12.11.2022

„Historia bestialstwa. Chwila wolności” Jens Bjørneboe

Narrator „Historii bestialstwa” Jensa Bjørneboe jest kulawy, zarośnięty, brakuje mu trzech zębów z przodu. Wygląda niepozornie i pracę też ma nieciekawą – jest woźnym w sądzie w pewnym alpejskim miasteczku, ściera kurz z dokumentów, czyści togi – nikt więc nie przypuszcza, że ten mężczyzna ma bardzo szerokie horyzonty myślowe i ogromne plany, chce mianowicie napisać i wydać „Historię bestialstwa”. Będzie to dwunastotomowa kronika dokumentująca wszelkie okrucieństwa popełniane przez przedstawicieli naszego gatunku. Woźny uważa, że człowiek jest niesamowicie pomysłowy, jeśli chodzi o zadawanie komuś cierpienia, i każdy, nawet ten wyglądający bardzo poczciwie, lubi od czasu do czasu nasycić się czyjąś krwią.

Tworząc tę swoistą kronikę, narrator nie czuje się szczęśliwy. Świadomość, że „małe niedźwiadki” – bo właśnie tak nazywa ludzi – wyrządziły tyle podłości, zrobiły i nadal robią ze świata kloakę, wpędza go w alkoholizm i depresję, przy czym nie jest to lekka depresja, tylko bardzo silna, uniemożliwiająca mu jakiekolwiek funkcjonowanie. Opisuje ją w ten sposób: „Jest to stan absolutnego, nieprzeniknionego mroku i bólu, stan, w którym człowiek czuje się jak zamknięty pod kloszem, co sprawia, że nie dostrzega się żadnej innej żywej istoty prócz siebie. Nie zewnątrz, poza mną nie istnieje nic, i to jest piekło”[1]. Na domiar złego zaczyna mieć ogromne problemy z pamięcią – nie pamięta, jak brzmi jego prawdziwe nazwisko, jak trafił do alpejskiego miasteczka, dlaczego wyjechał ze Szwecji, w której mieszkał pod koniec wojny. Najmocniej dręczy go właśnie ta ostatnia zagadka. Próby jej wyjaśnienia sprawiają mu nieznośny ból. Najwidoczniej doszło wtedy do czegoś traumatycznego – może został upokorzony, a może wprost przeciwnie, sam kogoś skrzywdził? – i jego psychika ze wszystkich sił broni się przed tą wiedzą. „Cała moja pamięć jest niczym zniszczona, porwana sieć rybacka, jakby do sieci wpadła jakaś zbyt wielka ryba”[2] – rozpacza woźny. Mając w niej takie dziury, nie potrafi ani określić, co go ukształtowało, ani podsumować swojego życia.  

Jens Bjørneboe bardzo trafnie pokazuje, jak zagadkowa i niewdzięczna jest ludzka pamięć, która jedne wspomnienia grzebie pod tonami gruzów, inne zaś – często nieprzyjemne – utrzymuje na powierzchni, katując nimi znękanych ludzi. Bohater powieści nie może przypomnieć sobie tego, co dobre, bo na pewno zetknął się i z dobrocią ludzką, ale z przerażającą dokładnością pamięta wszystko, co złe: wojny, tortury, pedofilię. Pamięta mieszkańca południowej Europy, który kochał swą nastoletnią córkę, a mimo to bez skrupułów sprzedał bogatemu Amerykaninowi prawo do jej zgwałcenia. Pamięta historię o nadzorcy obozu koncentracyjnego, który uważał się za dobrego człowieka (bo przecież inni nadzorcy bili więźniów częściej i mocniej niż on) i po wojnie poprosił swoje byłe ofiary o paczkę żywnościową. Pamięta esesmana, który zamieszkał w Sztokholmie w środowisku uchodźców i miał czelność ubolewać nad klęską Hitlera. Pamięta mężczyznę zdejmującego skórę z żywej ryby i śmiejącego się z jej szamotaniny...

Najbardziej przerażającym, a zarazem fascynującym narodem wydają się narratorowi Niemcy. Widział, jak się cieszyli, kiedy wybuchła wojna, i jak spokornieli, kiedy Hitler poniósł klęskę. „Nigdy nie spotkałem tak ludzkich ludzi jak Niemcy wtedy, wśród ruin; spokojni, zrezygnowani ludzie”[3] – zauważa. Powojenna nędza wpłynęła na nich pozytywnie, ale niestety bardzo szybko zaczęli się dorabiać, odbijać od dna, upowszechniać „najokropniejsze kłamstwo o sobie samym, a mianowicie, że to nazizm zjadł sześć milionów Żydów (...), że Żydzi zostali zabici przez jakieś wyobrażenie, przez ideologię, a nie przez ludzi”[4]. Woźny jest przekonany, że wraz z rosnącym dobrobytem znów staną się nieludzcy i kogoś zaatakują.

Narrator „Historii bestialstwa” dzieli się z czytelnikiem swoimi inteligentnymi rozważaniami dotyczącymi przemocy, ale też wolności, dzieł malarskich, a nawet... burdeli. Interesuje go, dlaczego malarze z takim upodobaniem malowali miejsca kaźni, jak zdołali nie zwariować od widoku tych nieszczęść, dlaczego bestialstwo zawsze było dozwolone we wszystkich dziedzinach sztuki, podczas gdy o wiele mniej szkodliwą pornografię tępiono, dlaczego niemieckich zbrodniarzy wojennych stawiano przed sądem, a „inni spragnieni eksperymentów uczeni”[5], ci ze Stanów, nigdy nie zostali ukarani, choć zabili mnóstwo Japończyków. Przytacza wiele wstrząsających, a przy tym ciekawych historii, opowiada też o swoich podróżach, a był w Berlinie, Sztokholmie, Nowym Jorku, Moskwie, Florencji, Afryce, Laponii; chodził po rzymskich katakumbach, po polach bitewnych pod Verdun i po wielu, wielu innych miejscach. 

Powieść ma formę na pozór nieuporządkowaną, narrator wciąż przeskakuje z tematu na temat, do niektórych powraca, inne zaś porzuca na zawsze. O swoim życiu opowiada w sposób fragmentaryczny i niechronologiczny, czyli tak, jak by to robił ktoś mający problemy z pamięcią i koncentracją. Charakterystyczne dla tego pogrążonego w depresji narratora jest też przedstawianie rzeczywistości wyłącznie w czarnych barwach, a także przekonanie, że człowiek jest „w stanie uczynić wszystko przeciwko swoim bliźnim”[6]. Z tych względów „Historia bestialstwa” jest ciekawa, ale jednocześnie przerażająca i o wiele bardziej ponura od „Rekinów”. Z każdą przewracaną stroną czytelnik coraz wyraźniej widzi, na jak ohydnym świecie się znalazł, a jeśli nie zauważa wszechobecnej przemocy, to znaczy, że jest ślepy i pozbawiony empatii. Z kolei jeśli dostrzega ją tak wyraźnie jak woźny, już nigdy nie będzie szczęśliwy i może nawet wpadnie w nałogi czy chorobę psychiczną, bo historia bestialstwa ludzkiego jest zbyt okrutna, by można ją było bezkarnie badać.

A na koniec jeszcze kilka cytatów:

„Wiem wszystko i chciałbym już tylko spać i pić, to jedyna pociecha i jedyne wyjście. To najbliższa dostępna nam możliwość ucieczki z tej latryny, którą jest nasza planeta”[7]. 

„Niezmiernie długi jest czas, którego potrzebuje drzewo, by wyrosnąć, w porównaniu z czasem, który wystarczy, by za pomocą dynamitu wysadzić je w powietrze”[8]. 

„Wszyscy skarżą się na niedostatki swojej pamięci, lecz nikt nie skarży się na niedostatki swego rozumu”[9].

„Wybór samodzielnego myślenia oznacza klęskę, kiedy nie umie się myśleć”[10]. 

Co by się – powiedzmy szczerze –  ostało z naszej kochanej, brzydko pachnącej, pięknej Europy, gdyby nie nasi narkomani, pijacy, homoseksualiści, gruźlicy, psychicznie chorzy, syfilitycy, moczący się w łóżka, kryminaliści i epileptycy? Cała nasza kultura została stworzona przez szaleńców, przestępców i ludzi chorych. Nie ma ani jednego normalnego człowieka, który zrobił coś pożytecznego lub trwałego: normalni budowali niewolnicze obozy w Germanii i Rosji”[11].
---
[1] Jens Bjørneboe, „Historia bestialstwa. Chwila wolności”, przeł. Anna Marciniakówna, Czytelnik, 1995, s. 138.
[2] Tamże, s. 110.
[3] Tamże, s. 276.
[4] Tamże, s. 46
[5] Tamże, s. 288.
[6] Tamże, s. 11.
[7] Tamże, s. 96.
[8] Tamże, s. 238.
[9] Tamże, s. 110.
[10] Tamże, s. 252.
[11] Tamże, s. 49.

16 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Warto przeczytać, choć to lektura bardzo depresyjna. A w ogóle to Jens Bjørneboe sam chorował na depresję i swoje życie zakończył samobójstwem.

      Usuń
  2. Zapamiętam ten tytuł, zdecydowanie. Przyłapałam się na gorzkiej, ponurej refleksji, że chyba dogadałabym się z głównym bohaterem. Mam bardzo podobne przemyślenia o naszym gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam łagodniejsze zdanie o naszym gatunku. :) Owszem, świat to bagno, a większość ludzi istotnie lubi patrzeć na cierpienie innych i dołożyć swoją cegiełkę do tego cierpienia, ale jednak nie wszyscy są tacy. Zachęcam do przeczytania książki. I taka ciekawostka – bohater zamieszkał w alpejskim miasteczku i wkrótce odkrył, że nawet tu najbardziej poważani ludzie prowadzą ohydne drugie życie, potajemnie robią coś wstrętnego.

      Usuń
  3. Książka o mającej powstać książce - już czuję, że to coś dla mnie. Ogromnie lubię tego typu powieści (polecam choćby "Temat na pierwszą stronę" U. Eco), więc i za tą będę się rozglądać, tym bardziej, że dotychczas o niej nie słyszałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z książkami Eco jeszcze się nie zetknęłam. :) A w „Historii bestialstwa” zamieszczone są fragmenty tej książki pisanej przez narratora. Są tu fragmenty jego książki, ale też jego rozważania, wspomnienia, obserwacje z pracy w sądzie... Wszystko to jest połączone w ciekawą i inteligentną, ale zarazem bardzo ponurą całość.

      Usuń
    2. Prozę, ale i eseistykę Umberto Eco bardzo polecam. To niezwykle ciekawy i oryginalny pisarz, choć w przypadku osób, które sięgały po "Imię róży" z myślą, że to klasyczny kryminał, można spotkać się z mocno negatywnymi opiniami na temat jego pisarstwa :)

      Usuń
    3. „Imię róży” mam nawet w domu. I myślałam, że to klasyczny kryminał, dlatego nie brałam tej książki do rąk, bo za kryminałami nie szaleję. :)

      Usuń
  4. Książka wydaje się bardzo trudna pod względem emocjonalnym, acz na pewno ciekawa. Ludzie nie zauważają na co dzień wszechobecnej przemocy i zła, bo mają dobrze wbudowane w psychikę mechanizmy obronne, czyli stawiałabym bardziej na ślepotę niż brak empatii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pod względem emocjonalnym jest bardzo trudna, bo autor nagromadził w niej mnóstwo okrutnych historii, przygnębiająca jest też postać głównego bohatera, przekonanego, że wszyscy ludzie tylko czekają na to, by móc bezkarnie zadawać innym ból. U tego bohatera żadne mechanizmy obronne nie działają, wyraźnie widzi wszystko, co złe, wszystkim się przejmuje...

      Usuń
  5. Jedna z ciekawszych historii. Bardzo ciekawa i trudna książka.

    Mój Blog: https://skupaut.malopolska.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawe są też „Rekiny” tego autora, i nie tak ponure.

      Usuń
  6. Nie słyszałam o niej i chyba raczej się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę namawiać do czytania, bo ta książka wpędza czytelnika w bardzo zły nastrój...

      Usuń