Bohaterem „Śladów krwi” Jana Polkowskiego jest Henryk Harsynowicz. Cóż to za człowiek? To emigrant z Polski, mieszkający od 1983 roku w Kanadzie. Skłonny do mizantropii, trochę dziwak. Wciąż rozmyśla o powrocie do Polski, ale wybiera się do niej jak sójka za morze. Aż pewnego dnia dowiaduje się, że zmarł jego ojciec (dawniej oficer SB, potem biznesmen). Jako jedyny syn Henryk musi uporządkować sprawy spadkowe, z konieczności wraca więc do kraju. Przejmuje spadek, stara się wyrobić polskie dokumenty, a przy okazji odkrywa tajemnice z przeszłości swoich przodków.
Długo czytałam tę powieść. Jakoś nie umiałam się nią zachwycać tak jak inne blogerki. Zastanawiałam się, gdzie te odkrywcze prawdy o Polsce, gdzie ten poetycki język? W powieści znajduje się wiele fragmentów napisanych w sposób, który bardzo męczy czytelnika. Jan Polkowski ma skłonność do wielosłowia, do wbijania w zdania nadmiaru przydawek i do tworzenia dziwacznych metafor. Spójrzmy, jak opisuje żonę bohatera:
Lśniąca żona, pokryta pełgającym ogniem, wielokolorowa, chociaż czarno-biała, wielosmakowa, chociaż gorzkawo-słona[1].
Ze wszystkich sił: estetycznych, fizjologicznych, psychicznych, intelektualnych, kosmicznych i nieokreślonych, niepostrzeżenie, wyrafinowanie, delikatnie, dyskretnie i przemyślnie wabiły samców[2].
Wypowiedzi niektórych bohaterów brzmiały sztucznie, tak jakby osoby te nie rozmawiały, lecz odczytywały z kartki wymyślny tekst. Wicherki na głowie porusza im wiatr historii i kuszący los. Chyba że posmarowali włosy żelem pierworodnej klęski[3] – tak w prywatnej rozmowie mówi jedna z postaci do Henryka.
Niektóre sceny ukazujące absurdalność życia w Polsce są przejaskrawione. U Polkowskiego w Urzędzie Stanu Cywilnego petentów przyjmuje urzędniczka... bez majtek. Wiem, prześwituje, ale pan kierownik nie lubi, jak się nosi majtki[4] – wyjaśnia interesantom. Na biurku kierownika tego urzędu leży koronkowy biustonosz. Kiedy wszedł klient, kierownik ni stąd, ni zowąd rozpoczął długą przemowę na temat sytuacji Polski, a bieliznę schował dopiero wtedy, gdy wygłosił swoją perorę.
Nie przekonał mnie też opis rozprawy sądowej. Dlaczego sędzina wygłasza uwagi w stylu: Żadnej godności w tych Polakach[5]? Dlaczego nie umie poprawnie posługiwać się polskim językiem? Co oskarżony pił przed wsiąściem, zanim oskarżony wsiadł do auta w stanie nietrzeźwym z powodu, że tak powiem, prawda...[6] – oto przykład wypowiedzi pani sędziny.
Podsumowując, napiszę, że „Ślady krwi” Polkowskiego to powieść przeciętna. Przeczytać można, ale nie trzeba oczekiwać literackiej uczty.
---
[1] Polkowski Jan, „Ślady krwi”, Wydawnictwo M, 2013, str. 223.
[2] Tamże, str. 153.
[3] Tamże, str. 182.
[4] Tamże, str. 136.
[5] Tamże, str. 129.
[6] Tamże, str. 127.
O proszę, a ja ochów i achów oczekiwałam. Pomimo tego chętnie i tak bym przeczytała. Ja lubię takie... dziwaczności językowe.
OdpowiedzUsuńA więc zachęcam do czytania. Każdy ma inny gust, każdemu co innego się podoba :)
UsuńOchów i achów nie ma, bo bardzo dbam o to, by szczerze oceniać książki.
A to mnie zaskoczyłaś swą opinią.
OdpowiedzUsuńPolkowski to poeta więc pewno stąd ta liczba metafor, przydawek itp.
Jestem przed czytaniem książki i oczywiście po tylu przeczytanych wcześniej pozytywnych opiniach mocno książką zaintrygowana.
Poetycki język kojarzy mi się z lekkością, zwięzłością. Język Polkowskiego jest ciężki, pełen dziwacznych metafor.
UsuńOpinie negatywne też były, np. tutaj:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/175126/slady-krwi/opinia/12510539#opinia12510539
Jestem ciekawa Twoich wrażeń :)
Jego poezja, przynajmniej ta ostatnio napisana, też jest taka.
UsuńJa sama jestem ich ciekawa.
Jeszcze nie miałam okazji czytać wierszy Polkowskiego. Może za jakiś czas sięgnę po nie z ciekawości :)
UsuńKsiążkę czytałam już prawie rok temu. Ciężka lektura, albo bardzo wartościowująca i pomimo wszystko ciekawa (:
OdpowiedzUsuńCiekawa, owszem, ale trochę niedopracowana :)
UsuńZ pewnością jest to interesująca lektura, ale zupełnie nie w moim stylu. Myślę, że ciężko czytałoby mi się powieść napisaną właśnie takim językiem...nie przekonuje mnie to.
OdpowiedzUsuńCiężki język, do tego sztuczność w wypowiedziach i przesada w tworzeniu niektórych scen. Wielokrotnie byłam na rozprawach sądowych, ale nigdy nie słyszałam, by sędzia posługiwał się aż tak szkaradnym językiem, jak u Polkowskiego i by podczas rozprawy wygłaszał pogardliwe uwagi o Polakach .
UsuńDla mnie poetycki język właśnie jest tożsamy z dziwnością, wieloznacznością i metaforami. Mnie książka przypadła do gustu.Wiadomo, ile czytelników, tyle opinii :)
OdpowiedzUsuńOtóż to, ile czytelników, tyle opinii.
UsuńMnie taki język kojarzy się też z lekkością i melodyjnością. Metafory lubię, ale raczej nie takie, jakie tworzy Polkowski :)
Zastanawiałam się nad tym tytułem swojego czasu, ale ostatecznie nie czytałam. Nie wykluczam, że kiedyś przeczytam chociaż trochę obawiam się, że taki język by mnie męczył.
OdpowiedzUsuń:)
Najlepiej pod względem językowym wypadły te fragmenty, kiedy Polkowski pisał "normalnie", bez wysilania się na dziwaczne konstrukcje językowe :)
Usuń