wschód jest mnóstwo, ale niewiele osób je czyta.
Czytałam "Krzyż Południa", czyli drugą część wspomnień. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie. "Wielbłąd..." wydawany był w czasach, kiedy nie mówiono o tym fragmencie naszej historii, tym większy trzeba mieć szacunek dla J. Krzysztonia, że walczył o jej wydanie i czuł potrzebę oddania sprawiedliwości tym milionom wywiezionych z domów...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Krzysztoń zasługuje na ogromny szacunek. Był bardzo odważnym człowiekiem, nie bał się poruszać tematów niewygodnych i pisać o gehennie przesiedlonych ludzi. To bardzo niesprawiedliwe, że jego książki popadają w zapomnienie. Kilka dni temu chciałam wypożyczyć z biblioteki "Obłęd" i cóż się okazało? Biblioteka pozbyła się "Obłędu"...
UsuńElementy autobiograficzne, krytyka ZSRR, gwara Kazachów... przeczytam.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, bardzo zachęcam :) "Wielbłąd na stepie" to poruszająca, wartościowa książka.
UsuńCiągle sobie obiecuję tego Krzysztonia, którego tak bardzo lubi Kasia Sawicka, i ciągle schodzi na niczym... Muszę się twardo za niego zabrać :)
OdpowiedzUsuńKasia Sawicka dobrze robi, namawiając czytelników do sięgnięcia po książki Krzysztonia :)
UsuńZ książek Krzysztonia największe wrażenie wywarło na mnie "Kamienne niebo". Akcja w czasie Powstania Warszawskiego. Grupa cywilów zostaje uwięziona w piwnicy zbombardowanej kamienicy. Przejmujący utwór.
Dzięki inspiracji Kasi z Mojej Pasieki już czekają u mnie na półce obydwie części.
OdpowiedzUsuńTrudne doświadczenia były udziałem naszych rodaków. I tych na wschodzie i tych na zachodzie. Nigdzie nie byli mile widziani, jak przestawali być potrzebni.
I trudno powiedzieć, gdzie było gorzej - pod okupacją radziecką, czy niemiecką. Chyba jednak pod radziecką.
UsuńW kołchozach nie byli mile widziani, bo tam ludzie najczęściej żyli bardzo biednie. Wojsko pomagało wygnańcom, ale oni mieli ograniczone środki, a wygłodniałych cywilów była ogromna ilość...
Akurat miałam na uwadze nie tak okupację niemiecką jak ten pozostały zachód Europy, szczególnie Wielką Brytanię, ale to faktycznie nie ma porównania w sferze zwykłego bytowania.
UsuńGdyż na wschodzie to nawet okupację niemiecką witano, tak straszna była sowiecka.
Okupacja niemiecka była może mniej straszna niż radziecka, ale tylko dla Polaków, którzy nie trafili do obozów.
UsuńZgadzam się z Tobą, że nigdzie nie byli mile widziani. Żaden kraj nie chce obcych. Ale wykorzystać, owszem, potrafią.
Bardzo jestem ciekawa, jak odbierzesz książki Krzysztonia.
Pewne jest, że mnie poruszą, jak każde związane z trudnym losem Polaków na obczyźnie.
UsuńBardzo dobra książka o Polakach na obczyźnie to "Syberyjskie noce" Szymańskiego - książka napisana z perspektywy dziecka, pełna poruszających opisów niesamowitej nędzy. Gdyby Ci kiedyś wpadła w ręce, serdecznie polecam.
UsuńMam i zaczęłam czytać , napisana pięknym językiem choć przyznaję że całe rosyjskojęzyczne zwroty czytanie mi utrudniają ale nic to od czego upór i chęć poznania.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że "Wielbłąd na stepie" nie jest opatrzony przypisami. Przecież nie każdy rozumie słowa w języku rosyjskim, poza tym w książce pojawiają się różne inne trudne wyrazy. Ale warto się pomęczyć :)
UsuńW niektórych gimnazjach "Wielbłąd na stepie" jest lekturą uzupełniającą.