Z twórczością Juliena Greena zetknęłam się już wcześniej – zauroczyła mnie posępna „Adrianna Mesurat”, czytałam też jego „Dziennik”. A teraz poznałam autobiograficzne „Tysiąc dróg stoi otworem”. W książce tej Green wspomina swoją młodość, okres, kiedy to w roku 1917 zgłosił się do służby wojskowej i jako kierowca ambulansu woził rannych z linii frontu do szpitala. Opowieść kończy się opisem podróży do Ameryki w roku 1919.
Choć pamiętnik opisuje lata wojenne, trudno znaleźć w nim wzmianki o okropieństwach i opisy pokaleczonych ciał. Green był zdecydowanym przeciwnikiem wojny i współczuł ofiarom, jednak miesiące spędzone na froncie stały się dla niego przede wszystkim okresem analizowania własnego charakteru oraz odkrywania swojej seksualności. Znalazłszy się wśród młodych, przystojnych mężczyzn, którzy opowiadali o licznych podbojach, przyszły pisarz w dotkliwy sposób zaczął odczuwać własną nieporadność i brak doświadczeń erotycznych, tym bardziej, że pochodził z Paryża – miasta, które inni żołnierze i oficerowie uważali za siedlisko rozpusty.
Greena można podziwiać za odwagę. W pamiętniku opisał sprawy wstydliwe, takie, które ktoś inny próbowałby ukryć. Przyznał się więc do tego, że potrafił przez długi czas oglądać się w lustrze, że fascynowały go męskie ciała i twarze. Na końcu książki znajduje się bardzo zabawna historia z butem, która dowodzi, że Julien Green nie traktował swojej osoby śmiertelnie poważnie i potrafił sam z siebie kpić.
Z pamiętnika można wysnuć wniosek, że Green uważany był przez innych za człowieka poważnego i nietowarzyskiego. Miał bardzo gwałtowną naturę. Kochał książki, wydawał na nie cały żołd. Po sposobie, w jaki opisywał wygląd chłopców, łatwo można odgadnąć, że podobali mu się mężczyźni: „Zgasiwszy światło, przez moment stałem boso w ciemności i nagle poczułem pokusę, by podbiec do łóżka aspiranta”[1]. Takich fragmentów jest jeszcze kilka.
Tak wyglądał Julien Green |
„Tysiąc dróg otworem” mogę polecić miłośnikom twórczości Julien Greena oraz osobom lubiącym analizy uczuć.
---
[1] Julien Green, „Tysiąc dróg stoi otworem”, („Mille chemins ouverts”), tł. Ireneusz Kania, Wydawnictwo Literackie, 1985, str. 140.
[2] Tamże, str. 40.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńSłuchaj, wyjaśnijmy sobie dwie rzeczy. Nikogo nie staram się zmusić do czytania książek. Po drugie, czytam to, na co mam ochotę i nie interesuje mnie, czy według Ciebie książka jest nudna. To tyle.
UsuńPrzyznaję się, że nie czytałam jeszcze żadnej książki Greena a po raz pierwszy zwróciłam na niego uwagę przy okazji recenzji "Adrianny Mesurat" bodajże u Izy (Czas-odnaleziony). Teraz zajrzałam również do Twojego wpisu na temat jego dziennika. Co polecałabyś na początek znajomości z Greenem?
UsuńOd czego zacząć? Chyba od "Adrianny Mesurat" :)
UsuńKsiążka albo Ci się spodoba, albo nie. To posępna opowieść o nieszczęśliwej dziewczynie z prowincji, która uległa złudzeniom miłości. Na mnie ta książka wywarła wielkie wrażenie.
Dziennik to tom bardzo gruby. Zawiera kilkanaście ciekawych fragmentów, ale są w nim też partie trudne, takie dla teologów. Julien Green napisał też kilka innych powieści, ale jeszcze ich nie czytałam.
Nie znam tego autora, ale po pewnych fragmentach, które przytoczyłaś, myślę, że warto byłoby się z nim kiedyś zapoznać ("Kochał książki, wydawał na nie cały żołd" - już go lubię).
OdpowiedzUsuńPod jakim względem "Adrianna Mesurat" jest posępna? Zerknęłam na inny Twój wpis o Greenie, ale akurat o tej pozycji postu nie znalazłam, więc poprosiłabym tutaj o parę uwag, bo określenie "posępna" jakoś mnie zaintrygowało.
"Adrianna" to posępna książka, bo przedstawia historię młodej dziewczyny, która praktycznie żyła w klatce (przedwojenna francuska prowincja, brak kontaktów z ludźmi, ojciec-tyran i zgryźliwa, o wiele starsza siostra jako jedyne towarzystwo, nieopisana nuda i monotonia, brak nadziei na jakąkolwiek odmianę na lepsze). Adrianna rozpaczliwie usiłowała wyrwać się z tej klatki, ale... Nie chcę zdradzać zakończenia, by nie psuć przyjemności czytania, powiem tylko tyle, że cała książka utrzymana jest w ponurym klimacie. Żal mi bardzo takich dziewcząt jak Adrianna.
Usuń"Kochał książki, wydawał na nie cały żołd". Otóż to! Mam słabość do osób, które potrafią wydać cały żołd, całą wypłatę na książki :)
Dzięki za opisanie :) Wygląda rzeczywiście ciekawie - myślę, że przy najbliższej okazji jej poszukam, zwłaszcza że autor ujął mnie swoim wydawaniem całego żołdu na książki i uwielbiam literaturę francuską, więc warto posmakować kolejnego pisarza z tego kręgu.
UsuńZachęcam!
UsuńWydawał cały żołd na książki i miał dobry gust. Podziwiał np. Flauberta, Dostojewskiego :)
Koczowniczka, to już kolejna książka, której sama jeszcze długo bym nie znalazła, gdyby nie Twoja recenzja. Wstyd się przyznać, ale nie znam jeszcze tego autora. Teraz już wiem, że warto na niego zwrócić uwagę. Ujmująca jest szczerość, o której piszesz. Wydaje się, że tak kuszące byłoby pominięcie milczeniem faktów, które mogłyby być kontrowersyjne.
OdpowiedzUsuńŻaden wstyd, bo Green jest bardzo mało znany, nawet we Francji nie chcą o nim pamiętać.
UsuńJulien Green ze swoją miłością do książek, trudnością w kontaktach z innymi mężczyznami czuł się trochę nie na miejscu wśród gromady młodych oficerów. Nie było mu łatwo. Szczerość pisarza jest godna podziwu. Nie ukrywał swoich wad, przyznał się do narcyzmu, do patrzenia w lustro. Tutaj taka uwaga - zauważyłam, że wielu mężczyzn lubi przeglądać się w lustrze, ale żaden się do tego nie przyznaje. Green się przyznawał :)