29.01.2023

„Szachy pod wulkanem” Håkan Nesser

Lubię Håkana Nessera, ale już dawno zauważyłam, że jest autorem nierównym, mającym w swoim dorobku zarówno książki bardzo dobre, jak i słabsze. „Szachy pod wulkanem”, stanowiące siódmą część cyklu o komisarzu Barbarottim, należą niestety do tej drugiej grupy. Intryga kryminalna nie zachwyca, śledztwo toczy się z przesadną powolnością, żadna z postaci nie fascynuje, a sam Barbarotti sprawia wrażenie zwariowanego i nieefektywnego. Kiedy na przykład pewna kobieta prosi o odnalezienie ojca, komisarz, nie mając pomysłu, jak jej pomóc, zaczyna się na komendzie, w obecności tej kobiety, modlić. Na domiar złego „Szachy” są mocno wtórne. Nesser po raz enty wplata w fabułę teksty napisane przez osoby zamieszane w śledztwo, każe policjantom filozofować o punkcie Borkmanna i żałować, że sprawa morderstwa została wyjaśniona, a nie odłożona ad acta, wykorzystuje też wiele innych elementów ze swojej wcześniejszej twórczości, lecz nie wymienię ich z obawy, by niechcący nie naprowadzić kogoś na trop zakończenia. Nawet motyw zbrodni i postać mordercy wydały mi się podobne do tych z innej książki Nessera. 

Akcja zaczyna się następująco: pisarz o inicjałach JLF czuje frustrację, bo pewna czytelniczka publicznie zadaje mu niewygodne pytania i sugeruje, że dokonał morderstwa, które potem opisał w powieści. To jeszcze nie koniec zmartwień bohatera: musi on szybko dostarczyć do wydawnictwa nowy utwór, tymczasem nie ma pomysłu na fabułę. W końcu zaczyna wykorzystywać wydarzenia ze swojego życia i tworzyć coś w rodzaju zamaskowanej autobiografii. Kiedy policjanci otrzymają zgłoszenie o jego zaginięciu, podczas czytania tych zapisków będą mieli wielki problem z oddzieleniem faktów od fikcji.

Śledztwo, jak to często bywa u Nessera, toczy się anemicznie, a wkrótce staje w miejscu. Próbując je pociągnąć, Barbarotti zwraca się o pomoc do niebios, lecz nawet modły nie pomagają w sytuacji, kiedy detektyw jest gnuśny i mało pomysłowy. Nie przychodzi mu do głowy, by sprawdzić, gdzie i kiedy logowały się telefony zaginionych osób. Nie sprawdza, czy w hotelu, w którym mogło dojść do porwania, są zainstalowane kamery. Rozmawiając z uczestniczkami spotkania autorskiego, na które prawdopodobnie przyszedł też morderca,  nie pyta, czy zachowały się nagrania z tego wieczoru. Gdy starsze panie wspominają o zdjęciach, jest bardzo wdzięczny i zdumiony. Tylko dlaczego sam nie wpadł na taki pomysł?

Niebawem pojawia się kolejna przeszkoda w śledztwie, a mianowicie wybucha pandemia koronawirusa. Nikt już nie ma serca do szukania pisarzy, ich zaginięcie „to informacja równie ważna jak rozegranie partii szachów pod wybuchającym wulkanem”. Nikt nie naciska policji, by szybciej i efektywniej pracowała, w końcu nawet nie jest pewne, że doszło do zbrodni – nie znaleziono ciał, a jedna z rzekomych ofiar już kiedyś udawała zaginioną, by wywołać szum wokół własnej osoby. Wprawdzie obiecała córce, że tego więcej nie zrobi, ale czy takiemu komuś można wierzyć?...

Ponieważ wielu bohaterów związanych jest ze środowiskiem literackim, siłą rzeczy padają w tej książce różne uwagi o pisaniu i czytaniu, raczej pesymistyczne, które można podsumować zdaniem: coraz mniej osób czyta, a poezji to już w ogóle nikt. Ciekawa rzecz, że wszyscy autorzy z „Szachów pod wulkanem” są zadufani w sobie i antypatyczni. Jeden na przykład lubuje się w pisaniu miażdżących recenzji i oficjalnie gardzi kryminałami, potajemnie zaś sam je tworzy, drugi skrywa jakieś mroczne tajemnice dotyczące zaginięcia swojej żony.

Z miernością fabuły dobrze koresponduje jej polskie tłumaczenie, kłujące w oczy błędami i pomyłkami. Oto kilka przykładów: „jedna z tych moli książkowych”, „większość ludzi posiadło tę umiejętność”, „co najmniej dwie osoby, pisarz i czytelnik, nigdy się nie odnalazło”, „jedna lub więcej osób chcą go skrzywdzić”, „spłukał wodę”. Pisarz jest przez tłumaczkę nazwany „sprawcą powieści”, liczba mylona z cyfrą. Jeden z bohaterów usłyszawszy, że dostanie zaliczkę w wysokości pół miliona, cieszy się, że „będzie miał na koncie pięćset tysięcy nowiutkich banknotów”...

Na plus liczę Nesserowi poczucie humoru oraz ten fragment, w którym jedna z postaci nazywa polski rząd „dupkami”.

Moja ocena: 3/6.

Fragment Szachów pod wulkanem

Źródło cytatów: Håkan Nesser, „Szachy pod wulkanem”, przeł. Iwona Jędrzejewska, Czarna Owca, 2022

6 komentarzy:

  1. Jeszcze nie miałam okazji poznać twórczości tego autora i wolałabym sięgnąć po coś lepszego. Szkoda, że sama książka i tłumaczenie pozostawiają wiele do życzenia.


    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię Nessera i w sumie tylko dwie jego powieści nie przypadły mi do gustu – „Nieszczelna sieć” oraz właśnie „Szachy pod wulkanem”, które są bardzo wtórne w stosunku do poprzednich książek. :)

      Usuń
  2. Ta książka jeszcze przede mną, ale i tak mi się spodoba. Mam do Nessera słabość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam. :) I żałuję, że większość jego książek już przeczytałam.

      Usuń
  3. Podoba mi się tytuł tej książki, ale po recenzji mam wrażenie, że bym przez nią nie przebrnęła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej sama sprawdź. :) Ja bardzo lubię Nessera, ale ta powieść jest moim zdaniem zbyt wtórna.

      Usuń