Od dawna żadna książka nie wstrząsnęła mną tak mocno jak Wakacje nad Adriatykiem Zofii Posmysz. To przerażająca, bardzo sugestywnie i wnikliwie napisana powieść o niezwykłej przyjaźni zawartej w obozie koncentracyjnym oraz o poobozowej traumie.
Sekretarka i Ptaszka poznały się właśnie w Oświęcimiu. Te dwie dziewczyny bardzo różniły się charakterami. Zaradna i odważna Sekretarka łatwo zapomniała o świecie poza drutami i za wszelką cenę starała się przetrwać. Szybko zrozumiała, że w obozie można urządzić się tylko przy pomocy uprzywilejowanych więźniarek, zbliżyła się więc do lesbijek Leo i Bertel, nie patrząc na to, że były to kobiety pomagające przy selekcjach, okrutne wobec słabszych.
Ptaszka zachowywała się inaczej. Choć należała do więźniarek z najdłuższym stażem, nie umiała zdobyć żadnych rzeczy ani dobrej pracy. Umarłaby, gdyby nie pomoc przyjaciółki, która przynosiła jej jedzenie i pilnowała, by trafiło do jej ust, a nie do sąsiadek. Znajome Sekretarki brzydziły ją. Zrezygnowana, pełna skrupułów, wychowana w kulcie dla kultury niemieckiej, na widok „nadludzi” powtarzała bezradnie „niemożliwe, niemożliwe”.
Narratorką książki jest Sekretarka, która po kilkunastu latach od ukończenia wojny przyjechała na wczasy nad Adriatyk. Można powiedzieć, że tylko jedną nogą przebywa w rzeczywistości; jej myśli wciąż krążą wokół spraw obozowych. Bezustannie wspomina czasy, gdy więźniów traktowano jak insekty i gazowano, gdy szczury odgryzały mięso z nóg żywych, chorych kobiet, a zrozpaczona matka nadaremnie prosiła o wodę dla umierającej na tyfus córki. Z niepokojem wspomina siebie sprzed lat, tłumi w sobie poczucie winy. Niektórych wydarzeń nie ma chęci wspominać ani analizować, bo są zbyt bolesne i niejednoznaczne. Sumienie podpowiada, że nie zawsze zachowywała się etycznie, że może któraś biedaczka z jej winy umarła...
Niewiele trzeba, by obudzić w Sekretarce wspomnienia. Wystarczy, że ktoś odezwie się po niemiecku, a ona zaczyna drżeć nerwowo i odnosi wrażenie, że przeszłość wysyła do niej sygnały. I tę grę pamięci Zofia Posmysz ukazała w sposób mistrzowski.
Połowa akcji tej książki toczy się w Oświęcimiu, ale ani razu nie padają takie słowa jak „Oświęcim”, „Auschwitz”, „obóz”. Obóz narratorka określa nazwą „Kolonie”, esesman to „Rycerz”, lekarz to „Rycerz-Lekarz”, a esesmański pies to „Rycerz-Pies”. Słowa „Rycerz” używają nie tylko Ptaszka i Sekretarka, ale też matka Ptaszki i – nie wiadomo dlaczego – więźniarki z innych bloków. I to właśnie dziwaczne nazywanie esesmanów uważam za jedyną wadę powieści.
Wakacje nad Adriatykiem to trudna proza – trudna ze względu na tragizm opisywanych wydarzeń, jak też z powodu stylu. Zofia Posmysz użyła bardzo długich zdań i bardzo długich akapitów. W partiach retrospekcyjnych dialogi nie są oddzielone od strumienia myśli narratorki.
Książkę bardzo polecam. I radzę, by przed czytaniem przygotować dużo chusteczek. Będą potrzebne...
---
Posmysz Zofia, Wakacje nad Adriatykiem.
Bardzo chętnie przeczytam tę ksiażkę. Nie słyszałam o niej wcześniej :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, bardzo zachęcam Cię do przeczytania i zapewniam, że po przeczytaniu długo o niej nie zapomnisz.
UsuńJa też jeszcze do niedawna nie znałam książek Zofii Posmysz. Dowiedziałam się o nich od innych blogerów :)
Chyba o niej wcześniej słyszałam. Dopisuję do chcę przeczytać, jak zwykle znalazłaś istną perełkę.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, bardzo, bardzo zachęcam. Przeczytałam do tej pory trzy książki Posmysz (wszystkie w listopadzie i w grudniu pod wpływem blogerów) i "Wakacje nad Adriatykiem" uważam za najlepsze. A "Wdową i kochankami" tej autorki się rozczarowałam :)
UsuńAle ci Rycerze i Kolonia to, jak sądzę, celowy zabieg pisarki, bo przecież nie chodziło o pokazanie jakiegoś konkretnego tu i teraz, ale o pokazanie systemu. Równie dobrze Kolonią mógłby być gułag czy więzienie. To tylko nasza wiedza o autorce automatycznie łączy Kolonię z Auschwitz.
OdpowiedzUsuńRozumiem, o co Ci chodzi :)
UsuńAle jeśli w powieści przytaczane są dialogi, powinny brzmieć dosłownie. Ptaszka i Sekretarka mogły między sobą używać takich nazw jak rycerz, kolonie, ale kiedy obca więźniarka z innego bloku nazwała lekarza "Rycerzem-Lekarzem", a lekarz w dziesięć lat po wojnie powiedział: "Ciekawe rzeczy działy się w tych koloniach, homoseksualizm i tak dalej", bardzo mi to zgrzytało.
W powieści znajdowało się trochę szczegółów , które wykluczały gułag i więzienie jako miejsce akcji. Np. narratorka wspomina, że nad bramą widniał napis "Arbeit macht frei". Czyli to nam zawęża miejsce akcji do kilku obozów.
to są wszystko kwestie scenografii, które autorka mogłaby dowolnie modyfikować. A poza tym skąd to założenie, że historia Ptaszki i Sekretarki to autentyk? Posmysz mogła dowolnie kształtować materię znaną z autopsji i przedstawiać ją w dowolnej konwencji. Mnie to nie zgrzyta zupełnie, chociaż nie jest to zabieg niezbędny.
UsuńTa historia została opisana tak realistycznie, tak wiele w niej szczegółów, które mogła znać tylko była więźniarka, że chciałoby się, by i nazwy brzmiały autentycznie...
UsuńJest wystarczająco realistyczny, by wybaczyć autorce odstępstwa. A może to chodziło o to, że bohaterce słowa Auschwitz czy esesman poi prostu nawet po latach nie mogły przejść przez gardło i musiała je jakoś zastępować?
UsuńWybaczam z przyjemnością, bo pomimo drobnych zastrzeżeń "Wakacje nad Adriatykiem" zaliczam do najlepszych książek przeczytanych w zeszłym roku :)
UsuńTwoje wytłumaczenie jest bardzo możliwe. A pamiętasz może, czy w "Pasażerce" używała tych nazw?
W Pasażerce pada chyba nazwa Auschwitz albo Oświęcim, chociaż przez większość książki też jest obchodzona bokami, ale to akurat wynikało z podejścia bohaterów.
UsuńDzięki za wyjaśnienie, masz o wiele lepszą pamięć niż ja, bo ja zapomniałam o takich szczegółach :)
UsuńLiza z "Pasażerki" bała się tylko zdemaskowania, natomiast Sekretarka przeżyła ogromną traumę. I dlatego przekonuje mnie wyjaśnienie, że nawet w wiele lat po wojnie nie była w stanie wymówić pewnych słów.
A mnie to przyszło do głowy dopiero w chwili, gdy podniosłaś wątpliwość co do tych nazw. Dobrze czasem podyskutować :)
UsuńDobrze jest podyskutować, zamiast pisać komentarze typu "nie dla mnie" czy "tym razem spasuję".
UsuńA zacząłeś już czytać "Wdowę i kochanków"?
Nie zacząłem, nawet zapomniałem, że miałem to czytać. Ale w bibliotece jest, to wypożyczę, o ile nie zapomnę :P
UsuńO "Wdowie" można śmiało zapomnieć, bo nie jest to dzieło wybitne :)
UsuńO wiele ciekawsza może być książka "Do wolności, do śmierci, do życia". Z noty wydawcy:
"Wstrząsająca opowieść o drodze do wolności i życia poprzez gwałt, mord i nieprawość. Ta książka pozwala poznać dalsze losy bohaterek Pasażerki. Mówi o tym, o czym jeszcze do niedawna mówić nie było wolno".
To pierwszy raz widzę, całkiem świeża rzecz, ale nie do dostania chyba.
UsuńWidziałam tę książkę w bibliotece. Żałuję, że nie wypożyczyłam. Następnym razem wezmę... o ile ktoś inny się nie skusi.
UsuńJestem dziwnie spokojny, że nikt inny się nie skusi. To jakiś biały kruk jest.
UsuńBiały kruk? O widzisz, a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy i przeszłam obojętnie obok białego kruka. Oby nikt się skusił!
UsuńNo dostać to trudno, jeden egz. na allegro.
UsuńAle tylko jeden. Okładka wybitnie niegustowna, pstrokata, że aż przykro.
UsuńOhydna, zaiste. I na bank bez korekty :P
UsuńWyjątkowa ohyda. Ze też tak potraktowali Zofię Posmysz... Ale mam nadzieję, że jednak z korektą.
UsuńNo wiesz, jakaś mała oficynka w latach 90. raczej poskąpiła i na grafika, i na korektę :P
UsuńPewnie tak...Ale dobrze, że w ogóle wydali taką książkę.
UsuńNie mogę namierzyć. Ale satram się, może kiedyś w antykwariacie trafię.
OdpowiedzUsuńP.S.
Znalazłam artykuł o autorce.
http://www.stronkamoja.idziemy.pl/kultura/pasazerka-zycia/
A nie ma tej książki w bibliotece osiedlowej? W mojej jest prawdziwe zatrzęsienie Zofii Posmysz. Mamy więcej książek Zofii Posmysz niż autorki serii owocowej :)
UsuńDzięki za link, poczytam.
I chcę i boje się. Jakoś źle znoszę tego typu literaturę.
OdpowiedzUsuńW mojej bibliotece nie ma. Może i dobrze?
Też znoszę źle tego typu literaturę, ale uważam, że trzeba ją czytać, by poznać historię i by pożałować tych ludzi, którzy mieli mniej szczęścia niż my i tkwili w obozach... Będę namawiać do czytania. Warto!
UsuńWidziałam już u kogoś recenzję "Wakacji..." a jeśli Ty polecasz, to muszę przeczytać. Mam nadzieję, że uda mi się zdobyć książkę...
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie! Inni recenzenci też ją polecali. Bardzo dobre recenzje "Wakacji nad Adriatykiem" są tutaj:
UsuńZacofany w lekturze
Moja Pasieka
Uwielbiam odwiedzać blogi zawierające recenzje książek. Dzięki nim, a raczej ich twórcom, poznałam mnóstwo świetnych publikacji, do których sama pewnie nigdy bym nie dotarła. ,,Wakacje nad Adriatykiem" z pewnością warte są przeczytania.
OdpowiedzUsuńZofia Posmysz jest mało znana, a jeżeli ktoś ją kojarzy, to raczej jako autorkę "Pasażerki". Mną "Wakacje nad Adriatykiem" wstrząsnęły o wiele bardziej niż "Pasażerka".
UsuńWidzę, że ta książka jest w mojej bibliotece, na pewno przeczytam. To ważne, żebyśmy czytali o tym, co się wówczas działo, powinniśmy pamiętać. Dziękuję za recenzję, sama nieprędko trafiłabym na tę książkę.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej od czasu do czasu trzeba przeczytać coś z literatury wojennej, jakieś wspomnienia, jakąś powieść z wątkiem obozu koncentracyjnego, żeby wiedzieć, co się wtedy działo. A "Wakacje" przeczytaj koniecznie! Choć lektura nie będzie lekka...
UsuńJuż czytałam o tej książce i postanowiłam poznać inne książki Posmysz, gdyż Pasażerki też nie czytałam.
OdpowiedzUsuń"Pasażerka" jest krótsza i napisana łatwiejszym stylem niż "Wakacje nad Adriatykiem". Ja najpierw czytałam "Pasażerkę", która była lekturą w klubie czytelniczym na blogu Czytanki Anki i myślę, że gdybym poznawanie twórczości Posmysz zaczęła od "Wakacji", czułabym się rozczarowana "Pasażerką".
UsuńCiekawe, która z książek wcześniej została napisana.
Usuń"Pasażerka" powstała na początku lat sześćdziesiątych, natomiast "Wakacje" pochodzą z roku 1970. Posmysz pisywała jeszcze powieści z nurtu wiejskiego, np. "Wdowę i kochanków" o bardzo denerwującej kobiecie, która miała sześciu mężów :)
UsuńWidocznie jej pisarstwo ewoluowało i stawało się bardziej ekspresyjne.
UsuńA o tej Wdowie... też już czytałam.
A mnie jeszcze bardzo ciekawi jej książka pt. "Człowiek spod kaloryfera". Tytuł bardzo intrygujący. Nie potrafię się domyślić, o czym będzie ta książka :)
UsuńDawno już nie czytałem literatury obozowej - prezentowana pozycja wydaje się bardzo interesująca i kusi by do tej trudnej tematyki wrócić.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest naprawdę ogromnie interesująca. Autorka całym sercem zaangażowała się w pisanie i obozową rzeczywistość przedstawiła bez upiększeń. Bardzo, bardzo polecam.
UsuńSpojrzałam na sam tytuł i zupełnie czego innego się spodziewałam. Dobrze, że piszesz o takich książkach - kilka lat temu więcej czytałam literatury obozowej - mam jednak nadzieję, że w tym roku uda mi się poznać kilka tytułów.
OdpowiedzUsuńTytuł został dobrany niezbyt fortunnie, bo czytelnik może podejrzewać, że w powieści znajdzie opisy przyjemnego spędzania czasu, miłych wakacji, sielanki. A tu okrutne opisy i akcja taka, że się płakać chce...
UsuńTo, co wydaje mi się tu szczególnie ciekawe, to fakt, że historia obozów koncentracyjnych zostaje pokazana przez losy kobiet - a mam wrażenie, że jest to dość rzadkie w literaturze, gdzieś ta "kobieta w obozie koncentracyjnym" umyka na dalszy plan... Więc choćby z tego powodu chciałabym kiedyś po tę książkę sięgnąć. Inna rzecz, że musiałabym być w odpowiednim stanie psychicznym, by wytrzymać taką historię...
OdpowiedzUsuńTwoja uwaga, że kobieta w obozie koncentracyjnym umyka na dalszy plan, jest nadzwyczaj trafna! Kiedy sięgam myślą wstecz, widzę, że większość książek obozowych, z jakimi się spotkałam, przedstawia więźniów rodzaju męskiego. Książki obozowe o więźniarkach-kobietach to: Wspomnienia oświęcimskie Antoniny Piątkowskiej, Dymy nad Birkenau Szmaglewskiej, Z otchłani Zofii Kossak, Nadzieja umiera ostatnia Haliny Birenbaum... Więcej sobie na razie nie przypominam. A książki pokazujące mężczyzn w obozie mogłabym wyliczać długo.
UsuńBardzo Cię zachęcam do sięgnięcia po Wakacje nad Adriatykiem. Warto :-)
Dodałbym Przeżyłam Oświęcim Żywulskiej, Niebo bez ptaków Brzosko-Mędryk, i co najmniej jeszcze dwie książki Szmaglewskiej.
UsuńDzięki za podanie tytułów. Kobiety chyba częściej pisały o ukrywaniu się i o próbach przeżycia poza drutami. Teraz zaczęłam czytać "Lubię żyć" Szelestowskiej Marii. Jeśli nie czytałeś, bardzo polecam. Jest tam niesamowity fragment o tym, jak autorka zarabiała na utrzymanie za pomocą... wszy.
UsuńNie znam, dzięki. Motyw karmicielek wszy pojawia się w różnych książkach i w filmie Tragarz puchu.
UsuńWidzę, że niczym Cię nie można zaskoczyć :)
UsuńCzasem można :)
UsuńAle to raczej byłoby trudne :)
UsuńMnie wiele rzeczy w takich książkach zaskakuje. A jeśli chodzi o książkę Szelestowkiej, zaskoczyła mnie też informacja, że autorka dwa razy w miesiącu oddawała krew do Ośrodka Krwiodawstwa i otrzymywała za to tyle pieniędzy, że starczało jej na opłacenie wynajmowanego pokoju i kupienie żywności. Albo pani Szelestowska trochę kłamie, albo w czasach wojny płacili bardzo dużo za krew. Dzisiaj to chyba dają tylko tabliczkę czekolady...
Kiedyś i u nas było ponoć płatne krwiodawstwo. Ale faktycznie trudno uwierzyć, że można się było z tego utrzymać. Natomiast karmienie wszy ponoć było dochodowe, a na dodatek zapewniało "mocne papiery".
UsuńZa karmienie wszy dostawała mniej więcej tyle samo pieniędzy co za oddawanie krwi oraz dużo jajek. W zamian musiała przychodzić dwa razy dziennie do ośrodka i pozwalać, by na pół godziny przywiązywano do jej rąk lub nóg dziesięć pudełek z wszami. Potem miała na skórze obrzydliwe czerwone placki i przez to o mało nie rozpadł się jej związek z ukochanym.
UsuńBrr, w jakiej desperacji trzeba być, by zdecydować się na tak ohydny sposób zarabiania...
Pecunia non olet, a nocna przepustka rzecz pożądana, szczególnie jeśli się miało związki z konspiracją.
UsuńOtóż to. Za pomocą różnych takich spraw tej Żydówce udało się przeżyć.
UsuńPani Szelestowska ujmuje mnie tym, że nie psioczy na Polaków, nie zapomina napisać o tym, że Polakom groziła śmierć za pomaganie Żydom.
A kiedy pisała wspomnienia?
UsuńPisała je będąc już starszą panią. Książka wydana została w roku 2000. Wydanie pierwsze.
UsuńTo ciekawe, bo moja prywatna teoria mówi, że im później spisane wspomnienia, tym więcej w nich wzmianek niechętnych Polakom, tak jakby pamiętano głównie złe rzeczy. Bez wątpienia i takie się zdarzały, ale równowaga bywa zachwiana.
UsuńWspomnienia niektórych Żydów są tak niesprawiedliwe, że nie da się czytać...
UsuńA w tej książce jest zaskakująco dużo dobrych wzmianek o Polakach. Autorka sprawiedliwie twierdzi, że w każdym narodzie są ludzie szlachetni i ludzie podli i nie ma podstaw, by mówić, że w Polsce tych podłych jest więcej niż gdziekolwiek indziej. Polacy pomagali jej rodzinie i ona o tym nie zapomniała.
Na aż takie się nie natknąłem, a może po prostu mam inaczej umieszczoną poprzeczkę "niesprawiedliwości". Antysemityzm był faktem.
UsuńAntysemityzm był faktem, owszem, ale i pomaganie Żydom było faktem. Czy Żydzi by przetrwali bez pomocy Polaków? Chyba nie.
UsuńCi, którzy przetrwali dzięki Polakom w większości nie mają problemów, żeby to przyznać, zresztą lista Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata dobitnie o tym świadczy. A między tymi, którzy pomagali, a tymi, którzy wydawali Niemcom leży jeszcze dużo szersza grupa obojętnych. Obraz nie jest czarno-biały, i nie wszystkie tony szarości zostały z niego wydobyte. Uproszczenia nie są dobre.
UsuńZgadzam się z Tobą całkowicie. Tylko nie jestem pewna, jak osądzić tych obojętnych. W końcu mieli dużo do stracenia i nie każdego stać na bohaterstwo.
UsuńNie chodzi mi o osądzanie kogokolwiek, ale raczej o opisanie zjawiska, jego skali i przejawów. Zresztą nie ma się co czepiać szarych mas, skoro nawet władze podziemne w części ulegały rozmaitym stereotypom. Sytuacja bardziej złożona, niż się nam wydaje. Dobrze, że ruszyły badania, szkoda tylko że tak późno.
UsuńIstotnie szkoda, że tak późno i że większość osób nie potrafi spokojnie rozmawiać o tych sprawach.
UsuńTo właśnie skutek utrzymywania przez dziesięciolecia fałszywych wersji przeszłości.
UsuńAle też skłonności większości ludzi do odrzucania tego, co przykre i co stawia nas w złym świetle.
UsuńTo też.
UsuńAno właśnie :)
OdpowiedzUsuńPS. Swoim pierwszym komentarzem przypomniałeś mi, że od bardzo dawna leży u mnie niedoczytana Szmaglewska. Muszę wreszcie skończyć "Niewinnych w Norymberdze" :)
Ja mam doczytanych do połowy i jakoś mi nie idzie. Fraza mi nie pasuje, jakiś dziwny styl jest w tej książce.
UsuńJa już nawet nie pamiętam, co mi nie pasowało... O wiele lepiej czytało mi się zbiorek opowiadań pt. "Dwoje smutnych ludzi", choć niektóre opowiadania były napisane w nieco nudny sposób.
UsuńTego nie znam, ale dość mi się podobał Krzyk wiatru.
UsuńA ja z kolei "Krzyku wiatru" nie znam, będę musiała nadrobić, bo mam słabość do Szmaglewskiej :)
UsuńW "Dwojgu smutnych ludziach" też poruszyła tematykę wojenną. Niektóre opowiadania są poruszające, inne takie sobie i nieco przydługie.