9.02.2022

„Stowarzyszenie Leworęcznych” Håkan Nesser


Po przeczytaniu dziesięciotomowego cyklu o policjantach z Maardam sądziłam, że już w żadnej książce nie spotkam inteligentnego, zgryźliwego Van Veeterena, ale oto Håkan Nesser opublikował „Stowarzyszenie Leworęcznych”, w którym mój ulubiony bohater znowu się pojawia. Tym razem jest już staruszkiem, lada dzień ukończy siedemdziesiąt pięć lat. Ale nie urządza imprezy z tej okazji, przeciwnie, rozpaczliwie pragnie uciec od urodzinowego zgiełku. Wraz ze swoją żoną Ulrike wyjeżdża więc z Maardam nad morze, do miejscowości dziwnym trafem leżącej blisko Oosterby, w którym kiedyś prowadził śledztwo dotyczące podpalenia pensjonatu U Molly. I dziwnym trafem akurat teraz to śledztwo zostaje wznowione, bo wypływają nowe fakty świadczące o tym, że VV obciążył winą niewłaściwą osobę, że jednak nie był nieomylny, jego słynna intuicja nie zawsze działała.

Akcja, jak to często u Nessera, toczy się na kilku planach czasowych. Pierwszy plan obejmuje okres powstawania i działania tytułowego stowarzyszenia, czyli lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte. Drugi plan to rok 1991, kiedy to byli członkowie klubu dostają zaproszenie na zjazd. Trzecia część fabuły rozgrywa się w roku 2012 i opowiada o wznowieniu śledztwa w Oosterby, a także o poczynaniach komisarza Barbarottiego, który pracuje nad pewnym morderstwem popełnionym w Szwecji. Akcja dzieje się w Oosterby, Maardam i Szwecji, a więc zarówno w kraju wymyślonym przez Nesera, jak i w istniejącym naprawdę. Autor zdecydował się na takie komplikacje przestrzenne tylko po to, by chwycić dwie sroki za ogon, czyli bohaterów dwóch swoich sztandarowych cykli umieścić w jednej powieści. I rzeczywiście w „Stowarzyszeniu Leworęcznych” sławni komisarze się spotykają – jest to jednak kontakt przelotny, nijaki.

Kilka lat temu VV był bliski śmierci, na szczęście nie odniósł żadnych trwałych obrażeń na ciele ani umyśle. Wciąż da radę prowadzić antykwariat, grać w szachy, godzinami spacerować po plaży i zaspokajać wszelkie potrzeby swojej miłej, ale wymagającej żony. Teraz Ulrike chce, by naprawiał dawne błędy i angażował się w szukanie mordercy. Sama też nie próżnuje, wszędzie jej pełno – wpycha się na zebrania policjantów, a nawet udaje policyjnego psychologa i spotyka ze świadkami, nie mówiąc już o tym, że czyta tajne dokumenty udostępnione małżonkom przez prowadzącego śledztwo komisarza Radovica. VV nazywa ją żartobliwie „panią psycholog” oraz „panią inkwizytor”. Dostrzega więc wścibstwo i inne wady żony, ale ich nie krytykuje, woli pozostawać na etapie zachwytu. „Czym sobie zasłużył na taką kobietę cud? Zadawał sobie to pytanie trzy razy dziennie i w dalszym ciągu nie znał odpowiedzi”[1].

Powieść utrzymana jest w stylu typowym dla Nessera, czyli zawiera wiele dygresji, akcja toczy się wolno, poznajemy sytuację rodzinną i przemyślenia mnóstwa bohaterów, nawet takich, którzy w ogóle nie wpływają na fabułę. I podczas gdy postać snuje „cenne” refleksje w rodzaju „Życie na ziemi to przeklęty padół płaczu, tak to wygląda”[2], podczas gdy Barbarotti prowadzi rozmowy z „Naszym Panem” lub słucha nieżyjącej żony przemawiającej do niego z nieba, wątek kryminalny leży odłogiem. 

Przeczytałam już kilkanaście książek Nessera: cały cykl o VV, „Człowieka bez psa”, „Intrigo” oraz „Półmordercę” i na ich tle „Stowarzyszenie Leworęcznych” wypada niesamowicie słabo. Jest rozwlekłe, nieprzemyślane, niedopracowane. Mamy tu do czynienia z sytuacją, że czytelnik wcześnie odgaduje, kto zabił, ale policjanci krążą jak dzieci we mgle i z niezrozumiałych powodów nie widzą tego, co oczywiste. Niewiarygodnie długo nie wpadają na trop mordercy, podczas śledztwa w roku 1991 nie odkrywają nawet, że Clara pracowała jako opiekunka pewnej dziewczynki, choć wszyscy w Oosterby o tym wiedzieli, choć Clarę przesłuchiwano i na komendzie musiały znajdować się protokoły z tych przesłuchań. Poza tym mało prawdopodobne jest, by Clara prosiła Birgitte o podszywanie się pod nią na zjeździe. Skoro przez wiele lat starannie ukrywała obrzydliwą tajemnicę, to dlaczego nagle miałaby wysyłać siostrę w miejsce, w którym będzie się o tej tajemnicy mówić? I to mówić otwarcie, bo przecież uczestnicy zjazdu będą sądzili, że Birgitte jest Clarą. Gdzie tu logika? 

Poza tym Nesser pozwolił sobie na różne pomyłki w treści. Na przykład w jednym miejscu napisał, że Ludvig „miał jakiś mały defekt, ale chodził do zwykłej szkoły”[3], a w innym, że „chodził do szkoły specjalnej”[4]. Do jakiej więc szkoły uczęszczał ten chłopiec? Kolejna sprawa: autor twierdzi, że VV i Ulrike są razem od dwudziestu lat[5]. 


Jako osoba znająca wszystkie książki o Van Veeterenie pytam: jakim cudem od dwudziestu lat? Przecież komisarz poznał swoją przyszłą żonę w roku 1995, co zostało opisane w „Kobiecie ze znamieniem”. Z kolei w „Jaskółce, kocie, róży, śmierci”, której akcja rozgrywa się w roku 2000, szwedzki autor informuje, że ta para zna się od lat pięciu, a wspólnie mieszka od pięciu miesięcy. „Stowarzyszenie Leworęcznych” to rok 2012. Jeśli od 2012 odjąć 1995, wychodzi 17. Czyli VV i Ulrike znają się od lat siedemnastu, a mieszkają razem od dwunastu. Skąd Nesser wziął te dwadzieścia lat???

---
[1] Håkan Nesser, „Stowarzyszenie Leworęcznych”, przeł. Iwona Jędrzejewska, Czarna Owca, 2020, s. 27.
[2] Tamże, s. 392.
[3] Tamże, s. 138.
[4] Tamże, s. 179.
[5] Tamże, s. 330.

26 komentarzy:

  1. Nessera poznałam niedawno i był to "Człowiek bez psa". Czy u tego autora śledztwo zazwyczaj zaczyna się dopiero po 1/4 książki?;( Bo jeśli tak, to raczej porzucę ten cykl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W książkach z cyklu o Van Veeterenie wątek kryminalny zajmuje o wiele więcej miejsca i zaczyna się o wiele wcześniej niż w „Człowieku bez psa”. W „Jaskółce”, którą uważam za jedną z najlepszych części cyklu, opis morderstwa jest już na pierwszych stronach. :) Ja na razie rezygnuję z czytania cyklu o Barbarottim, bo Barbarotti wydaje mi się jakiś dziwny: rozmawia z nieżyjącymi osobami, z „naszym Panem”...

      Usuń
    2. Właśnie - to targowanie się z Panem Bogiem średnio pasuje mi do policjanta, zwłaszcza skandynawskiego.;) Podoba mi się natomiast, że komisarz ma zdrowe podejście do związków damsko-męskich.

      Usuń
    3. On chyba miał ojca pochodzącego z Włoch, ale z tego, co pamiętam, ten ojciec nie wywarł na niego żadnego wpływu. :) Zastanawiam się, czy Van Veeteren też miał zdrowe podejście do związków damsko-męskich. Z pierwszą żoną nie żył w zgodzie, ale to raczej wina żony i ich niedopasowania. Z drugą żoną żoną tworzy długi, zgodny związek, potrafi nawet zmienić się, złagodnieć pod wpływem tej kobiety.

      Usuń
    4. Tak, ojciec był Włochem.;)
      Tu Barbarotti dopiero zacieśnia związek z jakąś panią, po kilku latach od rozwodu. Niemniej to miłe, że autor nie poszedł w schemat gliny alkoholika stroniącego od kobiet, albo tworzącego wyłącznie złe związki.;)

      Usuń
    5. Wśród policjantów z cyklu o policjantach z Maardam też nie ma alkoholików. Wprawdzie Van Veeteren podczas leczenia w szpitalu zmusza pielęgniarki, by przynosiły mu piwo, ale to nie alkoholizm, tylko kaprysy chorego. :) Ci policjanci są porządnymi ludźmi (z wyjątkiem jednego, o czym Nesser opowie w „Sprawie Ewy Moreno”), dobrymi dla swoich rodzin. Lubią czytać, rozmyślać o życiu. VV dodatkowo pasjonuje się grą w szachy i muzyką poważną. Nie jest amatorem popularnych rozrywek, i to mi się podoba.

      Usuń
  2. Uwielbiam książki tego autora, ale hmmm czasami są pewne luki logiczne, niedoliczenia, niedociągnięcia widoczne dla wiernego czytelnika :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie. :) Sięgnęłam po „Leworęcznych” nie dla intrygi kryminalnej, ale po to, by się przekonać, czy Van Veeteren jest zdrowy, sprawny i czy nadal mieszka z Ulrike, a tu taka niemiła niespodzianka – autor nie wie, od ilu lat zna się ta para... Niedobrze, kiedy pisarz nie pilnuje takich szczegółów. A w ogóle to małżeństwo wydaje mi się zbyt sielankowe, wyidealizowane. VV i Ulrike są razem od dwudziestu (?) lat, a zachowują się jak w początkowym okresie zakochania.

      Usuń
  3. Mam do tego Autora słabość. Przeczytałam większość jego książek, nawet bez jakiejkolwiek analizy. Łykam jego twórczość jak pelikan ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam do niego słabość. Trochę mnie tym razem rozczarował, ale nadal będę sięgać po jego książki. W najbliższych planach mam „Kim Novak nigdy nie wykąpała się w jeziorze Genezaret”, którą mi już dawno polecano. :)

      Usuń
    2. Ha, sam tytuł książki jest niezwykle intrygujący. Czekam z cierpliwością na recenzję i mam nadzieję, że zdradzisz nieco, jakie jest jego źródło :)

      Usuń
    3. A widzisz, ja też jestem bardzo ciekawa, kim jest Kim Novak i dlaczego nie wykąpała się w jeziorze, i dlaczego owo niewykąpanie się jest tak ważne, że aż trafiło do tytułu. Moją ciekawość wzmaga fakt, że jezioro Genezaret leży w Izraelu. :)

      Usuń
  4. Czytałam już jakiś czas temu :) mnie się podobała. A "Jedenaście dni w Berlinie" czytałaś? Nesser w zupełnie innym wydaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ale mam w planach. Do tej pory przeczytałam cały cykl o VV, „Półmordercę”, „Intrigo”, „Człowieka bez psa”, no i „Stowarzyszenie Leworęcznych”. Nesser jest dosyć płodnym autorem, niedługo ukaże się kolejna jego powieść – „Smętny szofer z Alser”. :)

      Usuń
  5. Mam za sobą serię o panu Barbarottim. Teraz namyślam się nad zapoznaniem się z przygodami Van Vaterena. Takie małżeństwo pary emerytów może bardzo dobrze funkcjonować. Popędy wygasają, nie rodzą się konflikty, związek oparty jest nie na erotyce jak to u mlodszych, lecz na prawdziwych wartościach i bliskości nieerotycznej. Związek trwa lat dwanaście albo dwadzieścia, para tego już nie rozróżnia i może to pragnął dać do zrozumienia autor?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Para bohaterów może nie orientować się, od ilu lat jest razem, autor jednak powinien to wiedzieć. :) A jeśli chodzi o popędy, Nesser daje do zrozumienia, że w życiu małżonków erotyka nadal jest obecna.

      Usuń
  6. Hmmm, nie znam jeszcze twórczości tego autora. Mam nadzieję, że będzie dostępny w mojej bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nesser jest popularnym autorem, więc myślę, że jego książki – choć może nie wszystkie – znajdą się w każdej bibliotece. :) Warto sięgnąć po jego twórczość, z tym że lepiej nie zaczynać od „Stowarzyszenia Leworęcznych”, bo osoba, która nie zetknęła się wcześniej z cyklami o VV i Barbarottim, najprawdopodobniej pogubi się w licznych postaciach.

      Usuń
  7. Raczej nie dla mnie, ale być może to autor dla mojej drugiej połówki. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nessera nie wszyscy polubią. Niektórzy narzekają na zbyt powolną akcję, innym nie podoba się rozbudowana warstwa psychologiczna, jeszcze innym, że autor lubi umieszczać akcję w fikcyjnych miejscowościach, a nawet krajach. :)

      Usuń
  8. Niestety zupełnie nie znam książek autora ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam więc do poznania Nesera. Ja czytuję jego książki od kilku lat. :)

      Usuń
  9. Kurczę niekonsekwencja i brak logiki u autora potrafi irytować i jak to się powtarza to takie coś zniechęca mnie do autora. A co do tego konkretnego pisarza to nie miałam styczności z jego twórczością i nie zapowiada się, żeby to się zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd dla autora, kiedy czytelnik zauważa takie niekonsekwencje. A nie są to jedyne wpadki Nessera – podczas pisania „Jaskółki, kota, róży, śmierci” zapomniał, w ile zębów wyposażony został człowiek, i wśród bohaterów pojawiła się kobieta mająca ich aż czterdzieści osiem. :)

      Usuń
  10. Może autorowi myli się chronologia wydarzeń jak Musierowicz? ;) Tak sobie myślę, że prędzej czy później znowu po niego sięgnę. Czytałam tylko jedną książkę i źle jej nie wspominam (pomijam, że średnio pamiętam, o czym była), więc czemu nie? Może nie akurat tę wypożyczę, ale jakąś na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej nie polecam, a już na pewno nie na początek, bo Nesser mocno przynudza, a i intryga nie jest tak przekonująca jak w innych jego książkach. :)

      Usuń