31.01.2023

„Dom dla Doma” Wiktoria Amelina

„Dom dla Doma” Wiktorii Ameliny to powieść średniej grubości, wyróżniająca się tym, że narratorem jest... pies. A dokładniej mówiąc, ukraiński jamnik urodzony w roku 1991 i zmarły w 2005 (tak, tak, narracja prowadzona nie tylko z perspektywy zwierzęcia, ale dodatkowo „zza grobu”, czyli z perspektywy zwierzęcia już nieżyjącego). Część osób z góry odrzuci tę książkę, podejrzewając, że jest infantylna, że autorka zniekształca sposób postrzegania świata przez psa. Cóż, rzeczywiście trochę zniekształca. Wykreowany przez nią Domik bardziej interesuje się sprawami ludzkimi niż psimi, zna się na historii, snuje różne mądre refleksje. Ale powieści absolutnie nie można nazwać infantylną. 

Główny bohater przychodzi na świat w Nowersku, ale ponieważ nie nadaje się na psa myśliwskiego, zostaje oddany mieszkającej we Lwowie rodzinie Ciłyków. W skład tej rodziny wchodzi sześć osób: emerytowany pułkownik, jego żona, dwie córki: Tamara oraz Ola, oraz dwie wnuczki: Marusia i Masza. Pułkownik, w przeciwieństwie do swej otyłej żony, która nigdy nie opuszcza kamienicy, wychodzi dość często. Szczególnie upodobał sobie jeżdżenie na działkę, oficjalnie po to, by podlewać warzywa, a w rzeczywistości ukrywa na niej coś niezwykłego. Towarzyszyć mu może tylko niewidoma Marusia oraz Domik, czyli ci członkowie rodziny, którzy nie potrafią zobaczyć jego tajemnicy bądź o niej opowiedzieć. Ola i Tamara to samotne matki, które wyfrunąwszy z rodzinnego gniazdka, po kilku latach powróciły wraz ze swoimi dziećmi. Ola jest nauczycielką historii, Tamara zaś w żadnej pracy nie potrafi długo wytrzymać, jest wyniosła i kapryśna, podobnie jak jej córka Masza.

Ciłykowie nie interesują się swoim pochodzeniem, nie dociekają, gdzie był wysyłany dziadek, kiedy jeszcze służył w armii radzieckiej. Wolą myśleć, że nie robił nic złego, a jeśli nawet, to przecież „Winien jest ten, kto wydaje rozkaz”[1]. Kiedyś powodziło im się o wiele lepiej, teraz z trudem wiążą koniec z końcem. Nie stać ich ani na zapłacenie za operację okulistyczną, ani nawet na mięso dla Domika. Jeśli trafia im się okazja do dodatkowego zarobku, nie umieją z niej skorzystać. A tak się składa, że do ich drzwi co jakiś czas pukają cudzoziemcy, proponując pieniądze w zamian za możliwość obejrzenia wnętrza. Właścicielom Domika, mieszkającym przy ulicy Łepkiego (dawniej Brajerowskiej) pod numerem czwartym, nie mieści się w głowach, że to właśnie tutaj dorastał sławny polski pisarz!

Wszyscy z tej rodziny z wyjątkiem Marusi urodzili się i wychowywali w różnych miasteczkach wojskowych na terenie ZSRR oraz Polski i Niemiec, nic więc dziwnego, że nie umieją się przyzwyczaić do Lwowa. Babcia nie czuje więzi ani z miastem, ani nawet z Ukrainą, bo w wyniku licznych przeprowadzek zatraciła poczucie narodowości. Mówi tylko po rosyjsku, lecz za Rosjankę też się nie uważa, bo nie zna rosyjskiego folkloru. Bohaterom Lwów wydaje się zbyt prowincjonalny, brzydki, zaśmiecony. Nie ma tu rzeki ani jeziora, „nawet woda w kranach jest tylko w określonych godzinach”[2]. Jedynie niewidoma Marusia lubi to miasto. Matka wmawia jej, że jest piękne, nieoszpecone przez radzieckie budowle, że na wzgórzu nadal stoi Wysoki Zamek...

Ola przez wiele lat uczy historii, po czym nagle zauważa, że nic z niej nie rozumie. Dlaczego to, czego nauczyła się za czasów ZSRR, teraz uchodzi za kłamstwo? Co jest więc prawdą, a co nie? Pogubiwszy się w wątpliwościach, co trzeba głosić dzieciom w szkole, a co ukrywać, mama Marusi nie tylko traci szacunek do historii, ale zaczyna umyślnie wprowadzać zamęt, dezinformować ludzi, dokładać swoją cegiełkę do wszechobecnego chaosu. Piesek Domik uważa, że „Historia to nauka, która obecnie rozwija się niezwykle szybko. Chyba szybciej niż fizyka jądrowa”[3].

Akcja toczy się w Nowersku, Lwowie, a chwilowo nawet w Kijowie, i obejmuje okres kilkunastu lat, poczynając od roku ogłoszenia niepodległości przez Ukrainę. Autorka opowiada o losach psa i jego właścicieli, przemycając przy okazji mnóstwo ciekawostek o nowo powstałym kraju, o przemianach po upadku ZSRR, o warunkach życia zwyczajnych ludzi, nieraz zdezorientowanych, zagubionych, bezradnych wobec problemów z tożsamością i finansami. Powieść jest może nieco przegadana, ale bardzo barwna i ciekawa, a do psiego narratora szybko się można przyzwyczaić. Może i autorka nie pokazuje wiernie, w jaki sposób pies postrzega świat, ale za to jakże celnie ukazuje stosunek ludzi do psów! Stosunek, niestety, przedmiotowy, o czym Domik uprzedza już na samym początku książki: „Opowiem też, jak doszło do tego, że ludzie mnie zabili”[4]. 

---
[1] Wiktoria Amelina, „Dom dla Doma”, przeł. Katarzyna Kotyńska, Warstwy, Wrocław 2020, s. 124.
[2] Tamże, s. 136.
[3] Tamże, s. 106.
[4] Tamże. s. 11.

23 komentarze:

  1. Raczej nie czuję z nią więzi, a okładka nie zwraca uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że okładka nie przyciąga uwagi. :) Ale książka jest ciekawa. Po jej przeczytaniu nabrałam chęci, by pojechać kiedyś do Lwowa.

      Usuń
    2. Paradoksalnie akurat tak "nienachalne" okładki zwracają moją uwagę.;) Książkę mam na własność, czeka na swoja kolej, więc cieszy mnie Twoja pozytywna opinia, Agnieszko.

      Usuń
    3. W takim razie jestem bardzo ciekawa, jak odbierzesz tego nietypowego narratora – czy taka narracja dodaje wartości książce, czy też nie? :) Jeśli chodzi o okładkę, podoba mi się ukraińska. Polska może nie rzuca się w oczy, ale za to dobrze współgra z treścią, bo klucz jest ważnym motywem tej powieści.

      Usuń
  2. Myślę, że to ciekawa lektura.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi naprawdę bardzo ciekawie! Poszukam tej książki w swojej bibliotece osiedlowej - może zostanę miło zaskoczona i książka będzie dostępna w bibliotecznych zbiorach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam do przeczytania. :) Ja poczułam się przyjemnie zaskoczona.

      Usuń
  4. Czytałam już książkę, której narratorem był kot, ale jeszcze nie miałam okazji czytać tytułu z psem jako narratorem. Okładka nie przyciąga uwagi, ale jestem lekko ciekawa losów bohaterów. Poza tym ta książka wybija się z trendu z psim bohaterem w okresie świątecznym. Musze się przejść do biblioteki.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja do tej pory z narratorem kotem, psem czy innym zwierzątkiem spotkałam się jedynie w książkach dla dzieci. :) Pomimo takiego narratora powieść nie jest infantylna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W klasyce japońskiej literatury, czyli w powieści "Jestem kotem" Sōsekiego Natsume, można znaleźć kociego narratora ;) Ale tam spełnia on podobną funkcję, jak u Ameliny, czyli jest obserwatorem ludzkiego rodzaju (jest też jego prześmiewczym krytykiem).

      Usuń
  6. Witam serdecznie ♡
    Wspaniała recenzja, książki niestety nie znam ale brzmi bardzo interesująco i myślę, że to byłaby dla mnie świetna lektura :)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam do przeczytania, bo to ciekawa powieść, a zakończenie jest wzruszające. :)

      Usuń
  7. Słyszałam już wcześniej o tej książce i myślę, że może być interesująca - pierwsze lata niepodległej Ukrainy z perspektywy zwykłych ludzi i oczywiście psa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka miesięcy temu o tej powieści pisał Ambrose. :) Trochę się jej obawiałam ze względu na nietypowego narratora, ale szybko przyzwyczaiłam się do takiej formy książki. Wiktoria Amelina bardzo dobrze pokazuje, jak wyglądało życie w niepodległej Ukrainie i jak zdezorientowani byli ludzie. Najbardziej ciekawiła mnie postać Oli – nauczycielki historii, która nie tylko straciła szacunek do tej nauki, ale na domiar złego zaczęła ją zakłamywać.

      Usuń
  8. Ja bardzo miło wspominam lekturę tej książki i cieszę się, że Tobie również przypadła do gustu. Autorka bardzo ciekawie odmalowała poradzieckie realia w młodym, ukraińskim państwie. No i ogromnie wartościowa jest figura Dużej Ba, bo wg mnie idealnie pokazuje skąd, szczególnie przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji w lutym 2022 roku, na Ukrainie było tyle sentymentu za ZSRR pośród starszego pokolenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tę ciekawą książkę sięgnęłam dzięki Twojemu poleceniu. :) Odniosłam wrażenie, że i kilka młodszych osób z chęcią przeniosłoby się w czasy ZSRR, bo wtedy żyło się im lepiej. Masza na przykład jako dziecko przebywała w Niemczech i potem nie mogła się pogodzić z tym, że trafiła do prowincjonalnego Lwowa, wolałaby mieszkać na zachodzie albo przynajmniej w Moskwie.

      Usuń
  9. Ale przywaliłaś mi między oczy ostatnim cytatem! Bardzo mnie zaciekawiła ta książka, co potwierdza fakt, że od razu wyklikałam jej tytuł na stronie miejskiej biblioteki. Szkoda, że jest tylko jedna... Ale na pewno będę miała ją na uwadze, choć kapkę się boję tego, co zrobili psiakowi.

    Czytałaś może "Wiernego Rusłana"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie czytałam. :) Piesek nie rozwodzi się nad okolicznościami swojej śmierci, pisze o tym krótko i bez szczegółów, ale i tak każdy miłośnik zwierząt będzie poruszony. Ten jamnik nie miał szczęścia: został porzucony przez swojego pierwszego pana i tęsknił za nim przez całe życie, druga rodzina nigdy nie dawała mu mięsa...

      Usuń
    2. Rusłana polecam, choć mam po nim traumę ;) Moja promotorka oparła na nim całą swoją karierę naukową i zmuszała nas do miłości ("Jak nie zachwyca, jak zachwyca"). Ale książka dobra.

      Usuń
  10. Koncept i czas, w jakim dzieje się książka, jest naprawdę interesujący, ale jednak perspektywa nie dla mnie ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. :) Opisane czasy nie były dobre, ale w porównaniu z tym, co dzieje się teraz, mogą wydawać się rajem...

      Usuń