22.01.2022

„Chorzy na miłość” Manuel Vicent


Zapragnęłam przeczytać coś z literatury hiszpańskiej, ale wybrałam źle, bardzo źle. Sięgnęłam mianowicie po „Chorych na miłość” Manuela Vicenta. Ta minipowieść okazała się nieprzyjemna, nudna, z koturnowymi dialogami i odrażającymi postaciami. Autor ewidentnie ma obsesję na punkcie seksualności i krwi, bo ciągle o nich pisze. Od czasu do czasu zamieszcza opis pięknej przyrody czy wiersz hiszpańskiego poety, po czym znowu powraca do swoich ulubionych tematów. W efekcie warstwy erotyczna i „krwawa” dominują nad psychologiczną i obyczajową.

Główni bohaterowie noszą imiona Bogdan, Ana i David. Ten pierwszy, z zawodu pianista, pochodzi z Rumunii. Przyjechawszy do Madrytu, żebrał na ulicach, dopóki Ana nie wzięła go pod opiekę. Jeszcze tego samego dnia, kiedy się poznali, w swoisty sposób okazał jej wdzięczność – otóż „Ana została od stóp do głów spryskana moczem Rumuna, który niczym drapieżca oznaczył jej ciało jako własne terytorium”[1]. Bohaterce to się spodobało i nie tylko nie protestowała, kiedy pchnął ją nożem i zaczął chłeptać krew z rany, ale poczuła rozkosz. Niemiłosiernie brudny imigrant zapragnął, by i ona mogła poczęstować się jego płynami ustrojowymi. „Sam rani się nożem i zmusza mnie, żebym piła jego krew. Kaleczy sobie ramię, udo, cokolwiek i przytrzymuje mi głowę, żebym piła z tego źródła. Jest słodka. Słodka”[2] – opowiada Ana. 

Trzeci z bohaterów, David, profesor literatury i miłośnik poezji, jest trochę normalniejszy, niemniej to straszna ciapa. „Byłem konformistą. Dlatego płomienie oświetlają teraz moją klęskę”[3] – mówi. Nigdy wcześniej nie walczył o kobietę, dopiero Ana wyzwala w nim siłę i odwagę. Ale konfrontacja z Bogdanem, który uważa, że mężczyzna powinien zachowywać się jak samiec z puszczy i toczyć bój o samicę, nie będzie łatwa. Jeśli chodzi o picie krwi, David tego nie robi, ale jednocześnie nie uważa kaleczenia partnerek za obrzydliwą zabawę  sadomasochistyczną, tylko za ofiarę składaną bogom. 

Autor nie szczędzi szczegółów dotyczących życia seksualnego tych antypatycznych bohaterów. Dowiedziałam się, jak wyglądała pierwsza wizyta Davida u prostytutki, jak zabawiał się ze śliczną pokojówką, w jakich okolicznościach Ana straciła dziewictwo, w jaki sposób David ją uwodził... Niektóre przygody tych par wydały mi się mało realistyczne. Autor twierdzi chociażby, że kiedy David podczas wizyty w burdelu wszedł do pustej łazienki, poczuł nagle na twarzy podmuch i na jego policzku pojawiła się krew, choć żadnej rany nie było. Innym razem, gdy bohaterowie leżeli sobie w lesie, podeszła do nich rodzina jeleni i to tak blisko, że Ana wyraźnie usłyszała bicie ich serc, a „wilgotny oddech łani otulił jej ciało”[4].

Gdyby przynajmniej powieść została napisana pięknym językiem! Ale nie jest. Manuel Vicent lubuje się w porównaniach i metaforach, które wzbudzają nie tyle podziw, co politowanie, a nawet śmiech, bo jak tu się nie roześmiać, kiedy się czyta, że „Ana też nie miała do tej pory okazji goszczenia w sobie mężczyzny po przejściach, który wchodził w jej ciało niczym rozbitek do spokojnej zatoki”[5], albo że David mówi do ukochanej: „Nie istnieje rzeka bardziej obfita w wodę niż twoje łono”[6]. Poza tym autor ciągle raczy czytelnika pseudomądrościami w rodzaju: „W każdym ciele bardzo głęboko kryje się zaginione miasto, które ma płynność trzewi i błyszczy fosforem kości”[7], „Im brudniej jest wokół a dusza bardziej zgnębiona, tym większym blaskiem rozbłyśnie piękno”[8], „Kobieta czuje, póki rządzi, aż w końcu składa siebie na ołtarzu poświęcenia”[9] – i tak dalej, i tak dalej. 

Moja ocena: 2/6
---
[1] Manuel Vicent, „Chorzy na miłość”, przeł. Weronika Ignas-Madej, Muza, 2005, s. 113.
[2] Tamże, s. 63.
[3] Tamże, s. 121. 
[4] Tamże, s. 81.
[5] Tamże, s. 35. 
[6] Tamże, s. 148. 
[7] Tamże, s. 151. 
[8] Tamże, s. 59.
[9] Tamże, s. 113. 

22 komentarze:

  1. Ale czad - to jest tak mizerne, że aż dobre :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterowie tej książki są chorzy, ale nie na miłość, tylko na coś innego. :)

      Usuń
  2. Coś mnie ostatnio ciągnie w rejony Ameryki Łacińskiej oraz Półwyspu Iberyjskiego, więc dziękuję za ostrzeżenie. Będę wiedzieć, że lepiej unikać tej książki, gdybym przypadkiem natknął się na nią w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że miałbyś uczucie zmarnowanego czasu. :) Ta książka została wydana w serii Salsa, czyli tej samej, w której ukazały powieści Somozy czy Cortazara, więc czytelnik może mylnie sądzić, że natrafi na coś wartościowego.

      Usuń
  3. Ależ mnie rozśmieszyły te mądrości:))Obsesja na punkcie seksualności kojarzy mi się z Alberto Moravia Podróżą do Rzymu. Jakoś nie mam szczęścia do literatury hiszpańskiej. Jedyny jak dotąd chlubny wyjątek stanowi niezwykle poetycki Srebrzynek i ja. Ale też nie każdy lubi tego typu literaturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku pierwsze spotkanie („Listy od zabójcy bez znaczenia” Somozy) wypadło bardzo dobrze, drugie niestety fatalnie. A „Srebrzynka” będę chciała przeczytać. :)

      Usuń
    2. Pamiętam twój wpis na temat Listów, rzeczywiście wydają się interesujące. Może i ja sięgnę.

      Usuń
    3. Tak, okazały się na tyle interesujące, że zachęciły mnie do sięgnięcia po kolejną powieść hiszpańską. Myślę, że mogłyby Ci się spodobać. :)

      Usuń
  4. Eeee... ja podziękuję. Miałam przy czytaniu (Twojej recenzji, nie książki) minę jak dziewczynka ze słynnego mema, gdzie siedzi zapięta w foteliku i skrzywiona patrzy w aparat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jednej ze scen opisane jest spotkanie bohatera z prostytutką. Pod łóżkiem, na którym pracowała owa prostytutka, leżało w walizce dziecko... Ta książka budzi jedynie nudę i niesmak.

      Usuń
  5. Haha, cytaty są wręcz rozczulające ;) 2/6 to i tak wysoka ocena!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było tam kilka ładnych opisów hiszpańskiej przyrody i tylko z tego powodu nie oceniłam książki na 1. :)

      Usuń
  6. Zapamiętuję, aby trzymać się z daleka od tej książki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nudna, budząca niesmak, bohaterowie dziwaczni, no i te mądrości, których autor nie skąpi czytelnikowi...

      Usuń
  7. Jak na 113 stron to sporo niepotrzebnej ohydy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim egzemplarzu stron jest 160. Ale szybko się je czyta, litery są duże, więc dlatego nazwałam tę książkę minipowieścią. :)

      „Niepotrzebna ohyda” to dobre określenie. Autor do zohydzenia czytelnika wykorzystuje nawet malutkie dzieci, żywe oraz zmarłe. Pod łóżkiem pracującej prostytutki leży w walizce jej dziecko, a na str. 45 opisane jest, jak to David, czując smutek po śmierci swojej córeczki, postanawia iść z jej zdjęciem do burdelu, bo „jeśli wejdzie tam ze zdjęciem zmarłej córki, może odnajdzie ją w walizce pod łóżkiem jakiejś prostytutki”...

      Usuń
  8. Dziękuję za ostrzeżenie. Ta seria ma z reguły dobre pozycje, warte przeczytania. Często sięgam po książki z tego cyklu. Dobrze, że ten tytuł został mi oszczędzony Współczuję ci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie zniechęcam się do tej serii, niebawem znowu sięgnę po książkę autora hiszpańskojęzycznego. :) Manuela Vicenta będę jednak omijać. A wydano u nas jeszcze dwie powieści tego pisarza – „Pieśń morza” i „Dziewczynę Matisse'a”.

      Usuń
  9. Faktycznie, dosyć marnie to wyszło. Autor ewidentnie ma jakieś problemy z własną seksualnością, jeśli przenosi je tak obsesyjnie na papier.

    pozdrawiam
    www.helpbook.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe. Musi mieć jakiś powód, że ciągle pisze o seksualności i to jeszcze takiej dziwnej, związanej z kaleczeniem drugiej osoby. :)

      Usuń
  10. Dziękuję za ostrzeżenie :)

    OdpowiedzUsuń