„Kartka miłości”, ósma część cyklu Rougon-Macquartowie, to dosyć nietypowa książka w dorobku Emila Zoli. Nie ma w niej naturalistycznych opisów nędzy i brudu, autor nie poruszył spraw społecznych, poza tym bardzo wiele miejsca poświęcił opisom uczuć dziecka. Jedenastoletnia Joasia jest – obok swojej matki Heleny - najważniejszą postacią powieści.
Po śmierci męża pani Helena Grandjean wraz z córeczką przyjechała do Paryża. Żyła jak pustelnica, nie widując nikogo oprócz księdza i jego poczciwego brata, pana Rimbaud, dopóki nie poznała doktora Deberle. Wówczas owładnęła nią namiętność i wbrew sobie zaczęła bywać w domu doktora, spotykać się z jego żoną Juliettą i uczestniczyć w hałaśliwych spotkaniach towarzyskich. Kiedy Joasia zaczynała chorować – a chorowała bardzo często – Helena znowu stawała się oddaną matką i przesiadywała przy łóżeczku dziecka.
Joasia to dziwna dziewczynka. Przewrażliwiona, przesadnie zazdrosna, nerwowa. Widać, że brakuje jej towarzystwa rówieśników. Czas spędza albo przy matce, albo bawiąc się sama ze sobą. Podczas zabaw mówi sama do siebie, tańczy – i nie skarży się na nudę. Kiedy wpadnie w gniew, dostaje gorączki i ataków nerwowych. Matka pozwala Joasi na kaprysy, na okazywanie gościom nieuprzejmości, na wtrącanie się w życie dorosłych. Nigdy jej nie karci, bo ma świadomość, że córka najprawdopodobniej wkrótce umrze.
Obok głównych bohaterów w powieści pojawia się szereg świetnie zarysowanych postaci drugoplanowych, takich jak zblazowana żona doktora, zakochana służąca, natrętna żebraczka, poczciwy pan Rimbaud. Ciekawą postacią jest ksiądz. Namawia on Helenę, by przyjęła oświadczyny jego brata, pana Rimbaud, choć wie o jej namiętnej miłości do doktora. O dewotkach mówi tak: Te kobiety, które zdają się tak żarliwie szukać Boga, to tylko biedne, dręczone namiętnością istoty. To tylko mężczyznę uwielbiają one w naszych kościołach*.
Akcja „Kartki miłości” rozgrywa się w latach 1854-1855. W książce znajduje się kilka opisów Paryża i pięknego ogrodu państwa Deberle. Większość scen toczy się albo w tym ogrodzie, albo w pokoju chorej Joasi. Jest też długie sprawozdanie z dziecięcego balu. Zola zaskoczył mnie informacją, że w tamtych czasach matka nie mogła odprowadzić na cmentarz trumny z ciałem własnego dziecka. Jeśli upierała się, że pójdzie na pogrzeb, krytykowano jej zachowanie.
Powieść bardzo przypadła mi do gustu. Zola w ciekawy i przekonujący sposób ukazał rozdarcie bohaterki pomiędzy miłością do dziecka a pragnieniem spotykania się z kochankiem. Namiętna miłość, jaka spada na Helenę, jest gwałtowna i niespodziewana jak wiosenna burza. Pod jej wpływem ta spokojna dotychczas kobieta zachowuje się tak, jakby straciła rozsądek. Jednak najbardziej wzruszające są te sceny, które przedstawiają Helenę czuwającą przy chorym dziecku.
Moja ocena: 5/6.
---
Emil Zola, „Kartka miłości” („Une page d'amour”), przeł. Katarzyna Witwicka i Leszek K. Radzikowski, PIW, 1961, str. 180.
Jakiś czas temu kupiłam sobie ,,Kartkę miłości" i ,,Germinal". Najpierw przeczytałam drugą z nich i byłam nią co najmniej zachwycona. ,,Kartki miłości" trochę się bałam, ponieważ nie jest to typowa ,,książka zolowska" i nie wiedziałam, czego właściwie mam od niej wymagać. Cieszę się, że Ty się na niej nie zawiodłaś, to dobry znak.
OdpowiedzUsuńNawiasem mówiąc, chciałabym zgromadzić na półce i przeczytać wszystkie części cyklu Rougon-Macquartowie, koniecznie w wydaniu PIW-u!
Ja też bałam się sięgać po "Kartkę miłości", bo słyszałam, że to słabsza powieść Zoli i "inna". Jednak okazało się, że historia chorej dziewczynki i jej matki bardzo mnie zaciekawiła i wzruszyła :)
UsuńTeż marzę o przeczytaniu wszystkich części cyklu. Na razie przeczytałam sześć części. Najmniej podobały mi się "Nana" i "Zdobycz", a najbardziej "Germinal" i "W matni" - te dwie książki napisane zostały w sposób mistrzowski.
Mimo tych wszystkich braków, charakterystycznych dla Zoli, wypunktowanych w pierwszym akapicie, ogromnie jestem ciekaw tej lektury. Bardzo lubię literaturę francuską, a Zolę cenię sobie ogromnie za jego "Rzym". Cały czas, chociaż na razie bezskutecznie, staram się upolować "Lourdes" - ta książką, którą zresztą kiedyś już recenzowałaś, ogromnie mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuń"Rzym" jeszcze przede mną. Wiem, że to będzie prawdziwa uczta literacka :)
Usuń"Kartka miłości" odróżnia się od innych powieści Zoli także tym, że autor nie szydzi w niej ze swoich postaci. Większość bohaterów można polubić.
Mało znam Zolę.
OdpowiedzUsuńI nie wiem czy tak już nie zostanie.
Natanno, oby tak nie zostało :)
UsuńZola to wspaniały pisarz, wielu blogerów i blogerek bardzo go ceni. Jego powieści przeważnie są długie, rozbudowane, przyjemnie staroświeckie. Szczerze polecam!
Zgadzam się, ale mam tak mało czasu. Myślę wrócić do Nany i Germinala, gdyż Wszystko dla pań czytałam dwa razy.
UsuńA więc jednak dosyć dobrze znasz Zolę! Bo trzy przeczytane powieści, w tym jedna dwa razy, to niemało :)
UsuńNany nie umiałam polubić. Ależ mnie ta osoba drażniła!
Ja już mam z tymi powieściami problem tego typu, że wiem, że przeczytałam, ale ponieważ to było dawno temu to tylko fabułę pamiętam, mniej więcej.
UsuńTylko Wszystko dla pań, które bardzo lubię powtórzyłam nie tak dawno.
"Wszystko dla pań" to podobno jedna z najlepszych książek Zoli :)
UsuńKartkę miłości przeczytałam bez ekstazy, ale i bez wstrętu. Podobała mi się postać Heleny, choć czasami śmieszyło i irytowało jej zachowanie. Natomiast z powodu pięknego języka i opisów miasta podwyższyłam ocenę. To rzeczywiście powieść inna niż te do jakich przyzwyczaił nas Zola. Może bardziej spodoba się osobom, które nie gustują w naturalizmie, czy społecznikowskim nurcie pisarza. Twój wpis przypomina mi, że czas wrócić do Zoli.
OdpowiedzUsuńCzas wrócić do Zoli - właśnie! Zaplanowałam, że na wakacyjny wyjazd wezmę ze sobą którąś z opasłych powieści Zoli :)
UsuńOpisy Paryża były piękne. Urzekły mnie też opisy ogrodu. Znużył mnie natomiast opis dziecięcego balu. Ładny, ale nieco za długi.
Helena w kontaktach z państwem Deberle istotnie czasami zachowywała się irracjonalnie :)
Gdy widzę nazwisko tego autora długo zachęcać do lektury mnie nie trzeba. Biorę w ciemno.
OdpowiedzUsuńJa tak samo :) Z tym, że niektóre tomy odstraszają mnie swoją objętością. Po te najgrubsze boję się sięgać.
UsuńMimo, że znam autora, potrafię powiedzieć co napisał, to przyznaję się, że słabo znam jego twórczość. Zawsze odkładałam na później, ale należy to w końcu zmienić :)
OdpowiedzUsuńNie wszystkim Zola przypadnie do gustu, ale myślę, że warto sięgnąć po którąś z jego książek i sprawdzić :)
Usuń"Kartkę miłości" czytałam jeszcze na studiach i mam nadzieję powtórzyć tę lekturę, kiedy wreszcie dojdę do tomu ósmego. Na razie u mnie zolowa stagnacja. Nie masz ochoty przyłączyć się do nas: http://czytamyzole.blogspot.de/
OdpowiedzUsuńPowoli czytam ten cykl, ale nie przestrzegam kolejności tomów. Na razie przeczytałam następujące książki Zoli: Lourdes, Zdobycz, Kartka miłości, Nana, Kuchenne schody, W matni.
UsuńTe trzy ostatnie przeczytałam już o wiele wcześniej, ale brakuje czasu na ich opisanie.
Przyłączę się, czemu by nie :) Tym bardziej, że wkrótce sięgnę po nieznane mi części cyklu.
Nie znam jeszcze Zoli, ale to oczywiście kwestia czasu ;).
OdpowiedzUsuńWarto poznać tego pisarza :)
UsuńWstyd przyznać, ale nie czytałam nic Zoli. Może w wakacje uda mi się nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńWarto. Zachęcam :)
UsuńCzytałam bardzo dawno "Germinal". Warto byłoby przypomnieć sobie twórczość Zoli. Lubię kiedy autor wkłada dużo serca w wykreowanie swoich postaci nie tylko tych pierwszoplanowych, ale i drugoplanowych. Takie powieści to skarby:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą :)
Usuń