„Miłość na marginesie” Yoko Ogawy zaczyna się od opisu spotkania osób, które do niedawna miały problemy ze słuchem. Wśród nich znajduje się i narratorka. Ni stąd, ni zowąd zaczęła ona słyszeć muzykę wygrywaną przez nieistniejący flet. Doszło do tego, że wszystkie dźwięki budziły w niej niepokój, bo nie wiedziała, czy są prawdziwe, czy też nie. Szukała ciszy, mogła mówić jedynie szeptem. Lekarze nie znaleźli żadnej fizycznej przyczyny tych anomalii, może więc była to choroba psychosomatyczna wywołana przez jakąś traumę? Przecież zaledwie dzień przed pojawieniem się omamów bohaterkę porzucił mąż. Jednak ona nie chce i nie umie uwierzyć w tak proste wyjaśnienie. Przypomina sobie, że już wcześniej interesowała się sprawami związanymi ze słuchem. Z odbytej w dzieciństwie wycieczki do muzeum najlepiej zapamiętała starodawny aparat słuchowy. A kiedy stawała przed lustrem, lubiła obserwować swoje uszy, te różne wgłębienia i wypukłości, których nazw nawet nie znała. „Miałam wielką ochotę przyjrzeć się im z bliska. Położyć na dłoni. Nie wiem dlaczego”[1]. Czyżby już wtedy przeczuwała, że będzie mieć problemy z tym organem?
Wkrótce do tej fascynacji dochodzi kolejna. Narratorka nie może powstrzymać się przed zerkaniem na pana Y, stenografa, który nie tylko szybko i sprawnie utrwala jej wypowiedzi, ale ma też niezwykle piękne palce. „Byłam szczęśliwa, że człowiek prawie wszystko robi dłońmi. A nie otwiera wino na przykład nosem. Miałam dzięki temu mnóstwo okazji, żeby nacieszyć się widokiem palców Y”[2]. Stenograf ze spokojem przyjmuje te jej fascynacje, jest taktowny, cierpliwy, zawsze gotów do zapisywania wspomnień. Rozmowy tych dwojga niekiedy brzmią dość dziwnie. Y na przykład tłumaczy: „Twoje uszy wcale nie są chore. Po prostu mają swój świat. W tym świecie są krajobrazy, rośliny, instrumenty, potrawy, czas i wspomnienie stworzone tylko dla nich”[3]. Innym razem narratorka wyznaje, że nie może zasnąć, jeśli widzi w pobliżu jego palce.
Bohaterka tej powieści sprawia wrażenie przeniesionej z innych czasów. Nie interesuje się gromadzeniem dóbr materialnych ani robieniem kariery, jest cicha, spokojna i z racji tych cech skazana na egzystencję gdzieś na obrzeżach społeczeństwa. Do tej pory, a ma już dwadzieścia cztery lata, nigdy nie pracowała, wystarczała jej rola żony. Po odejściu męża zostaje całkiem sama, bez przyjaciół, bez rodziny; z dawnych znajomych jedynie trzynastoletni Hiro ma chęć ją odwiedzać. Dziewczyna nie rozpacza nad swoją sytuacją, nie snuje planów, jak odzyskać męża lub jak się na nim zemścić. Sprawia wrażenie pogodzonej ze wszystkim. Teraz, wracając do zdrowia, coraz więcej czasu przeznacza na wspomnienia, a najbardziej interesuje ją okres, kiedy miała trzynaście lat. To wtedy wybrała się do muzeum, wtedy przebywała w towarzystwie swojego pierwszego chłopca...
Powieść, podobnie jak jej narratorka, jest powolna, cicha i łagodna. Dialogi niekiedy brzmią zbyt książkowo, ale z drugiej strony są tu bardzo piękne sceny, poza tym bohaterka porusza się w świecie, który Ogawa potrafi niepostrzeżenie zmieniać z realnego w odrealniony, oniryczny, przepojony jakąś urzekającą dziwnością. Autorka podkreśla, jak ważne dla człowieka są wspomnienia, ponadto pokazuje, jak fascynujące mogą być ludzkie palce bądź uszy. Na narząd słuchu zazwyczaj nie zwracamy uwagi, tymczasem „ucho i psychika pozostają w bardzo głębokim związku, jak matka z dzieckiem. Czasami ucho jest jak przygarnięta sierota, trzeba dużo serca i cierpliwości, żeby je zrozumieć”[4].
[1] Yoko Ogawa, „Miłość na marginesie”, przeł. Anna Horikoshi, WAB, 2011, s. 19.
[2] Tamże, s. 118.
[3] Tamże, s. 122.
[4] Tamże, s. 147.
Widzę, że to jest jedna z tych wyciszonych, onirycznych książek, które mogą albo oczarować albo znudzić swoją dziwnością. :)
OdpowiedzUsuńO właśnie, bardzo dobrze to ujęłaś. :) Mnie bardzo pociąga dziwność w wydaniu Ogawy. Jest to jedna z moich ulubionych autorek. Czytałam jeszcze dwie jej książki, „Grobową ciszę, żałobny zgiełk” oraz „Muzeum ciszy”, i one bardziej przypadły mi do gustu niż „Miłość na marginesie”.
UsuńJa mam podobnie jak Koczowniczka, tzn. lubię i cenię prozę Ogawy. Owa dziwność, oniryczność, ale i błogość, subtelność, delikatność, jakimi operuje Japonka działają na mnie bardzo wyciszająco i kojąco. "Miłość na marginesie" była moją pierwszą książką tej autorki, jaką przeczytałem i z racji tego specyficznego stylu, miałem silne skojarzenia z prozą japońskiego noblisty, Yasunariego Kawabaty.
UsuńA ja najpierw, lata temu, sięgnęłam po „Muzeum ciszy”, w zeszłym roku po „Grobową ciszę”, a dopiero teraz po „Miłość na marginesie”. Tak, autorka ta ma bardzo specyficzny styl pisania. Niektóre sceny z jej książek są bardzo piękne. :)
UsuńNa razie nie mam w planach, chociaż jest intrygująca.
OdpowiedzUsuńRozumiem. :) A ja w najbliższych planach mam jeszcze jej „Podziemie pamięci”.
UsuńJej było "Ukochane równanie profesora" prawda? Bardzo mnie urzekła nie tylko fabułą, ale także językiem. "Grobowa cisza, żałobny zgiełk" czeka na moim czytniku, ale podejrzewam, że na tym się nie skończy, zwłaszcza, że "Miłość na marginesie" znowu brzmi jak coś co chciałabym przeczytać... ;)
OdpowiedzUsuńPrawda. :) Ja akurat „Ukochanego równania” jeszcze nie czytałam, ale na pewno po nie sięgnę. Z jej książek najbardziej podobała mi się „Grobowa cisza”. Coś pięknego.
UsuńBardzo mnie zaciekawiła ta książka. Takie powolne powieści są mi czasem potrzebne.
OdpowiedzUsuńChyba wszystkie książki Ogawy – a przynajmniej te trzy, które ja czytałam – charakteryzują się powolną akcją. Ale nie nudzą. :)
UsuńMogę się ze spokojnym sumieniem podpisać pod komentarzem Galene :)
OdpowiedzUsuńGalene bardzo dobrze to ujęła. :) Ja za dziwnościami nie przepadam, ale te w wydaniu Ogawy mnie oczarowują. Najdziwniejsza, a zarazem najpiękniejsza jest „Grobowa cisza, żałobny zgiełk”.
UsuńJest w najbliższej filii bibliotecznej, więc wypożyczę ją sobie w poniedziałek. Dziękuję za podpowiedź :)
UsuńNaprawdę? :) A to jestem bardzo ciekawa Twoich wrażeń. Ja z kolei zaopatrzyłam się w jej „Podziemie pamięci”. Z opisu wynika, że to dystopia.
UsuńKompletnie nie kojarzę twórczości tej autorki, ale z ciekowością przekonam się, czy to dla mnie czy też nie :)
OdpowiedzUsuńJest to jedna z ciekawszych japońskich autorek, więc myślę, że warto zajrzeć do jej książek. :) W Polsce ukazało się ich pięć: „Miłość na marginesie”, „Muzeum ciszy”, „Grobowa cisza, żałobny zgiełk”, „Ukochane równanie profesora”, „Podziemie pamięci”.
UsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce. Zaciekawiła mnie :)
OdpowiedzUsuńA więc zachęcam do przeczytania. :) Jest ciekawa i niebanalna, w żadnej innej nie natknęłam się na bohaterkę zafascynowaną uszami i ludzkimi palcami.
UsuńTak, książka jest ciekawa. :) Proszę nie zamieszczać linków do swego bloga, bo ja uważam takie komentarze za spam.
OdpowiedzUsuńO proszę, idealny timing Twojej recenzji - właśnie przeczytałem "Grobową ciszę..." i jestem zauroczony tą książką. Mam niepohamowany apetyt na więcej Ogawy; zacznę chyba jednak od "Muzeum ciszy" i "Ukochanego równania profesora", a potem przejdę do "Miłości na marginesie". Dzięki za ciekawą recenzję, Milczenie Liter pozdrawia :)
OdpowiedzUsuńCzyli mamy podobne wrażenia. :) „Grobowa cisza” jest przepiękna. A ja akurat zaczęłam czytać „Podziemie pamięci” i odniosłam wrażenie, że to książka inna od pozostałych tej autorki, bo akcja dzieje się na jakiejś dziwnej, odizolowanej od świata wyspie, na której panuje terror, a mieszkańcy mają kłopoty z pamięcią.
UsuńBrzmi naprawdę ciekawie. Lubię literaturę azjatycką. Może sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńOgawa jest bardzo dobrą autorką, ma wielu fanów i ja też do nich należę. :)
Usuń