Osiemnastoletnia Lucan, główna bohaterka „Niewinnych mścicielek” Karen Blixen, pracowała jako guwernantka i była nawet zadowolona – aż do czasu, kiedy ojciec ucznia potraktował ją obraźliwie. Zszokowana, postanowiła uciec, chociaż w tamtych czasach – a był to rok 1840 – szanującym się pannom nie wypadało podróżować samotnie. Miała nadzieję, że pomoże jej Zosine, przyjaciółka z lat spędzonych na pensji, jednak okazało się, że ona również straciła dom i ojca. Dziewczęta zaczęły odwiedzać londyńskie biuro pośrednictwa pracy, gdzie dostały propozycję wyjazdu do Francji. Miały trafić do domu pastora o nazwisku Pennhallow i być traktowane przez niego nie jak służące, lecz jak przybrane córki.
Nowy dom niespecjalnie się dziewczynom podobał. Wprawdzie otrzymały dach nad głową i wyżywienie, należały do rodziny, jednak opiekunowie wydawali im się dziwni. Bez końca czytali Biblię, potępiali niemal wszystkich ludzi. Duchowny wręcz nienawidził prostytutek, twierdził, że nawet morderca zasługuje na litość, a one – nie. Z kolei pani Pennhallow ze wstrętem mówiła o fizjologii kobiet: „Kobieta należy do najbardziej odrażających istot. Naga jest tak ohydna, że umysł się wzdraga z obrzydzenia na samą myśl o takim widoku. (...) Funkcje kobiecego ciała są tak odrażające, że nawet między sobą kobiety wspominają o nich cichym głosem”*. Na domiar złego pastora nie odwiedzali niemal żadni goście, a poprzednie wychowanki – bo nie pierwszy raz wziął pod swoje skrzydła piękne, naiwne sieroty z zagranicy – zaginęły w podejrzanych okolicznościach. Lucan i Zosine miały mieszane uczucia. Czasami wydawało im się, że były bezpieczne i dobrze traktowane, innym razem – że wokół czaiła się groza, a pan Pennhallow prowadził podwójne życie i tylko udawał porządnego, podczas gdy w rzeczywistości knuł coś złego. A kiedy znalazły pewien list, ich niejasne obawy zmieniły się w przerażenie. Czy były histeryczkami nieumiejącymi docenić dobroci opiekunów, czy może naprawdę powinny uciekać?
„Niewinne mścicielki” mają coś z romansu, powieści awanturniczej oraz gotyckiej. Spora część akcji dzieje się w posiadłości położonej z dala od siedzib ludzkich, zarządzanej przez tajemniczego właściciela. Dochodzi tu do wielu dziwnych wydarzeń, bohaterki wyczuwają niebezpieczeństwo. I ten nastrój grozy oraz niepewności autorka zbudowała całkiem sprawnie. Dosyć dobrze zarysowała też tragiczną sytuację dziewcząt żyjących w dziewiętnastym wieku, które chciały znaleźć pracę, a jednocześnie dotrwać w cnocie do ślubu. Te dziewczyny nie miały gdzie szukać pomocy, mogły liczyć tylko na szczęście. Na plus autorce należy też policzyć fakt, że bohaterki nie zostały stworzone na podobieństwo współczesnych nastolatek, tylko są inne, właśnie takie dziewiętnastowieczne. Kiedy na przykład chodzą samotnie po londyńskich ulicach, czują się tak upokorzone, jakby ktoś zdarł z nich ubranie. Są odważne i zdeterminowane, ale też zawstydzone i przybite faktem, że żaden mężczyzna się nimi nie opiekuje. Nie mają w sobie nic z feministek. Nie myślą o niesprawiedliwościach społecznych i nie pragną zmienić świata, chcą tylko znaleźć dla siebie bezpieczne miejsce.
To, niestety, wszystkie zalety powieści. Autorka nie przemyślała dobrze fabuły, naiwność niektórych jej pomysłów jest przerażająca. Na przykład młody mężczyzna nakłada ubranie starego, dokleja sobie wąsy – i znajomi starego nie zauważają oszustwa. Innym razem grubawy facet nakłada suknię, kapelusz i udaje smukłą, piękną osiemnastolatkę. I też nikt nie poznaje się na kamuflażu. Już nie wspominam, że autorka nadużywa motywu przebieranek. Kiedy pojawia się ciekawy wątek, zaraz serwuje jakąś bzdurę, w którą nikt będący przy zdrowych zmysłach nie uwierzy. „Niewinne mścicielki” to powieść tak nieprzekonująca i dziwaczna, że raczej niewielu osobom przypadnie do gustu. Zresztą sama Karen Blixen wstydziła się tej książki, wydała ją pod pseudonimem. A kiedy pisarka nie chce się przyznać do swojego „dziecka”, to znaczy, że coś z nim jest bardzo, bardzo nie tak.
Moja ocena: 3/6.
---
* Karen Blixen, „Niewinne mścicielki” („The Angelic Avengers”), przeł. Jan Pyka, Dom Wydawniczy Rebis, 1996, s. 148.
Szkoda, że coś nie wyszło, bo zarys fabuły był całkiem ciekawy.
OdpowiedzUsuńNiestety autorce nie wyszło, do „Pożegnania z Afryką” dużo tej książce brakuje. :)
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam nazwisko Karen Blixen, to już myślałam, że to będzie piękna opowieść, ale jednak powieść nie powala.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, po Blixen można by się spodziewać lepszej książki. Najbardziej przeszkadzały mi nieprawdopodobieństwa fabularne.
OdpowiedzUsuńHa, ja jeszcze nie czytałem żadnej z książek tej autorki, ale przyznaję, że jakoś mnie do tego nie ciągnie. Nie wiem, co jest źródłem mojego uprzedzenia, ale jestem pewien, że gdybym już kiedyś zdecydował się na nawiązanie znajomości z panią Blixen, to na pewno naszej relację nie zacznę od "Niewinnych mścicielek".
OdpowiedzUsuńNajlepiej jest zacząć od pięknego „Pożegnania z Afryką”. Ja kiedyś próbowałam jeszcze czytać jej „Siedem niesamowitych opowieści”, ale nie zdołałam dotrzeć do końca. Była to jedyna książka z Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich, która mi się nie podobała. Autorka pisała w nierówny sposób. :)
UsuńCzytając opis fabuły pomyślałam, że ta książka mogłaby mi się spodobać. Jak doczytałam o tych przebierankach i o tej naiwności to zmieniłam zdanie. Może bym przeczytała gdyby wpadła mi w ręce, ale szukać jej nie będę. :)
OdpowiedzUsuńTam oprócz przebieranek jest wiele innych naiwnych wątków, ale nie chciałam o nich pisać, by nie zdradzić zbyt wiele z treści. Książka raczej tylko dla fanów Blixen i osób zainteresowanych literaturą duńską. :)
OdpowiedzUsuńNie planowałem jej czytać, a po Twojej opinii utwierdzam się w tym wyborze.
OdpowiedzUsuńTrochę się ta powieść autorce nie udała. Szkoda!
OdpowiedzUsuńPrzyznaję nie bez zawstydzenia, że dotąd nie czytałam żadnej książki Blixen. Pytam jako całkowity laik: czy szczerze polecasz tę autorkę? Czytam w komentarzach pod recenzją, że "Pożegnanie z Afryką" warte jest uwagi...
OdpowiedzUsuńNie ma się czego wstydzić, nikt przecież nie jest w stanie przeczytać wszystkich książek wartych uwagi, bo jest ich po prostu za wiele. :) Tak, polecam „Pożegnanie z Afryką”, moim zdaniem to wartościowa książka, natomiast „Niewinne mścicielki” odradzam.
UsuńZ autorów duńskich fascynują mnie Henrik Pontoppidan oraz Herman Bang. Tego pierwszego znasz. :) Ten drugi jest autorem m.in. przepięknej, spokojnej powieści „Przy drodze”, opowiadającej o nudnym życiu na prowincji, spóźnionej miłości oraz o chorowaniu na gruźlicę. Ta powieść powstała pod koniec dziewiętnastego wieku i wspaniale przetrwała próbę czasu.
Tak, ja też lubię Pontoppidana. Ostatnio nabyłam nawet na pewnej znanej stronie internetowej jego "Ziemię obiecaną". I jakież było moje zdziwienie, kiedy po lekturze odkryłam, że to, co sprzedano mi jako całość, jest zaledwie pierwszą księgą. Poluję więc na kompletne wydanie.
OdpowiedzUsuńBangiem na pewno się zainteresuję. Bardzo dziękuję za wskazówkę.
Podziwiam rozległość Twojej literackiej wiedzy. I szczerze winszuję.
Jeszcze słówko...
OdpowiedzUsuńWyszukałam sobie tę powieść Banga, którą polecasz, i widzę, że autorką przekładu jest Józefa Klemensiewiczowa. To dla mnie dodatkowy plus. Raz jeszcze dziękuję.
O rany, szkoda, że zakupione dzieło jest zaledwie pierwszą księgą... Dziękuję za miłe słówko. :) Ja akurat czytałam „Przy drodze” w tłumaczeniu Jarosława Iwaszkiewicza, bo tak się wspaniale składa, że mamy dwa przekłady tej powieści. Jest w czym wybierać. Przekład Klemensiewiczowej pochodzi z początku dwudziestego wieku (i chyba trudno będzie go znaleźć w wersji papierowej), Iwaszkiewicza z lat sześćdziesiątych.
UsuńO, Iwaszkiewicz to wspaniała alternatywa. Dziękuję za informację. :) Jednakowoż udało mi się znaleźć jedynie wersję cyfrową, a ta jest w przekładzie Klemensiewiczowej. Mnie generalnie odpowiadają jej przekłady, głównie ze względu na starą polszczyznę, która ma w sobie nieodparty urok.
UsuńPrzepraszam, że odeszłam od tematu. Po "Pożegnanie z Afryką" na pewno sięgnę.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Oni oboje byli bardzo dobrymi tłumaczami i co ważne, przekładali z oryginału, a nie z innego przekładu. Oboje propagowali też literaturę skandynawską. Iwaszkiewicz napisał nawet „Szkice o literaturze skandynawskiej”. Ale jeszcze ich nie czytałam. Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam. :)
Usuń