Najnowsza książka wydana w Serii z Żurawiem nosi tytuł „To nie ja” i składa się z opowiadań. Ich autorka, Karmele Joio, pochodzi z Kraju Basków i tam też mieszkają bohaterki. Wszystkie są do siebie w pewien sposób podobne – przekroczyły czterdziestkę, czują się niespełnione i desperacko pragną wydostać się z mielizny, na której utknęły. Autorka pokazuje te kobiety w chwilach, kiedy nabierają przekonania, że odżywa w nich to, co było od dawna uśpione. To ożywienie wynika z różnych powodów – jedna z pań przeprowadza się na nowe, eleganckie osiedle, druga załatwia formalności adopcyjne, trzecia zapisuje się kurs prowadzony przez przystojnego mężczyznę, czwarta nieoczekiwanie spotyka malarza, który fascynował ją w młodości, piąta wybiera się na Ibizę do dawnej przyjaciółki, szósta podkrada synowi haszysz i zaczyna go palić, kolejna uwalnia się spod władzy agresywnego męża, a jeszcze inna uświadamia sobie, że w naszych czasach kobieta może korzystać z zabiegów upiększających i być atrakcyjna w różnych okresach życia, podobnie jak szklarniowe truskawki są smaczne przez cały rok. Kilka z tych ogarniętych szałem bohaterek budzi podziw, kilka zaś wypada żałośnie.
Spośród czternastu opowiadań największe wrażenie wywierają „Ultradźwięki”, „Krzyk” oraz „Kwietniowe słońce”. Bohaterka tego pierwszego, singielka, wbrew woli otoczenia zamierza adoptować czarnoskórą dziewczynkę. Autorka ukazuje tu ogromne emocje towarzyszące temu wydarzeniu oraz stawia pytanie, od kiedy bohaterka może uważać się za matkę. „Krzyk” to historia o mężatce, która w dzień chodzi do pracy, a nocami w kąciku wygospodarowanym w salonie, bo własnego pokoju nie ma, pisuje powieści. Ale od jakiegoś czasu jej mąż zamiast spać ogląda mecze. I choć nakłada słuchawki, choć usiłuje tłumić krzyki, gdy pada gol, to i tak bohaterce to przeszkadza, bo pisanie w czyjejś obecności to już nie to... A „Kwietniowe słońce” ma akcję osadzoną podczas pandemii. Ale próżno w nim szukać narzekań, opisów strachu bądź grozy, bo bohaterka w okresie kwarantanny czuje się szczęśliwsza i bezpieczniejsza niż przedtem. Przez wiele lat stroniła od ludzi, przypominała samotną wyspę, teraz nawiązuje przyjaźń z sąsiadką, zaczyna wierzyć, że jeszcze odżyje i oczywiście cieszy się, że jej agresywny były mąż nie może opuszczać swego domu. „Kryzys sparaliżował świat, taki, jakim znałaś go do tej pory. Albo tchnął życie tam, gdzie coś umierało”*.
W kilku opowiadaniach pojawia się narracja drugoosobowa, raczej rzadko stosowana przez autorów. Wszystkie teksty są napisane zwięźle, pozbawione dygresji, jednotematyczne, wiele ma zaskakujące, nieco przewrotne zakończenia. Karmele Jaio nie unika opisywania sytuacji intymnych, pokazuje bohaterki w trakcie nocy spędzanej w nowo poznanym mężczyzną, w chwili samotnego zaspokajania się słuchawką od prysznica, podczas mammografii czy robienia depilacji laserowej. Mało w tych opowiadaniach kolorytu lokalnego, dużo za to żalu za utraconą młodością i niewykorzystanymi szansami, dużo marzeń o odzyskaniu życia, którego postacie z różnych powodów nie zakosztowały za młodu, bo musiały na przykład wychowywać dzieci, ugrzęzły w nudnej codzienności albo po prostu nie interesowały się przyjemnościami. Narratorka „Peritas en dulce” sama przyznaje, że kiedyś skupiała się tylko na zdobywaniu wiedzy i dopiero teraz, gdy jej piersi obwisły, rozpaczliwie pragnie być ładna i pożądana.
* Kamele Jaio, „To nie ja”, przeł. Maja Gańczarczyk, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2023, s. 127
Na pewno są wśród czytelników miłośnicy zbioru opowiadań. Ja czasami po takie książki też sięgam, ale raczej wybieram dłuższe formy :)
OdpowiedzUsuńJa lubię i dłuższe formy, i krótsze, ale te drugie niestety szybko ulatują mi z pamięci. :)
UsuńDokładnie tak jak piszesz ulotność opowiadań to ich najsłabsza strona. Trzeba naprawdę nie lada talentu, aby taki mini dziełko pozostało w pamięci. A może trzeba je czytać pojedynczo nie razem z innymi. Opowiadanie Ikar Iawszkiewicza pamiętam jakbym czytała je przed chwilą, a te czytane łącznie z innymi ulatują z pamięci. Koleżanka przypominała mi ostatnio treść opowiadań, o których pisałam kilka lat temu, znała je niemal na pamięć, bo zrobiły na niej takie wrażenie, że je sama przeczytała, a ja niemal pokłóciłam się z nią, że ja czegoś takiego ani nie czytałam, ani o tym nie pisałam.
OdpowiedzUsuńJa też dobrze pamiętam „Ikara”, choć mnie nie zachwycił. O wiele bardziej przypadła mi do gustu „Brzezina”. Może rzeczywiście nie trzeba czytać całych zbiorków na raz, tylko wybierać pojedyncze opowiadania. Ze zdumieniem zauważam, że często zdarza mi się nie pamiętać treści opowiadań, które wywarły na mnie wielkie wrażenie, a pamiętam te, które uznałam za słabsze. Pamięć to zagadkowa sprawa. :)
UsuńChcę być szklarniową truskawką ;D Tylko brak funduszy stoi między mną a zabiegami upiększającymi/odmładzającymi. No i poczucie, że jestem młoda ;)
OdpowiedzUsuńDobrze byłoby, żeby mężczyźni patrzyli na kobiety jak na szklarniowe truskawki. :) Ale niestety kobiety czterdziestoletnie, nie mówiąc już o starszych, są dla mężczyzn niewidzialne. Koleżanka bohaterki tego opowiadania o truskawkach mówi, że kobiety czterdziestoletnie są w takim wieku, że gwiżdże na nie już tylko pociąg pospieszny...
UsuńWedług mnie atrakcyjny człowiek płci dowolnej zawsze ma powodzenie. A ten... mniej atrakcyjny odpowiednio mniejsze i nie ma znaczenia, czy jest młody, czy nie. Nie wątpię, że są mężczyźni, którzy interesują się wyłącznie młodszymi dziewczynami, ale ilu ma u nich szanse? ;) Mogą sobie tylko pofantazjować.
Usuń